Kiedy usłyszałem dziewczęcy głos dosyć ostro się zdezoriętowałem. Chwila... Coś ewidentnie jest nie tak.
- Enzo. - przedstawiłem się dziewczynie z uśmiechem. - Usiądź gdzie chcesz, Loren zaraz wróci, poszedł po herbatę. - zaprosiłem dziewczynę do środka.
- Chyba nie. - wzruszyłem ramionami siadając na ziemi - Loren coś mi tam wspominał ale nie za bardzo go słuchałem. - mówiłem beztrosko bawiąc się z kotem.
- Puszek jesteś taki słodki!- zawołałem widząc jak ten przewrócił się na plecy.
- On nie nazywa się puszek. - usłyszałem głos Lorena dochodzący z korytarza.
- Ta dziewczyna o której wspominałeś do ciebie przyszła!- zawołałem również kładąc się na ziemi. Kotek wszedł mi na brzuch i wygodnie się położył.
- Keya nie przyszła do mnie tylko do ciebie. - mężczyzna pojawił się w drzwiach i zmierzył mnie ostrym wzrokiem. - Nie rozpieszczaj mi jej tak bo potem mnie nie słucha. - dodał zaplatając ręce na klatce piersiowej.
- A to już nie moja wina że mnie kocha bardziej. - zaśmiałem się pokazując mu język.
- Masz do mnie jakąś sprawę? - zwróciłem się do dziewczyny całkowicie olewając obecność Lorena w tym momencie.
- Nie do ciebie Enzo a do Viviana. - westchnął mężczyzna ruszając do kuchni.
- AAAAA to zmienia postać żeczy. - przeciągnąłem przewracając oczami i ponownie spoglądając na widocznie zdezoriętowaną dziewczynę. W sumie nie dziwię się. Przychodzi do jakiegoś mieszkania i pierwsze co widzi to jakiego beztroskiego faceta tarzającego się z kotem po dywanie. Ale nikt nigdy nie mówił że będzie kolorowo.
- Vivian ma ją uczyć. - dodał przynosząc trzy kubki herbaty.
- Że on? - Zaśmiałem się - Jak chcesz się nauczyć jakichś przydatnych w życiu umiejętności to źle trafiłaś, on całymi dniami nic tylko w książkach siedzi. - zaśmiałem się.
- Ale tu właśnie chodzi o wiedzie książkową. - zestrofował mnie Loren.
- To zmienia wszystko. W takim racie bardzo dobrze trafiłaś. Ale nie teraz. . - wzruszyłem ramionami podnosząc się do siadu. Przeniosłem się obok stołu przy którym oboje siedzieli i zacząłem słodzić herbatę.
- Vivian cię zabije za tyle cukru.- usłyszałem.
- Wiem. - machnąłem ręką dorzucając jeszcze dwie łyżeczki. Zacząłem mieszkać napój kiedy Loren przewrócił oczami i wrócił do kuchni. Po chwili ponownie się pojawił z kolejnym kubkiem w rękach.
- Już mnie nie zabije. - dodałem z ogromnym uśmiechem
- Same z wami problemu. - mężczyzna pokręcił głową
- Nigdzie nie znajdziesz takich trzech jak na dwóch. - odpowiedziałem popijając ciepły napój.
- Keya musimy teraz chwilę poczekać zanim pojawi się twój nauczyciel. Jak ten człowiek się zadomowi to szybko nie odpuszcza.- zwrócił się do dziewczyny.
- Ej nie prawda! - zawołałem oburzony. Jednak gdy mężczyzna uraczył mnie wymownym spojrzeniem tylko cicho westchnąłem.
Keya?
401
401
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz