środa, 25 marca 2020

Od Lithium cd. Joshua

Lithium zastygła w miejscu z lekka oszołomiona. Przed momentem praktycznie życie przelatywało jej przed oczami, gdy miała odbyć randkę z podłogą. Upadek został jednak zamortyzowany przez Josha, z którego teraz nie może spuścić wzroku. Jej serce zaczęło przez moment o wiele szybciej bić z niezrozumiałego dla niej powodu. Strach, czy może to było coś innego…?
- Uważaj na siebie. Jak masz się mną zajmować, jeżeli sama zrobisz sobie krzywdę przypadkiem? Jaki byłby z ciebie wtedy za medyk? - Mężczyzna zaśmiał się delikatnie, po czym usiadł na krześle. Vane oparła się o blat, przy tym nadal nie spuszczając z niego wzroku.
- Racja… - Zamyśliła się jeszcze na moment. - Proszę mi wybaczyć, będę bardziej uważna. To byłby spory problem, gdyby teraz również mi coś się stało - mówiąc to opuściła wzrok w dół. Josh w tym czasie ponownie podniósł się i podszedł do niej. Bardzo delikatnie uchwycił jej podbródek, po czym skierował jej głowę ku górze.
- Mówiłem ci już, że nie musisz za każdym razem prosić o wybaczenie. Po prostu uważaj na siebie, dobrze? - powiedział spokojnie, opuszczając przy tym dłoń.
- Rozumiem, zrobię tak jak mówisz. - Dziewczyna uniosła swoją głowę jeszcze wyżej, by móc spojrzeć na niego. Ta różnica wzrostu przy bliższej konfrontacji stawała się… Jeszcze większa. Gdy ten spostrzegł jak wysoko musi podnosić swoją głowę, by móc w takich warunkach spojrzeć na niego, mimowolnie się zaśmiał i szybko odsunął wstecz. Automatycznie wzrok Lithium powędrował trochę niżej.
- Wysoki wzrost należy do charakterystycznych cech twojej rasy? - zapytała z nutką zaciekawienia w głosie. Mężczyzna spojrzał na nią jakby trochę zmieszany.
- Chimera? Nie, chyba nie… - Zastanowił się przez chwilę, spoglądając przy tym na bok. - A przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo. - Wrócił do niej wzrokiem.
- Chimera… - powtórzyła cicho ów nazwę, świdrując go przy tym wzrokiem. Z tego co kiedyś słyszała przedstawiciele tej rasy w swojej pierwotnej formie są zwierzętami. Niby nic takiego, jednak u niej wywoływało to spore zaciekawienie. - Jaka jest twoja prawdziwa forma? Czy możesz od tak ją zmieniać? - zapytała bez zastanowienia.
- W tym stanie lepiej nawet nie próbować - odparł spokojnie, przy tym ponownie siadając na krześle. - Co do pierwotnej formy… No cóż, jestem prostym krukiem. Może z małymi wyjątkami. -
- Gdy w pełni wyzdrowiejesz… Będę mogła cię zobaczyć w oryginalnej postaci? - mówiła, nie zdając sobie sprawy z tego jak nachalne i bezpośrednie są jej pytania. Można powiedzieć, że była po prostu podekscytowana jak dziecko, które odkrywa nową rzecz.
- Czemu nie? - Mówiąc to ponownie się uśmiechnął, a wkrótce nawet zaśmiał.
Kąciki ust Lithium znowu delikatnie się uniosły. Zwróciła się po chwili z powrotem w stronę blatu, przenosząc od razu wzrok na wstępnie przygotowane do gotowania składniki. “Mam wrzucić wszystko razem, czy jak…?” - zapytała samą siebie w myślach. Zawiesiła się tak na dobrą minutę nad składnikami. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że mogła wcześniej zapoznać się z jakimiś przepisami. Westchnęła cicho z lekkim zrezygnowaniem, odwracając się ponownie w stronę mężczyzny.
- Czy mógłbyś mnie trochę... poinstruować? - Spojrzała na niego, poprawiając jednocześnie opadający jej na oczy kosmyk włosów. Ten skinął delikatnie głową, już mając się podnosić. Lithium od razu znalazła się naprzeciwko i złapała go za ramiona, po czym posadziła siłą z powrotem na krześle.
- Joshua, nie bez powodu użyłam zwrotu “poinstruować”. - Wymieniła z nim krótkie spojrzenia, utrzymując nadal dłonie w tym samym miejscu na jego ciele.
- Dam radę stać, nie boli wtedy aż tak bardzo - odparł nieco ciszej. Bystre oko dziewczyny od razu wyłapało kolejne zaczerwienienie na jego twarzy.
- Poczekaj chwilę, pójdę po termometr. - Puściła go, po czym szybkim krokiem ruszyła do przedpokoju. Znajdowała się tam jej wspaniała walizka z przeróżnymi, przydatnymi medykowi rzeczami. Wyjęła z jej wnętrza termometr, by kilka sekund później ponownie znaleźć się w kuchni.
- Lith, myślę że naprawdę nie ma takiej potrzeby. Nie jestem przeziębiony… - mruknął nieco ciszej, jakby pod nosem. Mimo wszystko przez ten cały czas zaczerwienienie się utrzymywało, co ta dostrzegała znakomicie.
- Skoro mówisz to jako medyk… - Patrzyła na niego z góry, z racji że ten nadal siedział na krześle. “Ta reakcja pojawia się w momentach, gdy go dotykam. Czy to może być…?” - zaczęła się zastanawiać, patrząc nieustannie na niego. W końcu do jej głowy wpadła pewna teoria, która miała dla niej największy sens. - Czyli jesteś uczulony na mnie. Proszę mi wybaczyć. - Mówiąc to, zrobiła mały krok wstecz i założyła za siebie ręce. - Będę zachowywać odpowiedni odstęp. Nie wybaczyłabym sobie, gdyby z mojej winy doszłoby do silniejszej reakcji alergicznej. - W jej oczach widoczna była troska zmieszana ze zmartwieniem. Zawsze była szczera i tak było również tym razem.

<Joshuaaa? :3>

Liczba słów: 733

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz