Nastał dzień w bibliotece, dzisiaj miałem zamiar poszukać nowych książek do biblioteki. Zapotrzebowanie na książek nie było tak wielkiego, ale warto poszerzać zbiór, być może to będzie jedyny azyl dla tych wszystkich dzieł wszelakich istot, posiadałem, że jedna anonimowa osoba odda lektury za darmo. Czas leciał, już dawno minęło południe zbliżał się wieczór. Wstałem zza biurka, podszedłem do wyjścia biblioteki, odwróciłem się by spojrzeć na ten cały zbiór. Rosso, jakbyś widziała gdzie teraz pracuję, radość rozpaliłaby twe serce i sprawiła uśmiech na twarzy. Wyszedłem z budynku w drodze do Mr. Tajemniczego. Szedłem bokiem drogi by nikomu nie przeszkadzać. Musiałem uważać na siebie, nie chciałem problemu, zwłaszcza nie teraz gdy idę po coś tak ważnego. Doszedłem do swojego celu, zapukałem do drzwi, był już wieczór, zaczekałem jakieś dziesięć minut. Serce mi waliło, ale wszedłem. Rozejrzałem się po pokojach, nikogo nie było, ale książki na stole były z karteczką. Treść brzmiała „Za fatygę”, w tej chwili usłyszałem pukanie do drzwi. Wystraszyłem się, jestem w nie swoim domu, zostanę uznany za włamywacza. Co tu robić, muszę przeprosić za wszystkie swoje winy. Otworzyłem się, ujrzałem blondynkę, podobne włosy miała Rosa… Dziewczyna się przedstawiła z miejsca.
- Przepraszam! To wszystko moja wina! Nie jestem włamywaczem, ale to moja wina, że jestem w tym domu. Miałem tylko przyjść po książki, to moja wina, że Pani nie ujrzała właściciela, ale go tu nie ma. Niech mi Pani wybaczy Pani fatygę, naprawdę przepraszam. – Uklęknąłem przed dziewczyną, złapałem ją za rękę i zacząłem ściskać. – Przepraszam, że zawiniłem samym swoim istnieniem. Zza okularów leciały mi łzy. Dziewczyna jedynie patrzyła na mnie niezrozumiałym wzrokiem, puściłem jej dłoń i na czworaka patrzyłem w ziemię. – Przepraszam, że się urodziłem i tu jestem! – Po chwili usłyszałem jej głoś, w tym momencie zastygłem.
- Przepraszam, ale gdzie jest klient? – Od razu spojrzałem na nią, usiadłem od razu.
- Niestety nie wiem gdzie jest, ja tylko odebrałem książki, jestem zwykłym bibliotekarzem. – Okulary nadal siedziały na moim nosie.
- Sprawdzał Pan całe mieszkanie? – Jedynie pokiwałem głową. – Potrzebuje Pan pomocy medycznej czy będzie zbędna.
- Podziękuję, dam radę. – Dziewczyna minęła mnie i poszła do środka. Od razu się podniosłem. I wszedłem za nią do mieszkania
- Eto, Pani tutaj jako służba zdrowia czy jako kto? – Niepewnie zapytałem lekarza.
- Przybyłam do klienta, który zgodnie z informacjami które otrzymałam, potrzebuje pomocy medycznej. – Ta wypowiedź zmyliła mnie z tropu, czyżby ktoś celowo nas tutaj zebrał.
- Suminasen, ale wydaje mi się, że ktoś celowo nas tutaj zebrał. To moja wina. Przepraszam – Dziewczyna nagle zamilkła. – Czy wszystko okej.
- Co masz na myśli?
- Pani musi być strasznie ważna, natomiast ja po prostu miałem pecha, że się złapałem na książki. Może jakiś terrorysta chciałby Panią zabić a mnie użyć jako wabika. – Dziewczynie odwróciła się w moją stronę i zwęziła w oczy. – Skąd mam wiedzieć czy czasem nie ty jesteś źródłem zasadzki lub to nie twoja zasadzka?
- Jestem zbyt cherlawy by powalić taką kobietę, przepraszam za to. – W tej chwili błysnął mi metal, spojrzałem w kierunku, to była jej dłoń. – Może wyjdziemy z tego mieszkania zanim wpadniemy w pułapkę? Przepraszam, ale mam złe przeczucie co do szabrowania w czyimś domu. Nie jest to kulturalne, ani miłe.
<Lithium?>
Liczba słów: 514
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz