W milczeniu obserwowałem, jak dziewczyna mruczy cicho pewną sekwencję słów. Chwilę po tym rana po cięciu zaczęła się zasklepiać. Wpatrywałem się jak zaczarowany, kiedy ślad po cięciu zaczął blednąć. Wszystkie wątki zaczynały się łączyć.
- Jesteś wygnańcem – powiedziałem bardziej do siebie niż do niej. W ten fakt łatwiej było mi uwierzyć, kiedy powiedziałem to na głos. – Cóż, trochę mnie tym zaskoczyłaś – dodałem, nerwowo drapiąc się po karku.
To mogło wytłumaczyć jej nadludzką szybkość. Oraz niedoszłego mordercę, a nawet i dwóch. Dziewczyna nie skomentowała moich słów, jej wzrok nadal był utkwiony w podłodze, a pięści były zaciśnięte. Uważnie obserwowałem jej reakcje, spinając się lekko. Nie ukrywam, że moje podejście do niej uległo niewielkiej zmianie. W końcu była wygnańcem i piekielnie dobrym wojownikiem, o czym już zdążyłem się przekonać. Na szczęście nie na swojej skórze.
I prawdopodobnie gdyby nie ona, byłbym martwy i nie rozmawiałbym z nią teraz. Właśnie przez to jeszcze jej ufałem i zgodziłem się na tę rozmowę. W końcu, gdyby naprawdę chciałaby mnie zabić, już dawno by to zrobiła. Miała ku temu trochę sposobności.
- Add… - zacząłem, ale zaraz zrobiłem przerwę, chcąc zebrać myśli. Powinienem coś powiedzieć, ale moje doświadczenie, a raczej jego brak, w relacjach trochę mnie hamowało. – Dziękuję. Teraz ty uratowałaś moje życie, więc jesteśmy kwita – starałem się brzmieć w miarę swobodnie.
Dziewczyna przeniosła swój wzrok z podłogi na moją osobę. Trudno było mi odgadnąć, jakie emocje nią kierują; jej twarz pozostała kamienna. Z kolei ja byłem troszeczkę zmieszany, mimo, że w pełni rozumiałem jej postępowanie.
- Możesz być spokojna, nie wydam cię – posłałem jej najbardziej uspokajający uśmiech, na jaki było mnie stać.
Usłyszawszy moje słowa, Add kiwnęła głową. Wydawała się być już trochę bardziej rozluźniona niż kilka minut temu, nadal zachowując odstęp dwóch metrów ode mnie. Westchnąłem cicho i usiadłem na brzegu łóżka znajdującego się najbliżej mnie. Jakby na to nie patrzeć, szczęście w nieszczęściu, że ją poznałem. Miałem nadzieję, że ta znajomość nie odbije się negatywnie na mojej profesji.
- Nie jesteś zły? – spytała, a ja usłyszałem w jej głosie nutkę niepokoju.
- Nie, czemu miałbym być? – zmarszczyłem brwi. – Żyję dzięki tobie, jak już wspominałem. Faktycznie, jestem jeszcze w lekkim szoku, ale nie nienawidzę cię, ani nie chcę cię zabić – dodałem z lekkim śmiechem. – Mimo to uważam, że nie powinniśmy…
Resztę zdania przerwał mi głośny, kobiecy krzyk. Zaraz po nim słychać było głośne szuranie krzeseł, podniesione głosy, ludzie z pokoi obok również zaczęli wychodzić i kierować się na dół, ktoś zaczął wołać medyka. Musieli już odkryć ciało mojego niedoszłego zabójcy, aż dziw, że tak późno.
Przeczesałem dłonią nerwowo włosy. Gdybyśmy się nie pojawili, powiązaliby nas z tym incydentem? Gości było dużo, możliwe, że nikt nie zauważy, że nie pojawiły się dwie osoby, ale możliwe, że karczmarka może to dopiero zauważyć rano przy oddawaniu kluczy – nietypowy kolor włosów Add zapadał w pamięci. Kobieta mogłaby powiązać fakty.
- Postaraj się wyglądać na zaskoczoną widokiem, który zaraz zobaczysz – powiedziałem do mojej towarzyszki, wstając z łóżka i kierując się w stronę drzwi.
- Idziemy tam? – nawet się nie kryjąc ze zdziwieniem.
- To naturalne, że kiedy słyszysz czyjś przerażony krzyk, kierujesz się w jego stronę. Bardziej podejrzane byłoby, gdybyśmy w ogóle się tam nie zjawili – wytłumaczyłem, przekręcając klucz. – Chyba, że masz inny pomysł. Z chęcią cię wysłucham.
<Add?>
Liczba słów: 530
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz