wtorek, 31 marca 2020

Od Sorena Cd. Vivian

Soren westchnął cierpiętniczo ocierając okrwawioną klingę swojej saksy w lniany materiał koszuli. Oczywiście nie swojej. Trup leżący przed nim twarzą do dołu, za życia był zamieszany w jakieś szemrane interesy. Coś co podobno miało związek z Wygnańcami i król kazał go sprzątnąć. To właśnie ów denat miał na sobie śnieżnobiałą koszulę nocną wykonaną z gęsto tkanego lnu. Facet naprawdę był przy forsie, a zielonooki nie omieszkał z tego nie skorzystać. W końcu kiedy znów trafi mu się taka perełka?
Mruknął niezadowolony, widząc, że plama krwi coraz bardziej rozlewa się po podłodze i niemal dosięgła jego stóp. Co jak co, ale nie chciał brudzić swoich ubrań bardziej niż to konieczne. Zostało jeszcze odcięcie palca. Chociaż, czemu nie miałby sobie nieco pogawędzić? Ostatnio coraz bardziej doskwierała mu samotność i towarzystwo Cienistego nie było wystarczające. Może ten nieboszczyk dostarczy mu jakiejś rozrywki?
Zaraz jednak zganił się w myślach. Nie ma czasu na zabawę. Król przekazał mu listownie, że musi czym prędzej wracać na dwór po kolejne zlecenie. Przeklęty, nadęty starzec, a zarazem jego chlebodawca był coraz to bardziej wymagający. Trzeba przyznać, że Soren naprawdę nie miał nic przeciwko swojej pracy. Przeciwnie nawet ją lubił. Tylko czasem zmarli mogli by być bardziej rozmowni. Zazwyczaj jedyne co robią to drą się na niego i wymyślają od morderców, a żadne tłumaczenie, że jest skrytobójcą nie mordercą nie dają żadnych rezultatów. To doprawdy irytujące. Uciszały się dopiero kiedy groził, że odeśle je z powrotem na dół. Wtedy jakoś dziwnie markotniały, a niektóre bladły jeszcze bardziej o ile to w ogóle możliwe.
Zielonooki nadal mamrocząc z niezadowolenia, dokładnie wyczyścił swoją saksę, pozbawił nieboszczyka małego palca u lewej ręki, by następnie podkradając jeszcze sakiewkę ze złotem, schować się w cieniu. W najciemniejszym kącie pomieszczenia, zamknął oczy i po wyszeptaniu zaklęcie w tym dziwnym szeleszczącym języku, przenieść się na królewski dziedziniec. Stamtąd prędko dotarł do bocznych drzwi dla służby i niezauważony przez nikogo wszedł do kuchni. Podkradł jedno jabłko i zasalutował kiwającej nań chochlą Krugel. Nadworna kucharka była jedyną osobą, która na swój własny, dziwny sposób troszczyła się o nekromantę. Oczywiście nie znała jego prawdziwego zawodu jednak niejednokrotnie łajała go za nanoszenie krwi do jej kuchni. A Soren zwyczajnie nie mógł się oprzeć. Uwielbiał droczyć się z tą kobietą, choć już niejednokrotnie skończył ze sporych rozmiarów guzem rosnącym na jego potylicy. Doprawdy. Krugel potrafiła być okrutna.
czarnowłosy zaśmiał się pod nosem i wręcz tanecznym krokiem ruszył w kierunku prywatnych królewskich komnat. Skończył swój owoc, a obierek jak zwykle przerzucił do świata zmarłych, który na co dzień robił za jego prywatny, przenośny śmietnik. Jak zwykle omijając strażników bez większego problemu, wparował do komnat, gdzie król akurat podpisywał jakieś dokumenty.
- Witam Waszą Wysokość!
- Oh! To ty Soren! Jak zwykle niezauważenie wślizgujesz się do moich komnat - król podskoczył na krześle i z nerwowym śmiechem, prędko uprzątnął papiery zalegające na jego biurku
- Przecież mnie wezwałeś. Nie piłeś swojej dzisiejszej herbaty na poprawę pamięci?
Król jedynie spiorunował przybyłego wzrokiem. Obydwoje doskonale zdawali sobie sprawę, że lepiej nie wprowadzać niepotrzebnego najęcia, jednak Soren nie mógł się oprzeć. Tak bardzo mu się nudziło. Ostatnio nawet Cienisty zaczął go unikać, prawdopodobnie unikając ciągłej paplaniny nekromanty.
- Zachowuj się! Zawdzięczasz mi życie. Już z samego tego powodu należy mi się twój szacunek, nie wspominając już o tym, że jestem władcą całego tego państwa.
- Nigdy nie prosiłem cię o ratunek - głos ciemnowłosego nagle stał się zimny jak lód. Doskonale pamiętał tamtą noc. Tamtej nocy chciał zginąć i często zastanawiał się czy tak właściwie nie byłoby lepiej. Chociaż po tym jak miał krew tylu ludzi na rękach nie koniecznie spieszyło mu się do piekła
- Ty nigdy o nic nie prosisz - również i głos jego rozmówcy stał się niezwykle oziębły, a czaiła się w nim pewna groźna nuta - W każdy razie. Mam zlecenie.
- Oho! Jaka to kolejna wygnańcza duszyczka podpadła pod królewski nos? Ostatnie zadania były naprawdę nudne. Można by pomyśleć, że Waszmość się starzeje - Zielonooki zarechotał ale zamilkł przełykając ślinę, widząc mrożące spojrzenie władcy
- Nie zapominaj, że tak kucharka, którą tak lubisz, pracuje w mojej kuchni.
Czarnowłosy zachował kapiącą maskę, ale w środku warknął z irytacją. Skąd ten śmieć wiedział o Krugel?
- Pokojówki bywają niezwykle rozgadane
No tak. A jakże by inaczej. Wszystko co złe prawie zawsze pochodzi od pokojówek. Plotkary, trucicielki, złodziejki. Chyba paru pannom przydałyby się odwiedziny dawno zmarłych krewnych.
- Tym razem to nie będzie wygnaniec. Masz zabić człowieka. Za dużo wie.
- Nie taka była umowa - Soren zaprotestował. Owszem. Lubił zabijać, ale sam kiedyś był człowiekiem i tak jak jego nowy cel, przez przypadek dowiedział się zbyt wiele. Widząc jednak uważne spojrzenie króla zamilkł
- Pamiętaj. Kuchareczka pozostaje w tym zamku, tak długo jak będziesz posłuszny. Nawet jeżeli ją stąd zabierzesz, nie możesz ukrywać jej wiecznie. Zresztą. Jestem pewien, że nie będzie zachwycona, gdy dowie się kto jest odpowiedzialny za śmierć jej syna. W końcu skąd to biedactwo mogło wiedzieć, że facet z którym się przespała był wilkołakiem, co?

***

Mężczyzna zaklął siarczyście, wlewając sobie do gardła kolejną szklankę wątpliwej jakości alkoholu. Spędził w karczmie już trzy godziny i zbliżała się godzina 2 w nocy, a on nadal bił się z myślami. Musiał wykonywać rozkazy władcy. Uwielbiał również zabijać. Może też duch człowieka będzie bardziej chętny do rozmów niż te wszystkie wilkołaki i wampiry.
Soren ponownie sarknął wypominając sobie własną hipokryzję. Wygnaniec zabija wygnańców. Co prawda znajdował się na łasce bądź nie łasce króla, a raczej Krugel się znajdowała, ale to w końcu głupie sentymenty nekromanty wpędziły kobietę w kłopoty. Ta na szczęście czy też nie, nie zdawała sobie z tego sprawy. Mimo, że nie była to jego jakaś nie wiadomo jaka przyjaciółka, szanował Krugel. Soren nie miał problemu by zadawać komuś śmierć, o ile robił to własnymi rękoma. Nienawidził jak ktoś przejmował inicjatywę.
Kolejne burknięcie i kolejna flaszka zniknęła w jego ustach. Cholerny Król. Cholerne zlecenie, Cholerne nekromanctwo i cholerny cel który się w to wpakował. Następną ofiarą miał być zaledwie 18 letni chłopak. Co on zobaczył? Usłyszał? To musiało być coś naprawdę pechowego. Ech… Toż to jeszcze dzieciak. Jego kość źle będzie się wpasowywać w jego kolekcję.
Uniósł głowę gdy do pomieszczenia wtargnął kolejny podmuch chłodnego nocnego powietrza, świadczący jednoznacznie, że do karczmy wszedł nowy gość. I rzeczywiście. W progu stała jakaś niska postać w dość wyciągniętej bluzie. Jednak Soren był już tak wstawiony, że nie mógł dostrzec żadnych konkretnych szczegółów. Jednak drobna budowa przybysza zrobiła swoje. Zielonooki miał koszmarną słabość do delikatnych chłopców. Zawsze był raczej typem dominanta.
Wstał z taboretu podpierając się na blacie, a świat zawirował w jego głowie. Chwiejnym, acz niesamowicie jak na swój stan pewnym krokiem podszedł do nieznajomego. I w momencie kiedy był już naprawdę blisko, potknął się o własne nogi opierając prawie cały swój ciężar na drobnym chłopaku. Z tej perspektywy mógł się bliżej przypatrzeć tajemniczemu przybyszowi. Młodzieniec był naprawdę uroczy. Nie był w zasadzie pewien czy jest już pełnoletni. Czarne, roztrzepane włosy, opadały delikatnie na jego oczy, których prawa tęczówka mieniła się zielenią, natomiast druga, głębokim odcieniem błękitu. Pod linią ust miał mały uroczy pieprzyk.
- Oh! Szczęście mi dziś sprzyja! Widzisz. Szedłem sobie właśnie zabić takiego jednego i wpadam na takiego słodziaka!
Po tym zaśmiał się z niesamowitym rozbawieniem i odciążając nieco nadal przygniecionego chłopaka, zanurzył swój nos w jego puszystych włosach. Jak one ślicznie pachną.
- Zabić? - drżący głos należący do nieznajomego nieco wyrwał go z otumanienia
- No tak. Ten stary buc dał mi kolejne zlecenie! Wyobrażasz to sobie perełko?! Ehhh… Głupi, głupi Vivian! On jest człowiekiem wiesz? - w tym momencie przerwał swoją wypowiedź, gdyż nagły napad czkawki przeszkodził mu w dalszej konwersacji. Zaraz wziął jednak głębszy oddech i ponownie przylgnął do opartego plecami o ścianę chłopaka. - Nie chcę tego robić. On jest człowiekiem. Wiesz? Ludzie podobną są całkiem rozmowni. Ale wszyscy uciekają jak tylko ich zabiję. To takie niesprawiedliwe! Prawda? A mnie się nudzi. Głupi Król.
To powiedziawszy, ponownie czknął donośnie. Znów zarechotał. Następnie zacisnął w żelaznym uścisku nadgarstek ciemnowłosego i zaciągnął go do jednego z pokojów w karczmie. Tam zwalił się na łóżko i pociągnął za sobą chłopaka. Przytulił go jak małe dzieci robią to z przytulankami. Będąc jeszcze na skraju snu czuł, że chłopak się szarpie. Soren przyciągnął go jedynie bliżej, aby następnie wyszeptać wprost do jego ucha.
- Zostań. Ten jeden raz niech ktoś zostanie przy mnie. Nie chcę znów być sam.

< Trochę się rozpisałam xd >

1363 słów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz