sobota, 21 marca 2020

Od Josha CD. Lithium

Przysłuchiwał się jej zaintrygowany. To co mówiła, było stu procentową prawdą, o której doskonale wiedział. Uśmiechnął się delikatnie na jej ostatnie słowa, wpatrując się w jej jasnoniebieskie oczęta, które pięknie odbijały ostatnie ciepłe promienie słoneczne. Pomarańczowe niebo także znalazło swój mały zakątek na drugim niebie. Prawy kącik ust poszedł jeszcze wyżej, zdając sobie sprawę że polubił jej oczy. Pokręcił głową i odwrócił się tak, żeby słońce ocieplało jego twarz. Przymknął oczy i lekko skrzywił głowę, rozkoszując się tym lekkim ciepłem.
- Masz zdecydowaną rację. Ale też nie wiesz, ilu medyków działa w nocy. Robią to zazwyczaj we własnym zakresie tak, że zarząd tego nie wie. Jednakże zwykli medycy nie dają sobie wtedy rady - wymruczał ostatnie zdanie, przypominając sobie swoje umiejętności i różne wydarzenia.
- Ale to nie jest też tak, że każdy boi się ryzyka, Lithium. Tak jak powiedziałaś, w nocy budzi się półświatek. W nocy budzi się zło. W nocy ludzie i nie tylko oni czują się bezkarni. Zwłaszcza ci drudzy. Wiesz ile razy byłem świadkiem jak Wendigo próbuje zjeść człowieka żywcem? - zaśmiał się sucho, jednocześnie otwierając oczy, a na twarz wpłynął grymas.
- Obrzydliwe - warknął.
Nie wspomniał o wampirach. O żywiołakach co próbowali spalić kogoś żywcem dla zabawy. Kitsune którzy świetnie się bawili oglądając wszelkie nieszczęścia, które dla ludzi były przerażające.
O zdziczałych chimerach.
Zagryzł policzek od środka.
Ten kraj był chory. Przez nienawiść do magicznych, rodzi się w nich okropne zło. I było ich wielu.
- Myśl o nadprzyrodzonych rodzi we mnie takie dziwne uczucie... Myślę, że to może być strach. Nigdy nie wiem czego mogę się spodziewać w konfrontacji z nimi.
Uśmiechnął się słabo na jej słowa.
- Strach przed nieznanym - uśmiechnął się w jej stronę, jakby smutno. Nic nie poradził, że lekko ściskało go to za serce.
- Jednakże, nie ma się czego bać. Oni gdzieś tam w środku też się boją, tylko że o swoje życie. Jak zostaną złapani to mają tylko jedno wyjście - stwierdził.
- To dlaczego się z tym nie ukrywają?
Uśmiech spadł z jego twarzy. "Dlaczego się nie ukrywamy? Dlaczego robimy rzeczy, które dla nas są normalne? Dlaczego mamy ukrywać to, co dla nas jest normalne?"
- Bo chcą normalnie żyć, bez ograniczeń. Jako człowiek nie musisz się martwić że... - poczuł szturchnięcie. I zdał sobie sprawę z tego, że jeszcze trochę i by mógł się zmienić w swoją postać. Wziął głęboki oddech.
- Idziemy więc. Pełnimy dzisiaj nocną wartę, ale wolałbym żebyś była na koniu przez moment - stwierdził, mówiąc bardziej pewnym tonem głosu. Widział jak blondynka patrzy na niego, to na konia, który był, cóż, duży. Zaśmiał się na to.
- Arno jest super konikiem, zapewniam - poklepał siwuska, który parsknął i trącił pyskiem jego bok. Koń był duży, dla dziewczyny pewnie lepszy byłby Reiner - był mniejszy, ale i tak ogromny w porównaniu do normalnego renifera (chociaż większość osób i tak myśli że jest mały - cóż, nie widzieli normalnych reniferów).
- Ale... jak mam na niego wejść?
Teraz to on był zdziwiony. Uśmiechnął się jednak miło.
- Najpierw połóż walizkę. Egon jej popilnuje. Teraz, chodź tutaj. Dosięgniesz do strzemiona? - podszedł do dziewczyny, nagle zdając sobie sprawę z tego jak bardzo wyższy od niej jest.
Urocze.
- Gdybym była trochę wyżej, to--
Nie dał jej dokończyć, tylko chwycił ją bez wysiłku za boki i podniósł, jednocześnie czując jak dziewczyna się spina. Po krótkie chwili jednak weszła na konia i usiadła na nim, wyglądając na trochę zagubioną. Josh zaśmiał się na ten widok.
- Nie bój się, nie pozwolę ci jechać samej na nim. A teraz, trzymaj - podał jej własność, czyli walizkę, po czym szybko i wskoczył na konia, tuż za nią. Chwycił za wodze i schylił się do przodu, jednakże mając głowę tuż nad głową blondynki.
- Rozluźnij się - mruknął, po czym ruszył stępem, a jakiś czas później, kłusem. Mógł przysiąść że jazda dla dziewczyny w pierwszych chwilach była niekomfortowa, nawet jeśli by tego nie powiedziała głośno. Cóż, jazda w dwójkę kiedy dopiero co poznany facet przyciska się w twoje plecy i jednocześnie jedziecie w dwójkę?
Parsknął na tą myśl, przez co blondynka chyba w formie reakcji chciała spojrzeć na niego, ale momentalnie straciła równowagę i pewnie by wypadła, gdyby nie szybka reakcja Blacka. Owinął rękę wokół jej boku i szybko wyprostował, jednocześnie samemu przechylając się tak żeby mógł spojrzeć na nią.
- Wszystko w porządku? - Jego twarz była wypełnioną troską. Nie będzie kłamać, faktycznie przestraszył się że mogła spaść. W międzyczasie zwolnił konia do stępu i obserwował jej trochę zszokowaną twarz. Uśmiechnął się delikatnie i wyprostował, puszczając ją całkowicie i zatrzymał konia. Zeskoczył z niego i poklepał Arno po szyi. Słońca już praktycznie nie było. Nie zdawał sobie sprawy z tego, jak długo jechali - no, może nie aż tak długo, ale wystarczająco żeby słońce zniknęło. Podszedł do Lithium i pomógł jej zsiąść - a dokładniej, to ją złapał, bo znowu coś poszło nie tak.
- Spokojnie, nie tak szybko. Chyba nie było aż tak źle, co?
Odpowiedziała mu cisza, pokręcił delikatnie głową i zaczął prowadzić konia za uzdę. Spojrzał kątem oka na blondynkę, która wpatrywała się w niego. Mrugnął zdziwiony i pochylił głowę w bok, niekontrolowanie ruszając rękoma, jakby wzruszał ramionami, ale zbyt dziwnie. Zaśmiał się nerwowo - odruch z jego prawdziwej formy.
***
Szli w ciszy. Egon wyczuwał jakiegoś magicznego i dawał znaki. Josh je rozumiał. Lithium nie. Nie zadawała pytań, więc nic jej nie mówił.
Do momentu w którym wilk nagle nie zawarczał i zawył. Jego uszy stały prosto, a ogon wysoko i w bezruchu. Szczerzył jednocześnie kły.
Zaatakował kogoś. Krew.
- Co się dzieje? Dlaczego ta--
- Jakiś magiczny kogoś zaatakował - warknął.
- Prowadź, Egon - zagwizdał, jednocześnie klepiąc wilka po zadzie. Psowaty zaczął szybko truchtać, a oni za nim.
Ktoś został zaatakowany. Magią.
Spojrzał w bok na dziewczynę, na której twarzy było widoczne zmieszanie.
- Pamiętaj żeby nie rzucać się na nadprzyrodzonych. Nieważne co to za osobnik, będziesz dla niego zdecydowanie łatwym celem i może cię nawet zabić. Ale spokojnie, mamy Egona, mnie, i Arno.
- Umiem walczyć...
- Ale nie dasz rady przeciwko magii.
- A ty dasz radę?
"Dam radę. Jestem chimerą." Odpowiedział w myślach, w rzeczywistości pozostając cicho. Czuł na sobie jej wzrok. Jeżeli zostanie zaatakowany magią, nic mu się nie stanie. Chyba, że będzie to przykładowo ogień. Wtedy nie dość że wróci do formy kruka, to zostanie mocno poparzony.
Wtedy przed nimi rozległ się okropny widok.
Grupka ludzi, głównie mężczyzn w młodym wieku, leżała na ziemi. Byli ciężko ranni, było wszędzie dużo krwi.
A po środku stał on. Jeden z magicznych. Josh zmarszczył brwi kiedy zobaczył jego ręce. Wyglądały jakby były pokryte szronem.
Lód?
- Ho? Przychodzicie do mnie, zamiast uciekać? Z jakimś pieskiem? - Egon warczał, i podchodził do młodego chłopaka. Dałby mu maksymalnie 17 lat.
- Stań za mną, Lith - szepnął, wystarczająco głośno, tonem nieznoszącym sprzeciwu. Wyczuwał że dziewczyna mogłaby ruszyć do przodu. I gdy spojrzał na nią, też to widział - toteż zmrużył oczy i posłał jej zimne spojrzenie.
- Zgrywamy rycerzyka? Ci tutaj też chcieli nimi być
Zaśmiał się.
- Rycerza? Jestem tylko zwykłym, prostym medykiem.
Zrobił krok w przód.
Jeden z jego kącików ust podszedł do góry.
Był znacznie większy. Odporny na magię. Nie ma mowy że w tej chwili by przegrał. Zrobił więc parę następnych kroków.
Chłopak nie wydawał się przestraszony. Po prostu także się zaśmiał, po chwili rzucając ręce przed siebie.
W jego stronę leciał magiczny sopel lodu. Stanął, podniósł głowę do góry i uśmiechnął się kpiąco.
W chwili gdy miał zostać przedziurawiony, lód zniknął.
Chłopak widocznie się przestraszył.
- C-co?! Kim jesteś?!
- Zwykłym medykiem - podszedł do niego, stając dosłownie przed nim. Wilk był tuż obok niego. Czuł że Lithium za to była tuż za nim.
Czuł że wystarczy teraz tylko ogłuszyć chłopaka.
Nie spodziewał się jednak, że w kolejnym sople lodu, znajdzie się nóż.
Który wbił się w jego brzuch, czego oczywiście nie poczuł. Widział jedynie uśmiech na twarzy dzieciaka przez co zdał sobie z tego sprawę.
W jednej chwili siedział na nim, a nagłe i gwałtowne ruchy otworzyły i poruszyły nożem, przez co poczuł to. Przeklął pod nosem i uderzył chłopaka w tył głowy, przez co zemdlał i zszedł z niego. Zazwyczaj nie czuł bólu, ale ten nóż. Zagryzł zęby i go wyjął, co zapewne było błędem - o czym chwilę potem się przekonał, gdy krew coraz bardziej się sączyła z rany. Położył na niej dłonie, próbując zatamować krwawienie i podszedł do jednego z najmniej rannych chłopków.
- Hej, jesteś przytomny. Wstawaj i zajmij się resztą póki ten gnojek nie kontaktuje - wycharczał, trzęsąc rudowłosym. Czuł jak kręci mu się w głowie. Stracił dużo krwi.
<Lithium?>

Liczba słów: 1383

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz