sobota, 29 czerwca 2019

Od Mordimera CD Samuela

Kryjówka nie była miła. Przylegałem ciałem do ściany, przez co ziemia sypała mi się na głowę, a ja musiałem tam siedzieć, aż co? Aż Samuel przestanie rozmawiać ze strażnikiem. Na początku nie dowierzałem, co on chciał zrobić? Czyżby zamierzał mnie sprzedać? Powiedzieć, że jestem wspólnikiem, czy coś? Jednak siedziałem i się nie odzywałem. Zastrzygłem uszami i zacząłem słuchać ich rozmowy. Czy on starał się udawać zwyczajnego zielarza, który nic, ale to nic nie widział i który przechodził tamtędy przypadkiem, w poszukiwaniu jakiejś tam roślinki? Nie chciało mi się wierzyć. Albo był głupi, albo na tyle odważny. Ewentualnie mógł wiedzieć, że mężczyzna się na to nabierze, ale mi się nie chciało w to wierzyć. Sygnet królewski to bardzo cenna rzecz, więc jeśli się nie znajdzie, tak naprawdę, to tym strażnikom się coś stanie. W końcu to im nie udało się dogonić złodziejki, przed zgubieniem woreczka, więc wiedziałem, że rozwścieczony władca z łatwością obarczy ich winą i skaże; może nie na śmierć, ale na pewno reszta ich życia nie będzie przyjemna.
Wracając do mojego towarzysza. Kiedy ja się gnieździłem w swojej kryjówce, Samuel prowadził dialog ze strażnikiem.
- Może mnie Pan przeszukać, jeśli to konieczne – słysząc te słowa, spojrzałem na przedmiot, który kurczowo zaciskałem w swojej dłoni. Woreczek, a w nim pierścień. Zastanawiałem się, co by się stało, gdybym oddał mu to i schował do plecaka. Czy byłby tak pewny siebie? A raczej czy miałby tyle odwagi, by udawać?
- Owszem obywatelu, konieczne – odpowiedział. Słyszałem, jak chłopak zdejmuje torbę z ramion i ją otwiera, a potem dowódca szybko przeszukuje zawartość. - Rzeczywiście, trawa i sierp – zmarszczyłem brwi. Jak zioła można nazwać trawą? To grzech! Nawet dziecko wie, że jaskółcze ziele ma mnóstwo właściwości, a szwedzkie zioła idealnie się sprawdzają na układ pokarmowy. Co za nieuk! Aż chciałem wyjść i go podszkolić, ale zdrowy rozsądek wygrał.
- Mówiłem – odebrał torbę od mężczyzny.
- Jesteś tu sam? - chłopak przytaknął. - Nie widziałeś nikogo innego?
- Nie – ziemia posypała się na moje uszy, co było nieprzyjemne i na chwilę straciłem ich rozmowę. - Nie – znowu zaprzeczył, ale na jakie pytanie?
- Jeżeli coś znajdziesz, masz natychmiast powiadomić straż – rozkazał mu, a Samuel grzecznie przytaknął, zapewniając, że tak zrobi. Delikatnie się uśmiechnąłem. Potem usłyszałem oddalający się stukot kopyt. Chwilę odczekałem, a kiedy wychyliłem łeb z ukrycia, brunet akurat szedł w moim kierunku. Wyglądał na roztrzęsionego, ale się uśmiechał i widziałem na jego twarzy ulgę. Rozumiałem go, stanął naprzeciwko lwu i musiał stać się lisem, co nie każdy potrafił.
- Ładnie – pochwaliłem go. Uśmiechnął się lekko i głęboko odetchnął. Zacząłem zsypywać z siebie ziemie, przy okazji trochę jej rozmazując na twarzy.
- Chyba uwierzył – pokiwałem głową.
- Ale się nie zdziw, jak odwiedzi ciebie i twoją rodzinę, by się upewnić, czy niczego nie znalazłeś i nie ukryłeś – stwierdziłem. Nie cierpiałem strażników, na za dużo sobie pozwalali. Rozumiałem, że mieli pilnować porządku, ale niekiedy ich arogancja i samowolka mnie dobijały i wtedy zaczynałem się zastanawiać, kto tu jest tak naprawdę zwierzęciem.
- Mam nadzieję, że nie – powiedział bardziej sam do siebie, najwidoczniej nieco zasmucony, w końcu nikomu nie spodobała by się informacja, że w najbliższym czasie zostanie odwiedzony przez organy sprawiedliwości, tym bardziej, że witały tylko tych, którzy powinni mieć kłopoty, albo ich szukali.
- Chodź, musimy się pospieszyć – oznajmiłem i ruszyliśmy za koniem. Ponowne brodzenie w wysokiej trawie i krzakach, które zahaczały o nasze spodnie i przeszkadzały, nie było najprzyjemniejszą rzeczą, jaką chciałem robić, chociaż byłem to tego przyzwyczajony. Pewnie to myśl, że jeśli nie zdążymy i będziemy mogli mieć kłopoty, wprawiała mnie w takie ponure poczucie, że nie potrafiłem się cieszyć naturą. A kto by potrafił? - Oby żaden z nich sobie nie przypomniał naszych twarzy – zauważyłem. W końcu to nam kazali zejść z drogi, gdy pościg trwał w lesie. Ja miałem o tyle szczęścia, że tylko wtedy mogli mnie zauważyć, Samuel rozmawiał z dowódcą, który na pewno nie zapomni jego twarzy, ale co ja się będę nim przejmował? Nie musiał iść. Gdyby nie on, nawet nie stalibyśmy się posiadaczami drogocennego pierścienia, za który nie jeden wieśniak dałby pociąć swoją żonę i dzieci.
- Myślisz, że będą chcieli nas przesłuchać? - usłyszałem pytanie kolegi.
- Jeśli nie znajdą skradzionego przedmiotu, będą pytać każdego, kto tego dnia poszedł do lasu – zaznaczyłem, to było oczywiste. „Byłeś w lesie? Widziałeś coś? Nie znalazłeś niczego? Gadaj!”
- To sobie niezły dzień wybrałem na uzupełnianie ziół – stwierdził dość ponuro. Wtedy przypomniałem sobie mężczyznę na koniu, który nazwał rośliny trawą. Nie potrafił przeboleć jego głupoty, a raczej ignorancji. W końcu to one leczyły jego rany zadane na polu walki, ale czego można się spodziewać po zwykłym człowieku? Czasami zapominałem, jacy ludzie potrafią być niewdzięczni, a tym bardziej przy tak małych rzeczach.
- Mnie by to nie ominęło – stwierdziłem, zawsze chodziłem na spacery o tej porze, więc moja obecność nie była przypadkowa.
Zakończyliśmy nasza krótką wymianę zdań, ponieważ przed nami pojawił się koń, ale bez jeźdźca. Mężczyzna musiał z niego zejść i zacząć szukać przedmiotu pieszo. W końcu gdyby odnalazł złoty pierścień, uchodziłby za prawdziwego rycerza, który dla swojej królowej zrobi wszystko. Zatrzymaliśmy się, a raczej to ja nas zatrzymałem. Był blisko, słyszałem cięcia trawy mieczem.
- Co się dzieje? - zapytał Samuel. Nie spojrzałem na niego, ale wiedziałem, że nie słyszy tego, co ja. Mimo wszystko w tej chwili nie mogłem udawać, że ja tego też nie słyszałem, ponieważ mężczyzna był bardzo cicho, ale też blisko. Nim się obejrzeliśmy, pojawił się parę metrów od nas. Szybko schowaliśmy się za grubym drzewem, nim odwrócił się w naszą stronę. - Jak my to mu podrzucimy? - odezwał się cichym szeptem. Rozejrzałem się. Byliśmy w idealnym miejscu, wysoka trawa, krzaki i inne szerokie rośliny były idealną skrytką dla takiego małego przedmiotu, jakim był nasz woreczek. Wystarczyło tylko go gdzieś położyć, cicho i szybko, byśmy nie zostali zauważeni. Wtedy wpadłem na plan, może nie był idealny, ale ja nie zostanę wykryty, a tylko o to mi chodziło. Chłopak musi sobie sam poradzić.
- Zagadasz go. Przypadkiem trafisz się obok, a on sam zacznie rozmowę. Ja to odłożę – wytłumaczyłem mu bardzo pobieżnie mój plan. Tylko on mógł odwrócić uwagę strażnika, ja byłem obcy. I bardzo dobrze, odłożyć i uciec. 

<Sam? Nie odbierz tego planu źle xd>

Liczba słów: 997

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz