Przymknął oczy i westchnął, słysząc głośny lament kobiety. Sposób w jaki Lithium przekazała bolesną wiadomość był gorszy niż tylko zły. Otworzył oczy i spojrzał lekko karcącym spojrzeniem na dziewczynę, która wpatrywała się w niego. Pokręcił głową i podszedł do chorego. Blondynka ustąpiła mu miejsca.
Usiadł i także wykonał badanie mężczyzny. Uważnie wsłuchiwał się w jego oddech, w jego bicie serca, jednocześnie patrząc na niego zimnym wzrokiem.
Vane miała totalną rację. Gruźlica, na dodatek w najpóźniejszym stadium. Choroba ta i tak była skazaniem na spotkanie z kostuchą, leczenie często rozpoczynało się za późno, ponieważ chorujący bagatelizują objawy kiedy mają szanse na przeżycie. Westchnął cicho i wstał.
- To co powiedziała, to prawda. Bardzo mi przykro, ale niestety Pani Mąż nie ma szans. Ze względu na wiek, późne stadium i wyniszczony organizm, ma tylko jedną drogę ujścia swego cierpienia. Jeszcze raz, bardzo mi przykro że nie możemy pomóc.
Nastąpiła cisza. Wlepił spojrzenie w oczy kobiety, dając jej wyraźnie znak, że to co mówi to prawda. Bardzo bolesna, ale najprawdziwsza.
Gdyby miał moce uzdrawiające, bardzo chętnie by pomógł - niestety, był tylko zwykłą, słabą chimerą, która tak naprawdę równała się człowiekowi, a jednocześnie nawet szczurowi. Chimery są słabe. Nie mają żadnych umiejętności. Często nie kontrolują swoich przemian.
- Rozumiem - słaby, drżący głos, wybudził go z zamyśleń. Skupił swój wzrok ponownie na jej twarzy i uśmiechnął się przepraszająco. Kobieta pozwoliła łzom powoli ścieknąć po zmęczonej twarzy, jakby odczuwając ulgę.
- Jednakże, czy można jakoś zmniejszyć jego cierpienie w jego ostatnich chwilach?
Kiwnął głową i zwrócił się do Lithium, która przyglądała się im ciągle z boku.
- Lithium, przyniesiesz mi worek z lewego boku Arno? - Dziewczyna kiwnęła i wyszła.
Josh w tym czasie wytłumaczył kobiecie wszystko co powinna wiedzieć, jak postępować i czego nie robić. W pewnym momencie zauważył ruch za kobietą. Momentalnie tam spojrzał i wytężył wzrok, a gdy ujrzał trójkę dzieci, w różnym wieku - uśmiechnął się delikatnie.
- Pani dzieci?
- Słucham? - Kobieta odwróciła się i także spojrzała na ową trójkę. Po chwili jej wzrok wrócił na czarnowłosego mężczyznę.
- Tak. Najstarszy ma 16 lat, potem jest dziewczyna 14 i chłopiec 10. Okropnie się czuję z myślą, że stracą ojca...
- Przyniosłam torbę - Black odwrócił się i podziękował krótko, po chwili ponownie opowiadając kobiecie co jest czym, wyjmując parę rzeczy. Na końcu, spojrzał się na pięcioosobową, niedługo cztero, niepełną rodzinę. Wyjął kartkę papieru, szybko na nim coś napisał i przekazał kobiecie. Uśmiechnął się do niej i szybko spakował resztę rzeczy. Wstał, pożegnał się i wyszedł z mieszkania, pakując po chwili torbę na konia i drapiąc wilka za uchem. Ten pomerdał ogonem, na co Josh się zaśmiał. Wyglądał uroczo.
<Lithium?>
426
426
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz