niedziela, 22 marca 2020

Od Lithium CD Joshua

Wszystko działo się bardzo szybko. Zdecydowanie... za szybko. W jednej chwili była świadkiem rozpadu lodowego kolca tuż przed jej towarzyszem oraz późniejszego wbicia noża w jego brzuch. Cała akcja trwała zaledwie kilkanaście sekund, w których ta nie mogła, czy raczej nie była w stanie zareagować. Odbicie ataku nadprzyrodzonego mocno ją zdezorientowało. Zwykły człowiek nie byłby w stanie zrobić czegoś takiego, dlatego w jej umyśle pojawiła się masa podejrzeń. Czy Josh mógł być uzdolnionym? W zasadzie wyjaśniałoby to jego wcześniejsze wnioski, które miały na celu wytłumaczyć niektóre zachowania wygnańców. Chciał skrycie bronić samego siebie bez ujawniania swojej rasy, czy po prostu zdolności nadnaturalnych. Lithium była najbardziej zaskoczona tym, jak podobna do człowieka okazuje się istota magiczna. Wcześniej nie spotkała się z uzdolnionym, który byłby w stu procentach “ludzki”. Zawsze istniała jakaś cecha, czy zachowania wyróżniające ów z tłumu. Przynajmniej tak sytuacja wyglądała w jej oczach. W przeszłości stykała się z przeróżnymi wygnańcami i zawsze charakteryzowali się oni czymś odstającym od reszty. Skrycie na swój sposób ich podziwiała i uważała za wyjątkowych. Dlatego… Mimo wszystko, nie widziała w nich niczego złego. 
Otrząsnęła się w momencie, gdy Josh bez skrupułów wyrwał nóż ze swojego brzucha. Od razu na ziemi pojawiło się kilka sporych kropli krwi, która zaczęła intensywniej sączyć się z jego rany. Lithium szybko podeszła do niego, w trakcie gdy ten mówił coś do jednego z poszkodowanych.
- Josh, muszę zatamować to krwawienie, proszę połóż się - powiedziała na ten moment w miarę spokojnie, chociaż wewnętrznie czuła delikatne zdenerwowanie. Widząc ile krwi w tym momencie było na jego ubraniach, ziemi, czy chociażby dłoniach, nie potrafiła ukryć swojego strachu o jego zdrowie i życie.
- To nic takiego, zajmij się proszę resztą - odparł w sposób opanowany, chociaż Lithium i tak potrafiła wyczuć nutkę bólu w jego głosie. 
Dziewczyna bez większych skrupułów złapała go za nadgarstek i nieco mocniej zacisnęła na nim swoją dłoń. Spojrzała mu prosto w oczy, stając jednocześnie naprzeciw.
- Nie ma mowy, w mojej ocenie to ty masz w tym momencie najgorsze obrażenia. Szczególnie, że wyjąłeś ten nóż ze swojego brzucha - mówiąc to jej palce jeszcze mocniej zacisnęły się na jego ręce. Chociaż było ciemno, widoczne było delikatne zmartwienia w jej oczach. Lithium cechowała się lojalnością i oddaniem, nie porzucała tak łatwo swoich towarzyszy. Upartości również w niej nie brakowało.
- Lith, to było polecenie, dlatego proszę… - Nie przyszło mu dokończyć, gdy zapewne w wyniku mówienia, jak i ciągłego spinania mięśni podczas stania, utracił równowagę. Dziewczynie udało się w pewnym stopniu zamortyzować upadek, ponieważ ciągle go trzymała. Chwilę później na klęczkach znalazła się przy nim.
- Josh? - Próbowała nawiązać z nim kontakt po tym, jak podczas “lotu” zamknął swoje oczy. Już po kilku sekundach stwierdziła utratę przytomności. Puściła szybko jego nadgarstek, kierując od razu spojrzenie ku ranie na brzuchu. Wzięła delikatnie jego dłoń, którą wcześniej starał się zatamować krwawienie. Bez zastanowienia ściągnęła swoją kurtkę, po czym z lekka ją zwinęła i przyłożyła w miejscu wbicia. Starała się dociskać ranę wystarczająco mocno, by zatamować krew, ale przy tym nie nazbyt, by nie zrobić mu krzywdy. Uniosła swój wzrok na otoczenie. Od razu w jej głowie pojawiła się myśl, którą musiała jak najszybciej zrealizować.
- Egon! - zawołała wilka, który od jakiegoś czasu pilnował młodego uzdolnionego, gdyby przypadkiem miał się obudzić. Czworonóg skierował wzrok w stronę dziewczyny. - Proszę, pobiegnij po pomoc - powiedziała do niego z wielką nadzieją, że zrozumie co ma na myśli. Kilka sekund później wilk uniósł swój łeb do góry, po czym zawył głośno. Zaraz po tym zaczął biec w stronę najbliższych domów. Dziewczyna odetchnęła z ulgą, nie przestając dociskać nieustannie krwawiącej rany. Jej wzrok wędrował ciągle między Joshem, a również nieprzytomnym chłopakiem. Była w pełni gotowa na ewentualną reakcję, gdyby uzdolniony się obudził.
W przeciągu kilkunastu minut - które dla niej minęły co najmniej jak godzina - na miejscu zebrało się kilka osób, w tym dwóch medyków oraz straż. Lithium bez zastanowienia przywołała jednego z cywilów do siebie, by ten pomógł jej przy zabiegu. Nie chciała wykorzystywać do tego medyków, którzy mogli w tym czasie pomóc innym osobom. Dziewczynie był potrzebny jedynie asystent, który będzie oczyszczał ranę z bordowej cieczy. 
- Proszę, weź to. Nie trzyj rany, tylko przykładaj do niej chustę i pozwól jej nasiąknąć - wydała krótkie polecenie, spoglądając przy tym na nieco starszego mężczyznę. Ten skinął tylko głową i przejął kilka chust, które Lithium wcześniej wyciągnęła ze swojej walizki. Dziewczyna zaczęła zszywać ranę wcześniej przygotowanymi narzędziami. Robiła to szybko, ale przy tym bardzo dokładnie. Posiadała w tym wprawę. Już po kilku minutach nacięcie zostało przez nią w pełni zszyte. Ponownie westchnęła z wyraźną ulgą, spoglądając przy tym na twarz wciąż nieprzytomnego mężczyzny. - Dziękuję za pomoc - powiedziała krótko w stronę swojego pseudo asystenta. - Wróć już do domu. - Ten jedynie z lekkim przerażeniem w oczach, ale też uśmiechem na twarzy podniósł się. Widocznie nie spodziewał się, że zostanie zaciągnięty do czegoś takiego. Odszedł po dłuższej chwili gapienia się na nią.
- Wie pani coś o tym co tu się stało? - Usłyszała nagle głos zza swoich pleców. Odwróciła głowę i spojrzała na strażnika, który stał tuż za nią. Podniosła się powoli na równe nogi.
- Tamten młody chłopak zaatakował mężczyzn przy pomocy magii lodu. Mój nauczyciel ogłuszył go, jednak przy tym sam został ranny. - Spojrzała kątem oka na Josha, który wciąż znajdował się na ziemi zaraz za nią. Nie chciała wspominać o fakcie początkowego odparcia ataku, by nie skazać go na problemy. - Jeśli jest to możliwe, chciałabym prosić o pomoc w przetransportowaniu go do mojego domu. Wciąż jest nieprzytomny, a samodzielny transport jedynie pogłębiłby ranę. -
- Rozumiem. Zaraz ktoś przyjdzie pani pomóc - odparł krótko, po czym ruszył dalej wypytywać o szczegóły zdarzenia. Lithium odetchnęła z ulgą.
Już po chwili zostały zorganizowane nosze oraz osoby chętne do pomocy. Chociaż Vane nalegała, że może być po jednej ze stron i pomóc przy transporcie, ostatecznie została od tego odsunięta. W trakcie drogi za to pilnowała z boku swojego nauczyciela oraz okazjonalnie poprawiała opatrunki. 
Droga nie trwała zbyt długo, już wkrótce znaleźli się w mieszkaniu Lithium. Joshua za prośbą dziewczyny został przetransportowany prosto do jej sypialni. Zanim go jednak położono na łóżko, Vane pozbyła się na ten moment pościeli oraz prześcieradła - za to nałożyła na materac ciemny koc. Po tym pozwoliła swoim kolejnym pomocnikom z tego dnia “przerzucić” mężczyznę na łóżko. Podziękowała im za fatygę, by ci szybko opuścili jej dom. 
Pani medyk od razu zajęła się swoim pacjentem. Najpierw zdjęła jego płaszcz oraz buty, by dopiero po tym pozbyć się koszuli. Nie dawała się już ona do użytku, dlatego bez skrupułów ją rozcięła. Zaraz później przygotowała miskę z wodą oraz nieduży ręcznik, którymi z kolei pozwoliła sobie przemyć klatkę piersiową mężczyzny. Wymieniła opatrunek na nieco grubszy i bardziej usztywniający ranę. Gdy wszystko było gotowe, wyciągnęła z szafy kolejny koc i poduszkę. Przykryła mężczyznę oraz podłożyła mięciutki przedmiot pod jego głowę. Dopiero po tym postanowiła zająć się sobą. Wzięła krótką kąpiel oraz przebrała się w świeże ubrania. Brudną sukienkę i kurtkę od razu wyprała i rozwiesiła do wyschnięcia, chociaż niestety nie zostały one do końca doprane. Tym razem w swoim stroju postawiła na prostotę i przywdziała kremową koszulę z kwiatowym wzorem oraz niebieską spódnicę, sięgającą mniej więcej do połowy łydek. Na dłonie standardowo nasunęła rękawiczki. Nie miała zbytnio siły męczyć się jeszcze z zaplataniem włosów, dlatego pozostawiła je rozpuszczone. Wróciła do sypialni, po czym po cichu zbliżyła się do krzesła stojącego pod oknem, dokładnie naprzeciw łóżka. Przysiadła na nim z cichym westchnieniem ulgi. Już było po wszystkim. Czuwała nad swoim pacjentem do momentu, aż zmęczenie wzięło górę i sama zasnęła.

<Joshua?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz