Przez cały tan czas niechętnie przyglądałem się mężczyźnie stojącemu przede mną. Naprawdę?! Jeden dzień zostawiam go samego a ten już wplątuje się w kłopoty?! Po tym lesie nie chodzą zwyczajni ludzie, na dodatek nie są oni również przyjaźnie nastawieni. NIGDY. A tak na mnie gada. Tak mi wytyka fakt że to JA zawsze wplątuje nas w kłopoty i on ZAWSZE musi nas z tych kłopotów wyciągać. A teraz?! To przewyższa wszystkie kłopoty w jakie do tej pory nas wpakowałem. W tej chwili na szali ważą się dwa życia.
- Sam potrafię z tond wyjść. - Warknąłem widząc broń przy jego boku. Zmarszczyłem brwi. Wiedziałem ze nie ma dobrych zamiarów względem naszej osoby... Niby to ja jestem ten łatwowierny a to on po jednym dniu spędzonym z jakimś nieznajomym człowiekiem w pełni oddaje mu się pod opiekę zamiast najzwyczajniej w świecie poczekać na mnie. Jak zawsze...
- Czym przepraszam? - otwarłem szerzej oczy. Dobrze słyszałem? Wampirem? ŚWIETNIE. Gorzej to już chyba tylko demon... - Jak go przekabaciłeś na swoją stronę? - warknąłem. Chciałem wiedzieć. Muszę w końcu wiedzieć za co opierniczyć Viviana. Tak nie może być... - Co mu powiedziałeś? Zmusiłeś go prawda?! - Nie potrafiłem znaleźć chodź jednego logicznego argumentu dla którego Vivian miałby mu zaufać. Nie rozumiem dlaczego tak się stało. Co go w nim urzekło? Co w nim zauważył ? Zyskanie jego przychylności zawsze jest piekielnie trudne. A on? Parę godzin i Vivian jest jego. Cholera... Coś jest nie tak... Coś musi być na rzeczy...
* Wybacz że tak długo... Myślałam że o mnie zapomniano *
238
238
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz