poniedziałek, 16 marca 2020

Od Kousuke CD Keitha

Więc nastał czas, w której to miałem odebrać tego ludzkiego szczeniaka sprowadzając do domu, gdzie było znacznie bezpieczniej. No przynajmniej tak staram sobie wmawiać, wiadomo przecież, że nigdzie tak naprawdę nie jest bezpiecznie, jednakże tu przynajmniej pilnuję go i nic mu poważnego się nie stanie... A jednak wróć, przecież to z mojej winy prawie umarł. To znaczy nie zupełnie z mojej, ale wiadomo, o co chodzi, byłem współwinny dokonanej winy może mniej niż moi rodzice, ale to wciąż moja wina nie dopilnowałem człowieczej pchełki i kare musiał zapłacić niestety on.
Westchnąłem, chwilę myśląc o tej całej sprawie, w końcu uświadamiając sobie, że czas mi iść do Keith, aby wrócił, zemną do domu.
Tak więc, jak pomyślałem, tak też zrobiłem, ruszyłem w drogę, aby już po dłuższych kilkunastu minutach znaleźć się na miejscu, gdzie w sali czekał chłopak wraz z moim dobrym znajomym, który oficjalnie przy mojej osobie pozwolił chłopakowi opuścić budynek medyczny, dając mu tym samym wypis z tego miejsca.
- I co było aż tak źle? - Zapytałem, unosząc jedną brew, wychodząc z chłopakiem na zewnątrz, gdzie było piękne słońce łaskoczące nasze policzki.
- Zawsze mogło być lepie - Przyznał, a po jego minie widać było zadowolenie, wreszcie wyszedł z tego jakże przerażającego dla niego samego miejsca, tym samym był bezpieczny i po części wolny, tu na ulicy nikt mu krzywdy przecież nie zrobi, a tam różnie mogło być.

***

Po powrocie do domu widać było, że chłopakowi ulżyło, a mi zrobiło się nagle jakoś dziwnie, czyżby już nadszedł czas? Pewnie tak.
Pies, którym zajmowałem się podczas nieobecności tego jego człowieka, cieszył się jak szalony z powrotu swojego pana, którego lizak jak szalony wywracając na ziemię.
Miłość zwierzęca nigdy jej nie zrozumiem, może dlatego, że jej nie znam. Zresztą nie chce poznać najważniejsze, że to psisko podczas nieobecności chłopaka jakoś się do mnie troszeczkę przekonało żarcie, robi swoje, z głodu nie zdechł, chociaż na początku nie chciał, nic jeść, już myślałem, że mi zdechnie, ale się otrząsnął w końcu.
Zamyślony wpatrywałem się w ten istny do porzygu słodki obrazek, nagle wpadając na genialny pomysł, no przynajmniej tak w tej chwili mi się wydaje.
- Zagrajmy sobie w bardzo prostą grę - Odparłem nagle, gdy chłopak witał się ze swoim psim przyjacielem, którego imienia nigdy nie zapamiętam.
- Co? Dopiero wróciłem, a ty już zaczynasz? - Zapytał oniemiały moim zachowaniem, no cóż, ale to na pewno mu się spodoba, jestem tego pewien.
- Gdy usłyszysz, co chce ci powiedzieć, będziesz zadowolony - Stworzyłem, kiedy to chłopak patrzył na mnie niepewnie, czekając mimo wszytko na ciąg dalszy mojej wypowiedzi. - Gra nazywa się jedna szansa - Dodałem, podchodząc do wymienionej kanapy, na którą usiadłem, ciesząc się w duchu, że tamta stara zniszczona już została wyrzucona, co prawda można było ją wyczyścić, ale po co?
- Na czym polega gra? - A jednak wiedziałem, że będzie zainteresowany, tym co chce mu powiedzieć. Ciekawość ludzka nie zna granic.
- Polega ona na jednej szansie. Jutro wychodzę na kilka godzin, oczywiście z rana dając ci szansę na odejście, jeśli wrócę, a ciebie tu nie będzie, jak to się mówi, będziesz wolny na tym swoim biednym „śmietnisku”, jednak jeśli wrócę, a ty wciąż tu będziesz drugiej szansy, nie dostaniesz i będziesz musiał tu zostać, na długo a może kto wie na stałe - Wyjaśniłem, zasady naszej gry chcąc, aby chłopak wiedział, co może wygrać, smutną i biedną wolność w końcu zawsze tego właśnie chciał od momentu, w którym tylko się tu znalazł w takim razie dam mu tę szansę za krzywdy, które przeze mnie przeszedł.

<Co ty na to? xD>
573

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz