niedziela, 22 marca 2020

Od Ookurikary

Kolejny poranek oznaczający początek dnia. Dla mężczyzny w małym mieszkanku tylko z sofą oznaczało to kolejny dzień roboty, ale także cierpliwości. Cierpliwe czekanie na zapłatę z rządu za kilku ostatnich wygnańców, którzy mordowali i gwałcili. Lodówka była pusta, zapotrzebowanie na pieniądze z każdym dniem wzrastały, bez nich człowiek nie przeżyje a za niedługo jeszcze zapłata czynszu. Nagi chłopak koło godziny piątej wstał z swojego legowiska. Pierwsze co zrobił to skierował się do łazienki jak każdy przedstawiciel płci brzydkiej. Załatwił swoje potrzeby fizjologiczne, następnie wziął prysznic, umył dokładnie swoją facjatę. Dziękował wczorajszemu ja za to, że się ogolił, pewnie teraz miałby dwudniowy zarost, który by go irytował. Naturalnie kolejnymi czynnościami było umycie zębów, wysmarowanie się kremami do pielęgnacji, nie mógł pozwolić na oznaki zmęczenia na twarzy, musiał wyglądać jak najbardziej przyjaźnie. Ludzie łatwiej rozmawiają z osobami, które wzbudzają dobre wrażenie. Dochodziła prawie szósta. Wyszedł z łazienki i ubrał swoje ciuchy, czyli czarne bokserki, czarne skarpetki, czarne spodnie, biały podkoszulek i ciemną bluzę. Poprawił wisiorek na swojej szyi, nigdy go jeszcze nie zdjął. Podszedł do drzwi, założył swoje buty, wziął miecz i wyszedł z lokum do pracy. Miał nadzieję, że zje coś na mieście i wypije kawę czy herbatę. Szukał na tablicach ogłoszeniowych na obrzeżach miastach jakich zleceń na podejrzane rzeczy czy skargi, wiedział, że są większe sprawy, ale one wymagały więcej czasu i poświęcenia. Wynagrodzenie za sprawy z góry były ogromne, ale szybciej znaleźć coś małego i dostać pieniądze od ręki. Liczył się każdy dzień i każdy dzień bez pieniądza zbliżał do wywalenia z mieszkania. Ookurikara obszedł już całe miasto po obrzeżach, ale nie znalazł niczego ciekawego czy łatwego. Wczoraj słyszał od strażników, że są pogłoski na temat człowieka, który sam zmasakrował dziesięciu ludzi w uliczce przy tawernie, nikt nie wiedział kto to był, brak świadków. Sytuacja przypominała sprawę sprzed roku, gdzie wilkołak poszarpał osiem osób, teraźniejsza różnica sprawców była taka, że poprzedni zostawił rozszarpane ciała a obecny nie zrobił żadnego cięcia. Więcej szczegółów straż nie podawała, ale dla chętnych można było przejść się do kostnicy, gdzie jeszcze kilka dni miały być ciała mimo próśb rodzin ofiar. Młody łowca skierował się do wcześniej wspomnianej placówki, kierownik zakładu natychmiastowo go wprowadził do pomieszczenia z zwłokami. Po doprowadzeniu gościa do celu wizyty od razu wyszedł zostawiając go samego z trupami. Dwudziestopięciolatek zaczął się przyglądać ciałom, nic nie przykuło jego uwagi oprócz śladów na szyjach oraz lekko zwęglone części ubrań, odzież wskazywała na magię ognia. Musiało dojść do duszenia jedną ręką co znaczyło siłę przewyższającą normalnego człowieka. Poszlaki sugerowały żywiołaka ognia, rasa nie posiadała chęci do bójek, musiał działać w samoobronie i pod presją. Strach przed uwięzieniem oraz liczebność grupki musiała być głównym czynnikiem brutalności. Chłopakowi coś tu nie grało, przecież te istoty nie miały takiej siły fizycznej, czyżby w sprawę była zamieszana jeszcze jedna istota? Dokładniej się przypatrzył ciałom, coś jeszcze musiało być, może przegapił ważną poszlakę? Spojrzał na wszystkie ciała z każdej strony, dopiero po dziesięciu minutach ciągłego zmieniania perspektywy odnalazł trop. Dwa ciała z dziesięciu nie posiadały stopy, przyjrzał się dokładniej, w miejsca gdzie powinna być część kończyny, wyglądem przypominało jakby ktoś ją odgryzł, część kości wystawała, z zewnętrznej strony nierówno pourywane, zerwane mięśnie, ścięgna i skóra. Wśród istot, które odznaczały się siłą i brutalnością tylko jedna była skłonna do takiego czynu. Od razu wyszedł z placówki i skierował się do Tawerny kilkanaście metrów od zdarzenia, była dopiero dwunasta, ludzie do takich miejsc dopiero się zlatywali po zachodzie słońca. Zamówił posiłek w celu uspokojenia swojego żołądka, który i tak siedział cicho. Siedział sam w kącie przy stoliku dla dwóch osób. Krzesło naprzeciw niego zajmowała jego broń. Czas mijał, dzielnie przypatrywał się każdemu kto wchodził w celu odszukania osoby z kolorowymi włosami lub pasemkiem. Do północy pojawił się jeden taki osobnik, definitywnie musiał być żywiołakiem, po trzydziestu minutach ktoś się do niego dosiadł, wypili dwa kufle piwa i wyszli. Oczywiście Ookurikara wyszedł za nimi, śledził ich aż do uliczki bez wyjścia, tam się zatrzymali i odwrócili w jego stronę.
- Czego od nas chcesz i czemu nas śledzisz? – Odezwał się kompan żywiołaka. Był wyższy o głowę od swojego kompana, można było u niego zauważyć czarne włosy i tej samej barwy zarost.
- Dobrze wiem kim jesteście, wyjaśnicie mi tą sytuację? – Niższy z jego celów zaczął nerwowo patrzeć na mnie i swojego towarzysza.
- Ja już nie wytrzymam Hank! – Powiedział agresywnym tonem. – Gdyby nie ty to zapewne nikt by nie zginął, ja ich tylko nastraszyłem, ale to ty musiałeś ich zabić, na dodatek odgryźć niektórym stopy. TO było obleśne.
- Daj spokój Arthur, gdyby nie ja to pewnie byś siedział uwięziony a tak to ja się najadłem i uratowałem przyjaciela. – Z rozmowy wynikało, że głównym sprawcą był Wendigo.
- Nie, teraz nie tylko Ciebie zamkną, ale i mnie! – Ich kłótnia przypominała sprzeczkę kochanków, można było się dłużej zastanawiać czy to czasem nie jakiś związek.
- Wybaczcie, że się wtrącam, ale tylko mordercę złapię. Ty Arthurze natomiast działałeś w samoobronie, mimo współudziału nie uznaję Cię za winnego. – Obydwoje spojrzeli na rozmówcę, jeden z ulgą natomiast u drugiego było widać wyraźnie panikę. Powoli zaczął się zbliżać w ich stronę, trzymał w prawej dłoni swój miecz. – Poddasz się czy załatwimy to po złości? – Dzieliło ich już jedynie kilka metrów. Morderca gwałtownie odepchnął towarzysza na Ookurikarę i bokiem ominął mężczyznę. Chłopak od razu ruszył w pościg za swoją zwierzyną. Po pokonaniu kilku ulic był już dosłownie na plecach uciekiniera, podążali ciemnymi uliczkami gdzie przebywali zazwyczaj zabójcy, dziwki, handlarze narkotyków i gangsterzy. Kątem oka zobaczył dziewczynę, która użyła magii w celu unicestwienia czterech członków jednego z okolicznych gangów, pozostał jeszcze jeden, kobieta zamachiwała się lewą ręką. Odpuścił gonitwy, doskoczył do dziewczyny i od razu złapał ją w lewym nadgarstku przed dokonaniem kolejnego okrutnego czynu.
- Zabijanie ludzi przy pomocy magii, jesteś zatrzymana. – Spojrzał dokładniej na sprawczynię morderstwa czterech osób. Nie była taka zwyczajna jak każdemu mogłoby się wydawać. Pierwsze co się rzuciło w oczy to srebrnowłose oczy i ametystowa tęczówka , której nigdy wcześniej nie widział. Obydwoje stali naprzeciw siebie. Trzymał ją prawą ręką, za jego plecami człowiek uciekał w strachu przed nią i dziękował Bogu, że żyje. Wzrok nieznajomej przeszedł na niego.

<Add?>

Liczba słów: 1007

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz