niedziela, 23 czerwca 2019

Od Sarethe CD. Sa'ela

Johen odprawił mnie w czasie swojej kolacji. Stwierdził, że na dzisiaj już wystarczy, a po kolacji i tak będzie szedł od razu spać. Mieliśmy dzisiaj niezwykle ciężki dzień. Stanowisko to ma swoje minusy, można poczuć odrobiny władzy w swoich rączkach, która jest niezwykle upierdliwa. "Znajdź tego i tamtego, rozkaż im to i tamto, dopilnuj czegoś jeszcze", i tak co jakiś czas mam taki nawał obowiązków. Przynieś, wynieś, pozamiataj. Nigdy nie jesteś w stanie przewidzieć czy danego dnia możesz zaplanować sobie wieczór czy może jednak odpuścić, bo o wielu sprawach dowiadujesz się na ostatnią chwilę. W tej pracy chodzi o oddanie się królowi we wszystkim w czym się da. Zrezygnować z przyjaźni, niekiedy z treningów, przyjemności i zainteresowań byle by zadowolić królestwo. Należy mieć wszystko na uwadze, a dodatkowy rygor na dworze sprawia, że na samą myśl już jesteś zmęczony. Ale co cię nie zabije to cię wzmocni. Odnajduje się tutaj, i mimo sporów z żeńską częścią służby jest tutaj całkiem znośnie. Powoli również polepszają mi się stosunki z Johenem, z pretendentem do tronu królewskiego. Może z czasem odnajdę z nim wspólny język i służenie mu będzie jedynie czystą przyjemnością jakkolwiek by źle to nie brzmiało. Ma do mnie szacunek, wie, że nie jestem jedynie głupią dziewuchą z sierocińca. A przynajmniej wydaję mi się, iż ten szczegół bardzo dobrze dostrzega.
Po drodze kłaniam się lekko osobom z wyższym stanowiskiem czyli praktycznie wszystkim. Damy dworu, mijam starszych dworzan, którzy łypią na mnie swoje spojrzenie. Bardzo dobrze, że nie jestem randomową służącą. Gdybym była nikim, z pewnością u któregoś wylądowałabym w prywatnych pokojach. Ci mężczyźni za nic mają etykę i mając okazję przelecieć ładną kobietę, zrobią to bez mrugnięcia okiem. A ich żony? Są zajęte wychowywaniem dzieci, a raczej plotkowaniem na tematy o których nawet mi się nie śni. Nie zdarzyło mi się nigdy podsłuchać takowej rozmowy. Chociaż tak naprawdę tylko sobie wyobrażam, serce wali mi jak szalone. Może z zazdrości o takie beztroskie życie? A może z żałości, bo na świecie są tematy o wiele ważniejsze. Wzdycham skręcając kolejny raz, znikając w nowym korytarzu. Odskakuje do tyłu, ponieważ niemalże potrąciłam dwóch dworzan, ojca z synem, który żywiołowo dyskutowali o polityce. Albo o taktyce wojennej? A może o tym jak magia jest zła i okrutna, i podsuwają sobie pomysły na coraz to lepsze egzekucje? Kłaniam się i przepraszam za swoją nieuwagę. Kiedy się podnoszę, młody chłopak blisko mojego wieku przygląda mi się z uwagą. Jest zainteresowany tym królestwem, przewyższa mnie o głowę przynajmniej. Ma duże oczy o szarej barwie, które gryzły się z żywym błyskiem. Uśmiechnął się uprzejmie w moją stronę skłaniając głowę.
-Ależ nic się nie stało panienko - ojciec go szturcha w ramię z dużą siłą, ponieważ lekko się przechylił w bok. Ten jednak zachowywał się tak jakby tego nie poczuł.
-To zwykła służba, rozumiem twoje dobre intencje - zawiesił głos na moment lustrując moją sylwetkę od góry do dołu. - ale odpuść sobie i wróćmy do tematu, który nam raczono przerwać mój synu -w jego głosie słychać było nutę wstrętu do mojej osoby. Wow, ile jadu może być w tym człowieku.
-Jeszcze raz przepraszam i życzę państwu miłego dnia - skłaniam się z miłym uśmiechem, schodzę im z drogi.
Zdejmuje uśmiech kiedy ruszają dalej, by przywołać na swoją buzię powagę. Chociaż tego udawać nie muszę, bo ani mi do śmiechu, ani mi do płaczu. Wreszcie docieram do skromnego pokoiku już bez żadnych przygód. Przebieram się w zwykły strój i wychodzę przejściem dla służby z pokoiku prosto do ukrytego przejścia. Korytarz ten służy tylko do awaryjnej ucieczki ale dla kogoś chytrego służy jako okazję do przedostania się do środka. Wiele rzeczy ma swoje mankamenty, sieć połączeń w zamku również.
Pchnęłam kamienne drzwi, które z dużym oporem uległy mojej sile. Przecisnęłam się przez szparkę i zamknęłam za sobą drzwi. Poszło to o wiele łatwiej niż przypuszczałam. Poprawiłam pasek w spodniach i ruszyłam biegiem przez las. Przymrużam oczy by przyzwyczaić oczy do otaczającego mroku. Słyszę jedynie dudnienie w uszach, swój własny oddech i skrzypienie gałęzi pod moimi nogami. Kiedy się znacznie oddalam od zamku zatrzymuję się. Stoję w rozkroku lekko przechylając do przodu.  Biorę parę głębszych oddechów dla jego wyrównania. Zaczynam iść żwawym krokiem uważając już bardziej na podłożę. Jestem praktycznie już niesłyszalna dla innych. Zauważam drewnianą chatkę. Rozglądam się dookoła by odszukać miejsce w którym mogę się skryć. Zwłaszcza, że słyszę kogoś, kto się zbliża. Gorączkowo myślę co zrobić. Podnoszę głowę do góry i wpadam na jedyny pomysł. Chwilę potem już siedzę wygodnie na drzewie nieruchomo wtapiając się jak najlepiej się da. Staram się płytko oddychać i zapada cisza. Patrzę się w górę a kiedy mija moje drzewo, lekko przechylam głowę by przyjrzeć się nieznajomemu. Stanął przed drzwiami, widzę, że poprawia koszulkę z tyłu. Wstrzymuję oddech, ponieważ odsłonił nóż myśliwski. "Zbir", myślę sobie. Sięgam do kieszeni spodni po karty tarota. Delikatnie się zsuwam żeby nie narobić zbędnego hałasu oraz im mniej ruchów, tym lepiej. Przegryzam wargę i wyjmuję jedną z kart tarota: Kapłanka. Moje serce zaraz wyskoczy mi z piersi, mam wrażenie, że mnie słyszy. Zastanawiam się jakie umiejętności może posiadać karta Kapłanki. Przewertuję swoją wiedzę desperacko próbując sobie przypomnieć. Zaciskam kartę w dłoni, ponieważ moje starania najprawdopodobniej się na nic zdadzą. Zapukał do drzwi. Patrzę z szeroko otwartymi oczyma na drzwi. Sowa przylatuje nieopodal mnie i patrzy się na mnie tak, jakby umiała mówić. Dociera do mnie znaczenie kart. Natura, wyobcowanie. Kiedy drzwi się otworzyły a w nich stanął pół nagi mężczyzna, sowa zaczęła dziabać nieproszonego gościa. Inne zwierzę nie przychodzi na moje wezwanie, a przynajmniej ich nie dostrzegam. Lecz dostrzegam ostrze noża w jego dłoni. Próbuję nim zaatakować półnagiego mieszkańca  ale to na nic. Młodzieniec również dysponuje swoim orężem, ponieważ chwilę potem runął jak kłoda. Sowa zahuczała i podleciała do mnie z powrotem. Siedzę jak wryta kiedy wzrok młodzieńca pada na mnie. Patrzymy na siebie i wiem, że mnie widzi. "Cudownie, to wpadłam", mówiąc to chowam dyskretnie kartę.

(Sa'el? )

Liczba słów: 978

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz