niedziela, 16 czerwca 2019

Od Samuela CD Yael'a

Głowa półnagiego mężczyzny ciężko opadła na moje kolana. Yaelowe śnieżnobiałe włosy rozsypały się w twórczym nieładzie, a lewa ręka stanowczo nakierowała moją dłoń ku jego głowie. Domyślając się intencji działań Kotołaka, podrapałem go za uchem. Mężczyzna niemalże natychmiast zawtórował mi zadowolonym, przeciągłym mruknięciem. Widząc to, uśmiechnąłem się, tym razem bez grama przekąsu. Oto świat zesłał mi, cholernemu kociarzo-alergikowi, najprawdziwszego Kotołaka. Kotołaka, którego mogę miziać i tulić do upadłego. Jakkolwiek sceptyczną osobą bym nie był, w tym momencie powoli zaczynałem dopatrywać się w tym wszystkim działań wyższych mocy. 
     - Do każdego łasisz się w ten sposób? – zapytałem, szczerze zainteresowany. 
     - Z reguły niezbyt lgnę do ludzi. Możesz czuć się wyróżniony – odparł zbywającym tonem Yael, najwidoczniej niezbyt zainteresowany możliwością podjęcia jakiejkolwiek konwersacji. Zniechęcony odpowiedzią Kotołaka, w milczeniu kontynuowałem drapanie.
          Sam nie wiem kiedy straciłem poczucie przemijającego czasu. Nieświadomie siedziałem na polanie na tyle długo, aby słońce zdążyło skryć się za napływającymi z południa chmurami, a z nieba runęły pierwsze krople wiosennej mżawki. Z letargu ocknąłem się dopiero, gdy poczułem drobną kropelkę rozbryzgującą się na mym nosie. 
     - Oi, zaczyna padać – zauważyłem niezbyt błyskotliwie. 
Kotołak podniósł nieznacznie głowę, wlepiając wzrok czerwonych ślipi w niebo. Po chwili zmarszczył brwi. 
     - Nie wygląda to najlepiej. Trzeba będzie się zbierać – oznajmił, podnosząc się do pionu. 
Szybko otrzepałem spodnie, następnie zeskakując z kłody. Yael chwilę później poszedł w moje ślady. W tym samym czasie pojedyncze krople przerodziły się w zimy kapuśniak, który lada moment miał zmienić się w prawdziwe urwanie chmury. 
     - Muszę szybko gdzieś się schować. Nie wiem jak na to Kotołaki, ale ludzie nad wyraz łatwo dają się zeżreć chorobie – jęknąłem. Przez dłuższą chwilę stałem nieruchomo, obserwując Yaela zawzięcie otrzepującego się z zaczepionych o kurtkę kawałków kory. – Nie mogę zostawić cię na pastwę losu. Chodź – powiedziałem po chwili, stanowczo łapiąc dłoń mężczyzny. 

Yael?
293 słów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz