Przeczesałem nerwowo włosy, kiedy tylko wyszedł z pomieszczenia. Co z nim było nie tak? Zachowywałem się na przekór jego oczekiwaniom – zaczął mi grozić głodówką lub wyrzuceniem przez okno. Zacząłem więc postępować według jego zasad, ten zareagował jeszcze gorzej. Co za świr. Kompletnie go nie rozumiałem. W jednej chwili zachowywał się jak dupek, których na tym świecie dużo – akurat w tym aspekcie moim zdaniem bardziej przypomina człowieka niż demona, ale gdybym mu o tym powiedział z pewnością zapłaciłbym własną głową. W następnej chciał mnie zabić tylko dlatego, że krzywo na niego spojrzałem. To nie było normalne.
Zacząłem mu przygotowywać kawę, całkowicie rezygnując z przygotowywania posiłku samemu sobie. Ta akcja całkowicie odebrała mi apetyt. Poza tym, wolałem się pospieszyć, nim nagle jaśnie pan zdąży zmienić zdanie i jednak zdecyduje odciąć mi palec czy też inną część ciała. Wpajano nam, że demony – podobnie jak każda inna rasa prócz ludzi – są niebezpieczne, że należy się trzymać od nich z daleka. Szkoda, że nikt nie wspomniał, że może to wynikać z ich niestabilności emocjonalnej. Tyle dobrego, że kazał mi zrobić kawę, a nie posiłek. Z tym drugim mogłoby być o wiele trudniej, biorąc pod uwagę brak moich zdolności kulinarnych.
Starałem się przy robieniu tej kawy, chociaż to było troszkę mozolne. Groźba z jego strony sprawiła, że trochę spokorniałem. Lubię swoje palce i głowę, za nic nie chciałbym ich stracić.
Nie znałem jego preferencji smakowych, więc filiżankę z kawą oraz dodatki ustawiłem na srebrnej tacy, z którą po chwili kierowałem się do pokoju, w którym przebywał demon. Miałem nadzieję, że przypadkiem nie potknę i nie wyleję na niego wrzątku. Owszem, wizja bardzo kusząca, ale to, co mógłby mi za to drobne potknięcie zrobić, całkowicie odstraszało.
- Wybornie – usłyszałem, kiedy tylko postawiłem na stoliku przed nim tackę. – Jak chcesz, to potrafisz.
Zerknąłem na niego kątem oka, ale natychmiast odwróciłem wzrok, nie chcąc palnąć jakiegoś głupiego komentarza, za który później będę płacił najpewniej własna krwią. Jego uśmieszek pełen wyższości działał na mnie jak płachta na byka. Jeżeli chciałem przeżyć, musiałem schować swoją dumę do kieszeni i odzywać się tylko wtedy, kiedy sytuacja tego ode mnie wymaga, a on ani trochę mi w tym nie pomaga.
Zaciskając wargi wróciłem do kuchni, nie racząc mu odpowiedzieć. W końcu miałem tu jeszcze posprzątać. Może przy wypełnianiu tego obowiązku trochę się odstresuję. Nadal czułem się zagrożony i to nie było najprzyjemniejszym uczuciem.
Kousuke nie sprecyzował, czy mam posprzątać w jednym, konkretnym pomieszczeniu – kuchni, czy też w całej posiadłości. Wolałem się już mu nie narażać i już poświęcić te kilka godzin na czyszczeniu kątów tego więzienia. Coś czułem, że kiedy się bardziej w to zaangażuję, to czas szybciej mi minie. Kilka dni, pomyślałem, cicho wzdychając. Jeszcze wczoraj nie wydawało mi się, żeby to było jakoś specjalnie długo. Dziś definitywnie zmieniam zdanie. To będą najdłuższe i najgorsze dni w moim życiu, a nawet możliwe, że ostatnie.
***
Westchnąłem ciężko i przeczesałem dłonią włosy. Miałem dosyć. Posprzątałem dosłownie w każdym kącie; umyłem okna i podłogi, wytarłem kurze z każdej półki, i nawet czasem przy akompaniamencie złośliwych komentarzy ze strony gospodarza. O dziwo, udało mi się go nie zdenerwować i przeżyć. To duży sukces, jak na mnie.
Teraz jedyne, czego potrzebowałem, to chwila spokoju i kąpiel. Może uda mi się załatwić te dwie rzeczy. Schodząc po schodach zakładałem z powrotem rękawiczki, które na czas sprzątania zdjąłem. Przydałyby mi się także świeże ubrania, ale na to jeszcze nie będę narzekał. Najgorzej nie jest.
- Jak ładnie wysprzątane – usłyszałem z pokoju głos osoby, której szczerze nienawidziłem.
Westchnąłem cicho, uspokajając nerwy. Chciałem przeżyć, więc musiałem być grzeczny, jak bardzo poniżające by to nie było.
- Jeszcze mam coś do zrobienia? – spytałem, starając się brzmieć w miarę normalnie, by już nie znalazł żadnego haczyka, do którego mógłby się przyczepić.
- Chyba nie – przyłożył palce do ust w geście zastanowienia. – Na razie masz czas wolny, Pchełko. Możesz odejść.
Zmarszczyłem brwi na swoje nowe przezwisko. Przyzwyczaiłem się już do pudla, a ten wymyśla mi kolejne. Pchełka, słodziak… to nie brzmi miło. Nie jest to dla mnie przyjemne, w końcu mam imię, o czym ten psychopata doskonale wie.
- Wiesz, mam imię, które doskonale znasz, i byłoby miło, gdybyś zaczął go używać – te słowa wydobyły się z moich ust, nim zdążyłem ugryźć się w język. Jeszcze ten gniewny ton, którym to wypowiedziałem… coś czułem, że za chwilę będę albo martwy, albo kaleką. – Przepraszam – dodałem po chwili skruszonym tonem, a swój wzrok utkwiłem w jakiejś tandetnej ozdobie stojącej na stoliku, byleby tylko nie patrzeć na jego osobę.
<Świrze? XD>
Liczba słów: 737
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz