środa, 18 marca 2020

Od Lithium CD Joshua


Lithium zastanowiła się przez chwilę nad pytaniem mężczyzny. W trakcie zaczęła błądzić wzrokiem po okolicy, jakby to miało odświeżyć jej pamięć. Zaledwie kilka sekund później przypomniała sobie o swoim drugim powodzie, dla którego zjawiła się w tym miejscu. Przeniosła swoje spojrzenie na walizkę.
- Tutaj trzymam leki - wyjaśniła krótko, unosząc jednocześnie nieco wyżej pustą torbę. - Zazwyczaj przenoszę je w tej walizce do pacjentów. Dzisiaj jednak miałam uzupełnić zapasy w swoim gabinecie, dlatego mam ją ze sobą. - Opuściła dłoń, przenosząc ponownie na niego wzrok. Na nowo nawiązała z nim kontakt wzrokowy.
- Czyli podejdziemy do magazynu - stwierdził fakt, na który ta szybko skinęła głową. - Mogę zobaczyć tą listę? - zapytał, nie spuszczając wciąż wzroku z Vane. Blondynka posłusznie wyciągnęła karteczkę z kieszeni walizki, po czym wyciągnęła ją w jego stronę. Joshua przejął kawałek papieru, po czym szybkim spojrzeniem przeskanował jego zawartość. - Dosyć sporo. Chcesz odnieść od razu te leki do domu? - zadał kolejne pytanie, oddając przy tym dziewczynie świstek.
- Nie ma takiej potrzeby. Mogą się nam przydać, poza tym nie widzę problemu w noszeniu ich ze sobą - odpowiedziała spokojnym tonem, chowając jednocześnie listę z powrotem do kieszonki. Kruczowłosy westchnął cicho, a na jego usta wpłynął delikatny uśmiech.

- Dobrze, chodźmy więc. - Zaraz po wypowiedzeniu tych słów, zaczął powoli iść. Dziewczyna ruszyła zaraz za nim, uprzednio przekładając swoją walizkę do lewej dłoni. Chociaż można było ją zaliczyć do osób oburęcznych, do wszelkich czynności wolała wykorzystywać właśnie prawą rękę. 
Jakiś czas później dwójka dotarła pod budynek, w którym znajdował się swego rodzaju magazyn oraz wytwórnia przeróżnych leków, czy specyfików. Po krótkiej wymianie zdań - w trakcie której dziewczynie udało się przekonać mężczyznę do pozostania na zewnątrz - Lithium weszła sama do środka. Bez zbędnych oględzin dobrze znanego już pomieszczenia, zbliżyła się do lady, przy której stał wiecznie uśmiechnięty starzec. Podała mu wcześniej sporządzoną “listę zakupów”, wcześniej oczywiście grzecznie prosząc o możliwość uzupełnienia jej zapasów. W trakcie gdy ten szukał poszczególnych produktów, blondynka postanowiła przyszykować swoją walizkę na transport. Położyła ją na ladzie i otworzyła. Chociaż z zewnątrz na taką nie wyglądała, w środku ów torba posiadała naprawdę sporo miejsca. Zaraz po rozluźnieniu pasów zabezpieczających, zaczęła pakować podawane przez mężczyznę produkty prosto do wnętrza swojego sakwojażu. Cały proces nie zajął jej dłużej niż pięć minut, po których ponownie znalazła się obok swojego, swego rodzaju nauczyciela. 
- Mam wszystko czego potrzebuję - powiedziała krótko, na nowo nawiązując z nim kontakt wzrokowy. Gdy stała w miejscu, odruchowo utrzymywała walizkę oburącz przed sobą. Nie robiła tego jednak z powodu nadmiernego ciężaru - po prostu w ten sposób było jej wygodniej.
- Bardzo dobrze, ruszajmy. - Zanim dokończył swoją i tak krótką wypowiedź, ponownie zaczął iść. Jego dłoń nieustannie zaciśnięta była na uździe konia, który - podobnie jak wilk - posłusznie kroczył przy jego boku. Lithium bez zastanowienia dorównała kroku mężczyźnie, aby przypadkiem go nie spowalniać.
- Jeśli mogę zapytać, gdzie teraz idziemy? - uniosła na niego wzrok, przekładając przy tym swoją torbę do lewej dłoni. Josh przeniósł na nią swoje dotychczas wlepione w drogę spojrzenie.
- Gdy cię nie było zaczepiła mnie pewna kobieta. Potrzebuje pilnej pomocy dla swojego męża, który z tego co mi przekazała, od dłuższego czasu boryka się z dusznościami oraz uderzeniami gorąca, szczególnie w nocy. Dodatkowo ostatnio całkowicie stracił apetyt. - Lithium uważnie wsłuchiwała się w przekazywane jej informację, łącząc od razu wszystkie fakty. Chociaż nie powinna od razu stawiać wyroku dla pacjenta, który nie został jeszcze przez nią w pełni przebadany, z jej ust mimowolnie wyrwało się jedno słowo:
- Gruźlica. - Spojrzała przez moment przed siebie, po chwili jednak wracając wzrokiem do Josha. Ten słysząc jej teorię, jedynie kiwnął potwierdzająco głową.
- Też to przewiduję, jednak nie możemy tak szybko stawiać wyroku - odparł spokojnym tonem, przenosząc przy tym wzrok przed siebie. Vane jeszcze przez chwilę nie spuszczała z niego wzroku, w głębi będąc nieco zaskoczona. Myślała, że zostanie skrytykowana za swoje prawie bezpodstawne prognozy, jak to bywało już nie raz. - Kobieta poszła przodem. Mieszka nieco ponad kilometr stąd, więc zaraz będziemy na miejscu - dodał jeszcze, na co ta jedynie skinęła głową. Wciąż myślała nad swoimi słowami oraz jego reakcją. 

***

W ciągu zaledwie kilku minut udało im się dotrzeć na miejsce. Nie zwracając szczególnej uwagi na dosyć ponure otoczenie biednej dzielnicy, dwójka stanęła przed mieszkaniem, którego adres zgadzał się z tym podanym przez kobietę. Josh zapukał krótko do drzwi, by te w mgnieniu oka zostały otwarte przez starszą panią. 
- Dobrze, że już jesteście, proszę wejdźcie… - powiedziała z bardzo słabym uśmiechem na twarzy. Na pierwszy rzut oka wyglądała na bardzo zmęczoną i przepracowaną. 
Lithium weszła pierwsza do środka. Pod przewodnictwem kobieciny przeszła przez nieduży korytarz, prosto do równie małej sypialni. Na jej środku stało podwójne łóżko, w którym znajdował się pacjent.
- Wszystko co wiedziałam, co mogłam… Przekazałam już panu. Jak z resztą widzicie, naprawdę nie mamy za co żyć… Wszystko co mamy, poszło na leki, ale teraz wszystko się pogarsza… Błagam, pomóżcie mu... - Jak bardzo by nie chciała, Lithium nie była w stanie nawet w najmniejszym stopniu współczuć kobiecie. Nie znała czegoś takiego jak empatia. Miało to głównie źródło w jej znikomej wiedzy na temat emocji. 
- Zrobimy wszystko co w naszej mocy - trwającą kilka sekund ciszę przerwał wyjątkowo spokojny głos mężczyzny. Starsza kobieta złożyła dłonie, jakby do modlitwy. Vane z kolei skierowała w jego stronę swoje spojrzenie, czekając przy tym na polecenia. Już wkrótce ten skinął delikatnie głową, na znak potwierdzenia zgody na jej działanie. - Pokaż co potrafisz - dodał nieco ciszej, by te słowa dotarły tylko do niej. W pierwszym momencie Lithium chciała zasalutować mu dwoma palcami, jak to zawsze musiała robić w dzieciństwie podczas przyjmowania polecenia. Zatrzymała jednak w porę swoją dłoń i zwróciła się w stronę łóżka. Podeszła do niego od strony, po której leżał pacjent. Na krześle tuż obok mebla położyła swoją walizkę. Starszy, widocznie wychudzony pan ledwo już kontaktował z rzeczywistością. Krótkie badanie doprowadziło ją do tego samego wniosku, który wysnuła o wiele wcześniej. Wszystko wskazywało na to, że mężczyźnie przypadło chorować na gruźlicę płucną. Jego bicie serca było nieregularne, a wdechy wyjątkowo rzadkie. Schorzenie całkowicie wykończyło zarówno jego płuca, jak i cały organizm tego człowieka. Przypadłość mężczyzny widocznie została wykryta zdecydowanie zbyt późno, by móc w pełni zapobiec kolejnym postępom choroby. Poprzedni medycy doskonale musieli zdawać sobie z tego sprawę, jednak nie byli w stanie przekazać biednej kobiecie tak strasznych wieści. 
Lithium odłożyła swój stetoskop do walizki, jednocześnie przenosząc wzrok na panią, której oczy ukazywały niemałą ilość cierpienia. Wzrok blondynki od początku nie ukazywał jakichkolwiek, głębszych emocji - nabrało to swojego sensu dopiero w tym momencie. Słowa, które miała wypowiedzieć były zupełnie pozbawione wyczucia. Stwierdziła fakt, chyba w najbardziej brutalny sposób, w jaki mógł zrobić to lekarz.
- Pacjent nie ma szans na przeżycie. Zgon powinien nastąpić w przeciągu kilku najbliższych godzin. -

<Joshua~?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz