Jestem Ynais Ato Enai Lakoseth i nienawidzę swojej kociej natury. Wszystko zaczęło się tak niepozornie. Coraz więcej pytań krążących w mojej głowie.
Czego pragnę? Czego pożądam? O czym nie mogę przestać myśleć? Co to jest? A może raczej kto? Czy jest ktoś taki? Czy jest osoba która zawróciła mi w głowie? Ktoś przy kim moje serce zaczyna bić szybciej? Ktoś przy kim czuję takie nagromadzenie pożądanie, że jest ono ciężkie do wytrzymania? Ktoś przy kim chciałbym pozostać całe życie? Ktoś kto mnie omamił?
Nie musiałem nawet mocno się skupiać nad zadawanymi pytaniami. Znałem odpowiedź. Tak był ktoś taki. A dokładnie Reo Choke. Cholerny demoni człowiek. To było tak nieprawdopodobne i mało możliwe, że aż musiało wydarzyć się mnie. Odkąd pamiętam zawsze pakowałem się z deszczu pod rynnę, a problemy lgnęły do mnie jak muchy do gówna. Jak poetycko.
W momencie kiedy jego język wtargnął do moich ust, zadrżałem. Chciałem by mnie wziął tu i teraz. To tak koszmarnie upokarzające. Nie mogłem zostać jego niewolnikiem. Wiedziałem, że jak to z nim zrobię, zostanę zniewolony przez swoje głupie serce do końca życia. I on będzie mógł ze mną robić co mu się żywnie podoba a ja nie dam rady mu odmówić. To takie porąbane. On jest brutalny. Wyczuwam to w nim. Do tego napaleniec jakich mało. Wiedziałem, że z takiego układu nie wyniknie nic dobrego, jednak moja kocia natura już wybrała. To było oczywiste. Prędzej czy później i tak mu się poddam. Jednak najgorsze było to, że to on zmuszał mnie do podjęcia jednoznacznej decyzji. On jako dominant powinien wyjść z propozycją, a ten dupek tylko coraz bardziej mnie nakręcał, przez co poziom mojej frustracji gwałtownie rósł. Do tego ten cholerny demon. Miałbym resztę swojego marnego życia spędzić w tej cuchnącej norze? Po moim cholernie zimnym trupie. Miałem trzy niezbyt ciekawe opcje. Każda z nich miała zarówno plusy jak i minusy. Ucieczka wiązałaby się z wiecznym cierpieniem kociej formy. Nigdy bym się już nie zakochał. Odwieczny tułacz po najdalszych krańcach świata, próbujący uśmierzyć ból. Zapomnieć. Mogłem spróbować również śmierci ale nie chciałem jeszcze wąchać kwiatków od spodu, a perspektywa mojego martwego ciała znalezionego przez Reo tym bardziej mnie odrzucała. Wiedziałem, że on nic nie czuł ale to i tak bolało. Co by zrobił z moimi zwłokami? Wyrzucił? Zbezcześcił? Wykorzystał do zaklęć lub innych chorych eksperymentów? Mogłem również zostać i ze wszystkiego się zwierzyć. Może wziąłby odpowiedzialność. A jeżeli nie? Wtedy… Wtedy bym się zabił. Nie jestem słaby, ale moja miłość mogłabym mu zrobić krzywdę. Nie chciałem tego. Mimo, że Choke jest dupkiem nie zasługiwał na to. To wydawało się być dobrym planem. Oddanie mu swojego ciała. A nawet jeżeli nie poczuje tego co ja to będę mu służyć. Będę go chronić tak długo dopóki w twarz mi nie powie, że mnie nienawidzi. Miłość jest chora. Jest sadystyczna kochanką zmuszającą nas do irracjonalnych decyzji. Bezwzględną suką mająca gdzieś nasze uczucia.
Ludzie mówią o niej jak o czymś wspaniałym, ale mój przypadek pokazuje coś innego. Nie ważne co bym robił, moja natura podjęła decyzję za mnie. I nie jest to tak jak w przypadku ludzi, że mogę się odkochać. Kotołaki zakochują się tylko raz. Że też nie miałem w kim. Prawie każdy nadawał się do tego bardziej. Czemu musiał być to egoistyczny dewiant ze skłonnością do sadyzmu.
Jestem Ynais Atoa Enai Lakoseth i moja kocia strona wybrała Reo za drugą połówkę, a ja nie mam, nic przeciwko.
***
Wieczór nadszedł bardzo szybko. Cóż się dziwić. Panowała zima, przez co noce były długie, a dni krótkie. Cały dzień poświęciłem na wewnętrzną dyskusję. Jednak w końcu podjąłem decyzję. Musiałem… nie… Chciałem to zrobić. Więc gdy tylko słoneczna tarcza zaszła za horyzont, wyszedłem cichcem z pokoju i podtrzymując się ścian, na wpół ślepo ruszyłem w kierunku pokoju Reo. Zbliżało się marcowanie. Potrzebowałem tego. Zbliżałem się powoli cały czas się wahając. Jednak wszystkie wątpliwości odeszły kiedy do moich nozdrzy doszedł ten cudowny zapach. To on. Skoczyłem wręcz na ślepo w kierunku gdzie wydawało mi się, że są drzwi. Wpadłem do środka jak wicher i nie mogąc dłużej ustać na drżących nogach upadłem na kolana. Byłem cały spocony, a ból pulsujący w dole brzucha wcale nie pomagał.
Błaaagammm… Weź mnie - nie miałem siły się więcej opierać. Chciałem tego. Potrzebowałem tego
< Ekhm... Reo *rumieni się wściekle* >
700 słów
700 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz