Wcześnie jak zawsze. Gdy słońce wstaje, strażnicy się zmieniają. Jednak Lucid zostaje, bo i tak nie ma co ze sobą począć. On nie sypia, nawet nie pamięta, kiedy ostatnio, choć zmrużył oczy na kilku minutową drzemkę. Jedynie, gdy ma chwilę, jest przy kwiatach, dba o nie, podlewa, pielęgnuje i straszy innych, by trzymali się z dala.
Raz czy dwa już było tak, ktoś próbował zniszczyć jego zaciszne miejsce, a on co rzucił w nich duszami, które kręcą się przy kwiatach. Zwykle opętanie nie jest takie złe, ale to było zaskakująco długie i ciężkie. Rzecz, jasna już lecieli do księcia, bądź króla, jednak oni zbywali ich. No przecież, król się czymś takim nie przejmie.
Lucid stal oparty o ścianę przy drzwiach i przeglądał sobie nicie, słyszał rozmowy, oraz trzaskanie drzwiami, jednak to nijak go nie interesowało. Był znudzony, ale służba już taka jest. Nie sprzeciwi się, choć może czasem tak zrobi. Nicie były o wiele ciekawsze, widział w nich, iż ktoś się zbliża do śmierci, a kostucha tylko czeka, aż zbierze swe żniwa. Król zwołał część swojej straży, by powiedzieć, jaką mają tym razem robotę. Lucid był jednym z nich, ruszył się i wszedł do sali tronowej. Skłonił się, z wyrazami szacunku, po czym stanął nieopodal, by ich wysłuchać. Gdy Król zaczął mówić oraz jego syn o bankiecie i czymś jeszcze, to wówczas nekromanta zobaczył część przyszłości. Trwało to zaledwie kilka minut, ale przez te minuty, został sam z królem, gdy reszta poszła.
Podszedł do Jego Wysokości i chciał już zabrać głos.
- Lucius wszyscy już poszli, ty jak zwykle zostajesz na końcu. - rzekł Euzebiusz.
- Królu, podczas bankietu, proszę jego miłość, by nie piła żadnych napojów, które przyniosą Ci goście. - rzekł chłopak. Nie przejął się tym, że Euzebiusz może odkryć, iż jest wygnańcem, miał to gdzieś. Nie przejmował się niczym, bo gdyby tak było to wszystko, co dotąd osiągnął, byłoby bez sensu. Jakby życie wśród żywych, a nie martwych miało jakikolwiek sens.
Stary, ale zarazem potężny i sprawiedliwy mężczyzna, z korona na głowie, nie dodał nic więcej. Gdyż nie raz słyszał już złe wróżby, czy też dobre. Może się tym przejmie bądź też nie.
Lucid się ukłonił i wyszedł z pomieszczenia, jego warta się skończyła, a on ruszył, przed siebie w nieznane. Choć zna zamek jak własną kieszeń, powinien coś przekąsić w kuchni, a potem może wybrać się do katakumb pod zamkiem. Zna, każde wejście i wyjście, a co za tym idzie, nigdy się nie zgubił.
Gdy doszedł do kuchni, kucharka przyszykowała mu śniadanio-obiad, oraz świeży trunek, ten co ma w zwyczaju pić. Posłał jej uśmiech i zabrał się do powolnego konsumowania. Każdy kawałek, kęs, który jadł. Mielił przez parę długich minut, szło mu powolnie, nigdy się nie spieszył z jedzeniem. Wolał zjeść wolno niż się pospieszyć.
~Kilka godzin później~
Gdy zjadł, poszedł do katakumb. Tam mógł zająć się czytaniem księgi oraz mógł słuchać duchów, które znajdowały się blisko niego. Jego intuicja nigdy go nie zawodzi, a "przeczucia", które tak nazywa król, często się potwierdzają.
Bankiet miał się odbyć dziś, powód, był też oprócz księcia to także, coś się za tym kryło. Wszyscy w pewnej gotowości, a Lucid siedział i czytał księgę, bo chciał ją skończyć, zanim zacznie kolejny tom.
Czas leciał, a on czytał i bawił się nicią w dłoni. Nie był, świadomy tego, iż oni chcą już teraz otruć króla, a o wszystko obwinić tych, którzy... Nikt tego nie wie. Może go obalić, a może i zabić.
~~
Lucid udał się w końcu do swojej komnaty, by się przebrać. Podczas powrotu na salę balową, usłyszał zamieszanie, więc tam też się skierował, król został otruty, cały czas ktoś powtarzał te słowa. Znalazł go w swojej komnacie, leżał był w głębokim śnie.
- Sprawdźcie go. - ruchem dłoni wskazał na leżąca postać, po czym duszę, dzięki nim mógł zobaczyć jego nić. Była taka krucha, taka wadliwa. Znał pewnego zielarza, którzy mógłby pomóc.
Zabrał króla, po czym wyniósł go z zamku, przez katakumby, tak by nikt ich nie mógł znaleźć. Zresztą nieliczni mogli przejść przez katakumby. Podarował mu nowa nić, tak by mógł wraz z nim udać się w to miejsce. Był bez korony, musiał tak być, gdyby została zabrana, wówczas byłoby źle.
Pomógł nałożyć mu płaszcz z kapturem, po czym mogli ruszyć do miasta, a dokładniej tego zielarza Sama.
Samuel?
Liczba słów: 705
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz