wtorek, 25 czerwca 2019

Od Mordimera do kogoś

- Mam nadzieję, że jutro dostanę gotowe prace – oznajmiłem na końcu lekcji. Uczniowie zaczęli chować swoje książki i wkładać je to szarych toreb. Kiedy także zajmowałem się pakowaniem i uprzątnięciem swojego miejsca pracy, podeszła do mnie młoda dziewczyna. Miała czerwone od łez oczy, szykowałem się na niemiłą pogawędkę. Czułem, że przychodziła w sprawie pracy, ale mogłem tylko zgadywać, jaką ma wymówkę. Wyjazd? Stres? Praca?
- Panie Profesorze – odezwała się. Usiadłem na swoim krześle i posłałem jej łagodne spojrzenie bez uśmiechu.
- Słucham cię Dayen – zwróciłem się do niej po imieniu. Wytarła policzek rękawem i pociągnęła nosem.
- Nie przyniosę na jutro tej pracy – nawet nie udawałem, że mnie to nie zdziwiło. Pokiwałem głową i milczałem, wiedziałem, że za chwilę poda mi powód, chociaż ja w głowie znalazłem już tysiąc wymówek, jakimi posługują się ludzi. Zabawne, że nawet ból głowy może być niezłą przyczyną. - Babcia mi zmarła – położyłem dłonie na biurku i skinąłem głową. Uwierzyłem jej, bo znałem jej matkę, która czasami skarżyła się na swoją rodzicielkę, która, cytuje, „zgłupiała na starość”, dlatego wiedziałem, że niedługo nadejdzie jej czas. To przez wiek, a może przez zdenerwowaną córkę, w końcu nie raz słyszałem o morderstwie rodziny, bo ktoś komuś nadepnął na odcisk albo zapragnął szybkiego odczytania testamentu. Gorzej, jeśli takowego się nie spisało i trzeba się dzielić, wtedy cały plan szlag trafia.
- Nie przyjdziesz do szkoły? - pokręciła głową.
- Przyjdę, ale jej nie napiszę na jutro – tym razem to ja pokiwałem głową, wszystko rozumiejąc.
- A powiedz mi, kiedy umarła? - zapytałem spokojnie, by przypadkiem mi nie wybuchnęła płaczem.
- Wczoraj – wytarła oczy i znowu pociągnęła nosem. Zapragnąłem dać jej chusteczki, ale nie miałem.
- Powiem ci, co myślę – zacząłem. - Praca nie była prosta i przyjemna – pokiwała głową i delikatnie się uśmiechnęła, chyba sądząc, że wszystko pójdzie po jej myśli. - Jest mi przykro z powodu twojej straty, na pewno bardzo kochałaś swą babcią – znowu pokiwała głową, a z oczu poleciały kolejne łzy. - Mimo to, pracę zadałem tydzień temu, a twoja babcia zmarła wczoraj, czyli miałaś sześć dni na napisanie pracy domowej – mówiłem dalej tym samym łagodnym tonem, jednak to nie zmieniło faktu, że uważnie słuchała i rozumiała każde wypowiedziane przeze mnie słowo. - Gdybyś chciała, napisałabyś i bez problemu przyniosła w terminie. Nie powiem ci nic więcej, chyba wiesz, co cię jutro czeka – po tych słowach pokiwała szybko głową i nerwowo wyszła z klasy, nawet nie zamykając drzwi. Pokręciłem głową i się cicho zaśmiałem, kontynuując sprzątanie.
Zostawiłem po sobie salę taką, jaką ja zastałem. Zamknąłem drzwi i wyszedłem z budynku, z torbą na ramieniu. Ruszyłem w kierunku mojego lokum, które mieściło się na innej ulicy. Musiałem przejść przez targ, który o tej porze był zapełniony ludźmi. Przyzwyczaiłem się już do przepychanek i tego smrodu, tylko zawsze mocniej ściskałem torbę, by przypadkiem jakiś złodziejaszek nie postanowił mi jej ukraść. Będąc w połowie targu, przy śmierdzących rybach, zauważyłem biegnącą w moją stronę postać. Widocznie jej się spieszyło, powiedziałbym, że nawet uciekała. Ściskała coś w rękach, ale nie dostrzegłem co konkretnie. Nagle ktoś zaczął krzyczeć, „łapać złodzieja!”. Od razu się domyśliłem, o kogo chodziło, ale czy warto było pomagać? W końcu jednak wystawiłem swój „niewidzialny” ogon przed uciekinierem, który się o niego potknął, chociaż wyglądało to, jakby nogi mu się poplątały.

<Ktoś zechce dokończyć? Złodziej, okradziony, a może obserwator?>

Liczba słów: 526

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz