czwartek, 27 czerwca 2019

Od Yuri'ego CD Victor

Nie chciałem mu na tę chwilę mówić o tym, że klątwa tak czy siak dosięgnie to królestwo, nawet jeśli on będzie przebywał poza granicami tego miejsca. To samo tyczy się jego, że tak powiem "testu", on też go nie ominie. Magia jest potężniejsza niż może na się wydawać i jestem pewien, że tego wszystkiego nie da się po prostu uniknąć. Jednak powiem mu to podczas podróży, teraz lepiej o tym nie rozmawiać, wciąż jesteśmy świeżo po burzliwych wydarzeniach i wypada trochę ochłonąć i spojrzeć na niektóre sprawy z dystansem. Odetchnąłem cicho i spojrzałem jeszcze raz spokojnym wzrokiem na mężczyznę, który najwyraźniej czekał już tylko na sługę, który nas miał zaprowadzić do powozu. Jednak ja miałem jeszcze sprawę do załatwienia i nie mogłem tu tak stać i czekać na przybycie kogoś ze służby.
- Muszę jeszcze coś załatwić - odezwałem się nagle, na co Książę skierował spojrzenie swoich niebieskich oczu w moją stronę.
- Dobrze, tylko raz dwa, nie będziemy na ciebie nie wiadomo ile czekać - uprzedził mnie, a ja z delikatnym skinięciem głowy, wycofałem się do drzwi. Wyszedłem na korytarz kierując się do swojej izby. Wiem, że zabrali już moje ubrania, ale na pewno nie spakowali tych bardziej nielegalnych rzeczy takich jak na przykład księgi o magii. Zawsze wolałem mieć przy sobie jakieś sensowne źródło wiedzy, nawet jeśli nie skorzystam z niego. Poza tym muszę się pożegnać z Josephem. Nie chcę o tym myśleć, ale los pisze nam różne scenariusze i nie chcę odejść bez pożegnania się z moim przyjacielem.
- Yuri - starzec podniósł się z krzesła i spojrzał na mnie zdumionym wzrokiem. - Przyszli tu tak nagle i zabrali twoje rzeczy... Nie chcieli mi nic powiedzieć... Coś się stało? Masz kłopoty?
- Spokojnie, jadę z Księciem Victor'em na małą wycieczkę - odpowiedziałem z łagodnym uśmiechem na ustach i podszedłem do mężczyzny, by objąć jego nieco zgarbione ciało, w mocnym uścisku. - Niedługo wyjeżdżamy, a ja nie chciałem tak nagle zniknąć bez pożegnania...
- Oh, Yuri... - Joseph poklepał mnie czule po plecach, a ja wtuliłem twarz w zagłębienie jego szyi. Naprawdę będzie mi go brakować. Nie wiem ile będzie trwał nasz wyjazd, ale na pewno nie będzie on krótki, w końcu podczas niego Victor musi nauczyć się panować nad swoją mocą, a to raczej nie przyjdzie mu zbyt szybko. Najgorsze jest myślenie, że już nigdy mogę się nie spotkać z tym staruszkiem, ale staram się wyrzucić te myśli z głowy.
- Jeśli chodzi o tę klątwę... - zacząłem, ale mężczyzna przerwał mi cichym chrząknięciem.
- Nie martw się, poradzimy sobie jakoś, ważne by Książę zdał swój test - odparł starzec i uściskał mnie znowu, nie chcąc przez chwilę mnie puścić.
- Muszę jeszcze wziąć parę rzeczy - odsunąłem się powoli od byłego medyka i poszedłem do swojego skromnego pokoiku, pakując do szmacianej torby kilka ksiąg, a także parę kilka innych rzeczy, które uważałem za niezbędne.
- Uważajcie tam na siebie, w razie czego pisz listy... i do zobaczenia - odparł jeszcze Joseph, gdy kierowałem się już do wyjścia. Uśmiechnąłem się tym razem trochę niemrawo, nie chcąc dopuścić do zbytnego rozklejenia się. Skinąłem lekko głową i pchnąłem drewniane drzwi, zostawiając za sobą "dom", bo chyba tak mogę nazwać to miejsce, które z czasem pokochałem.
Ruszyłem w drogę powrotną do komnaty Victor'a, lecz widząc jak ten idzie przy boku jakiegoś sługi przez korytarz, uznałem, że po prostu się do nich dołączę.
- Gdzieś ty był? - zapytał od razu jasnowłosy, patrząc na mnie pytającym wzrokiem.
- Musiałem zabrać parę rzeczy i pożegnać się z Josephem - odpowiedziałem, spuszczając wzrok ku podłodze, nie chcąc za bardzo o tym rozmawiać. Victor najwyraźniej zauważył to i po prostu pokiwał delikatnie głową i po prostu szedł dalej bez słowa. Tak więc sługa zaprowadził nas do powozu, który miał zabrać nas do portu. Sam do końca nie wiedziałem, gdzie tak naprawdę jedziemy, ale pocieszałem się myślą, że prawdopodobnie tam będziemy bezpieczni i przynajmniej nie będziemy musieli tak bardzo kryć tego kim jesteśmy. Jednak to wszystko okaże się na miejscu, najpierw trzeb przetrwać kilku dniową podróż, a później martwić się resztą. Podczas rejsu będę miał czas by porozmawiać z Księciem o klątwie i o tym, że ten cały test go nie ominie, nie sobie nie myśli, że można od tego tak łatwo uciec. Eh... Nawet nie wiem, czy on bierze to na serio... No cóż wszystko dowiem się podczas rozmowy i coś czuję, że mężczyzna też chce o tym porozmawiać, tylko czeka na odpowiedni moment...

~~*~~

- Więc co do tej klątwy - Victor rozpoczął niespodziewanie swoją wypowiedź, a ja zaskoczony oderwałem wzrok od pięknego morza, rozciągającego się przed moimi oczami.Czy on naprawdę musiał teraz zacząć rozmowę? Mamy całe dwa dni i dopiero co odbiliśmy od portu, nawet nie da mi się chwilę nacieszyć widokami. Gdyby nie to, że jest Księciem to już dawno dostałby ode mnie w głowę, może w końcu by trochę zmądrzał. No cóż, ale nie ma co na niego od razu naskakiwać (nawet jeśli naskakuję na niego tylko w myślach, bo na głos trochę się cykam), w końcu pewnie jest ciekawy. Nie dziwię się mu, też byłbym ciekawy gdyby kraj, w który mieszkam i jestem jego Księciem, miała nawiedzić plaga.
- Tak? - uniosłem jedną brew, czekając na pierwsze pytanie, jakie padnie z jego ust. Oparłem się o balustradę statku i przez chwilę porównywałem kolor oczu mężczyzny z odcieniem wody morskiej. łudząco podobne, ale jednak nie takie same.
- Co teraz z nią będzie? W sensie mnie tam nie ma i co z tymi moimi trzema próbami? - podrapał się po głowie, patrząc to na mnie, to na coraz bardziej oddalający się port. Miałem wrażenie, że nie do końca chciał wierzyć w tą klątwę, ale mimo wszystko i tak się tym przejmował. Cieszę się, bo równie dobrze mógł całkowicie zignorować słowa strażnika i udać, że nic się nie stało. Miałby do tego prawo, ale ludzie by cierpieli.
- To że opuszczasz królestwo nie oznacza, że nie dosięgnie go plaga - odpowiedziałem spokojnie, kierując wzrok w stronę otwartego morza. - Z dnia na dzień zaczną nagle obumierać plony, a woda w rzekach wyschnie, przez co nie będzie ani jedzenia, ani wody... Królestwo stanie się podatne na atak z zewnątrz jak i z wewnątrz... Już nawet nic nie mówiąc o bestiach, kryjących się w mroku. Kiedy ludzkie organizmy są osłabione, łatwiej zarażają się rożnymi chorobami. Panika, zamęt i...
- Rozumiem, rozumiem - mężczyzna przerwał mi, mając chyba już dość mojej gadki na temat tego, co będzie i tego, co może się stać, gdy na królestwo spadną plagi.
- A jeśli chodzi o sprawdzenie ciebie, o czym mówił strażnik, to spokojnie, na pewno się odbędzie, dlatego musisz być czujny, bo nie wiadomo kiedy może się to zdarzyć - dodałem do swojej poprzedniej wypowiedzi parę słów i zamilkłem, zajmując swoje myśli całkowicie widokiem, zapierającym wdech w piersiach. Dużo już widziałem, ale wciąż wszystko zaskakuje mnie, jakbym był małym dzieckiem. Zerknąłem na mojego towarzysza, który nie był tak bardzo zaabsorbowany widokiem, jak ja i bardziej wyglądał na pogrążonego we własnych skomplikowanych myślach. Nie chciałem mu przeszkadzać, dlatego wróciłem do własnych spraw, rozmyślając przy okazji, jak potoczy się dalej nasza wspólna podróż. Byłem też ciekaw jaka jest ta rodzina Victor'a, której jeszcze nie miał okazji poznać. To będzie dla niego zupełnie coś nowego i samo przebywanie z osobami, takimi jak on, będzie musiało być ekscytujące.
- Myślisz trochę o tej swojej ciotce? Jaka jest? - zagadnąłem nagle, nie odwracając wzroku od fal, rozbijających się o kadłub statku. Zauważyłem kątem oka, że głowa pełna jasnych włosów unosi się lekko do góry i uśmiechnąłem się lekko, wciąż mając wzrok utkwiony w jednym punkcie.
- Nie, znaczy się teraz myślę tylko o klątwie i paru innych sprawach - mruknął w odpowiedzi, a ja odetchnąłem ciężko, odpychając się od balustrady, stając naprzeciwko Księcia.
- Powinieneś się przestać tyle zamartwiać, panie - uśmiechnąłem się do niego delikatnie. - Wszystko będzie dobrze i udowodnisz swój honor, sprawiedliwość i odwagę, kiedy przyjdzie na to czas.
Victor zamrugał kilka razy powiekami, patrząc na mnie dość niepewnym spojrzeniem.
- A jeśli zawiodę? Co wtedy? - zapytał, a ja wyczułem wahanie w jego głosie i zastanawiałem się skąd się ono bierze. Być może boi się, że nie zda "testu", jednak ja wierzę w niego i dobrze wiem, że posiada te trzy ważne cechy: honor, odwagę i sprawiedliwość. Musiałby być w naprawdę złym humorze, żeby oblać próbę.
- Wtedy na Dous Mundos spadną złe czasy - wzruszyłem lekko ramionami, mówiąc prawdę i tylko prawdę. - A teraz odpocznij sobie, panie. Przed nami długa podróż...

~~*~~

Następne dwa dni minęły dosyć spokojnie. Książę tylko od czasu do czasu znowu zaczynał temat o klątwie, a ja musiałem na spokojnie wszystko od nowa mu tłumaczyć. Chyba w końcu zaczął brać to na poważnie i uwierzył w słowa strażnika. Lepiej później niż wcale, jak to lubią sobie ludzie mówić.
- Zbliżamy się do lądu! - w pewnym momencie usłyszałem krzyk kapitana, na co zerwałem się z ławeczki, na której siedziałem wraz z Księciem i pobiegłem w stronę balustrady, aby spojrzeć na dość znajomy widok powoli pojawiający się na horyzoncie. Znałem już to miejsce, jednak nie spodziewałem się, że to właśnie tutaj mieszka ciotka Victor'a. Trochę to zaskakujące i jednocześnie niepokojące, gdyż jakoś nie widziało mi się w najbliższym czasie wracać na te tereny, jednak mus to mus, nic na to nie poradzę.
- Coś się stało? - najwyraźniej mężczyzna zauważył grymas na mojej twarzy, spowodowany dawnymi wspomnieniami związanymi z tym miejscem. Nie były to jakieś złe wspomnienia, ale nie były też jakoś bardzo przyjemne.
- Wszystko w porządku, panie - zapewniłem mojego towarzysza jeszcze delikatnym uśmiechem i odszedłem od balustrady, nie chcąc dalej patrzeć w przestrzeń przed nami. Nie było to dla mnie nic nowego, więc nie wzbudzało we mnie aż tak dużo zainteresowania. Co innego mogę powiedzieć o Victorze, który wydaje się zaintrygowany nowym miejscem.
Nim się obejrzałem, statek cumował już do brzegu, a wokół pojawiło się dość sporo ludzi. No ale czego innego spodziewać się po porcie w środku dnia? Kiedy tylko statek ustawił się w stabilnym miejscu, na jego pokład weszli jacyś nieznani ludzie, którzy stanęli nagle przed Victor'em i skłonili się lekko. Przedstawili się jako służący jakiejś Claudii, która zapewne była ciotką Victor'a. Jednak na sam dźwięk tego imienia przeszły mnie ciarki. Mimo to nie pokazałem tego po sobie i spokojnie wraz z Księciem ruszyliśmy za sługami do powozu. Zajęliśmy miejsca w środku i podczas całej jazdy chłonęliśmy widoki, póki co nie odzywając się do siebie słowem. Cała droga nie trwała zbyt długo, chyba że po prostu tak wciągnąłem się w swoje rozmyślanie, że nawet nie zauważyłem, jak ten czas szybko zleciał. No cóż trzeba było wyjść z tego powozu i stanąć prawdzie w oczy.
Dworek był naprawdę piękny i mógłbym rzec, że prawie nic się tu nie zmieniło na przestrzeni tych kilkudziesięciu lat. Tak samo ta kobieta, która teraz stała na schodkach, prowadzących do średniej wielkości pałacyku, uśmiechając się do nas pogodnie. Gdybym jej nie znał, to mógłbym powiedzieć, że uśmiecha się tak ładnie do swojego siostrzeńca, jednak w tej sytuacji jestem niemalże pewien, że mnie rozpoznała i również do mnie kieruje swój uśmiech. Zerknąłem kątem oka na Księcia, który tak jak przez resztę drogi pochłaniał otaczające go widoki. Dopiero gdy zauważył stojącą na schodach kobietę, przełknął ślinę i chyba troszkę poddenerwowany, a może podekscytowany, ruszył w stronę swojej ciotki. Całą scenę obserwowałem z odległości nie śmiąc się zbliżyć, póki nie dostanę takiego nakazu. W końcu w dalszym ciągu jestem sługą Victor'a i wymagane jest ode mnie odpowiednie do mojego statusu zachowanie.
- Witaj Victorze - kobieta przemówiła, a z jej ust nie znikał ten uśmiech. - Nazywam się Claudia i jestem twoją ciotką - przedstawiła się, a jasnowłosy, patrzył na nią przez chwilę w całkowitej ciszy, po czym nagle niepewnie pokonał kilka ostatnich schodków i przytulił się do kobiety. Ona odwzajemniła uścisk i  widać było, że bardzo cieszy się ze spotkania. Uśmiechnąłem się na ten widok lekko, bo nie powiem byłem zadowolony, że Victor mógł poznać swoją rodzinę.
- Wejdźmy do środka, chcę ci przedstawić resztę twojej rodziny - Claudia odsunęła delikatnie mężczyznę od siebie i po chwili zaprowadziła go w stronę drzwi, za którymi pewnie znajdowała się reszta rodzinki Victor'a. Widząc że służący z naszymi bagażami ruszyli się z miejsca, również postanowiłem za nimi podążyć, jak na razie nie zbliżając się do Księcia i jego ciotki. To był czas dla nich, a ja zwykły sługa nie miałem zamiaru się w to wtrącać. Po prostu poczekam do momentu, aż będę komuś potrzebny. 

~~*~~

Służący przydzielili mi pokój zaraz po przekroczeniu progu domostwa. Ulokowali mnie w średniej wielkości pokoiku, który bardzo przypominał mi ten, który zajmowałem na zamku. Nie miałem na co narzekać i po prostu rozpakowałem swoje rzeczy, siadając po tym na krawędzi łóżka. Nie miałem nic do roboty, dlatego pozostało mi tylko siedzieć w miejscu. Jednak samo siedzenie byłoby tylko marnotrawstwem czasu, dlatego wyciągnąłem z mojej szmacianej torby na ramię, dość grubą książkę. Dla większości społeczeństwa byłaby ona tylko i wyłącznie herezją, ze względu na to, że jest o magii. Jednak dla mnie jest po prostu książką, która tak samo, jak inne posiada zapisaną na stronach wiedzę. 
Po otwarciu księgi zacząłem ją spokojnie czytać i mimo, że już dobrze znałem jej treść, lubiłem wracać do tych zdań i czytać je już po raz któryś raz. Dzięki niej przypominały mi się stare czasy, kiedy wszystko było zupełnie inne. Nie było aż tyle nienawiści i zła, ale co poradzić na to, że czasy się zmieniają. Czasami zmiany są te na lepsze, a czasem te na gorsze. 
Ze wspomnień wyrwało mnie nagłe pukanie do drzwi. Poderwałem głowę do góry i szybko schowałem książkę pod łóżko. Był to niepotrzebny zabieg, gdyż tutaj nic mi nie groziło za czytanie literatury o magii, ale mimo to moje ciało z przyzwyczajenia samo z siebie zareagowało. Westchnąłem ciężko i wstałem z łóżka, podchodząc do drzwi. Nie wiem ile czasu minęło odkąd tu tak siedzę, ale pewnie więcej niż godzina. 
- Tak? - otworzyłem drzwi i od razu zastygłem w bezruchu, dostrzegając uśmiechającą się do mnie Claudię. 
- Trochę minęło czyż nie? - przekroczyła próg bez zbędnych uprzejmości, a ja od razu zamknąłem za nią drzwi, patrząc na nią przenikliwym wzrokiem. Chciałem wiedzieć czego chce, ale jestem pewien, że zaraz sama wszystko mi powie. Nie jesteśmy wrogami, ale też nie jesteśmy przyjaciółmi. Można nas chyba nazwać starymi znajomymi? 
- Pewnie się zastanawiasz, czemu tutaj przyszłam, bo przecież mogłam zignorować fakt, że się znamy - uśmiechnęła się szerzej i usiadła na moim tymczasowym łóżku, zakładając nogę na nogę. - Po prostu byłam ciekawa, jak to się stało, że Serafin, którego kiedyś chciałam zwerbować na własnego sługę, jest służącym mojego siostrzeńca? 
I tutaj jest haczyk i cały powód tej nie chęci, którą trochę żywię do kobiety. Oczywiście na swój sposób ją lubię, jednak ona tak jak większość Bogów, uważa moją rasę, za swoich przydupasów. Kiedyś zaproponowała mi, bym został jej sługą, a ja wtedy odmówiłem. Przez długi czas mnie namawiała, ale ja nie byłem zdolny do takiego poniżenia. Jestem Serafinem, a nie jakimś pieskiem, którego można uwiązać na smyczy. Fakt koniec, końców skończyłem jako sługa, ale nie w taki sposób, jak ona uważa.
- Czuję się troszkę zraniona... - uśmiechnęła się pod nosem, a ja miałem wielką ochotę prychnąć śmiechem. - Co ma takiego Victor, czego ja nie miałam?
Wywróciłem oczami, naprawdę nie chcąc wracać do przeszłości, poza tym jestem zwykłym sługą monarchy, a nie jakiegoś Bóstwa. Jest wielka różnica pomiędzy tymi dwoma stanowiskami. Jeśli byłbym podległy Victor'owi jako sługa Boga, to wtedy mężczyzna miałby nade mną olbrzymią władzę, a teraz nie ma jej w ogóle. To, co robię dla niego to jest mój własny interes i dobroć, a także moja powinność, którą sobie już dawno wbiłem do głowy. 
- Jestem służącym Księcia, nie Boga - odetchnąłem cicho, krzyżując ramiona na wysokości klatki piersiowej. Jeszcze nigdy nie służyłem żadnemu Bogu, (oprócz temu co mnie stworzył) i w najbliższym czasie raczej się to nie zmieni. 
- Na razie - wymruczała pod nosem, a ja zmrużyłem lekko powieki. - Mimo wszystko dobrze cię widzieć po tylu latach.
- Ciebie również - uśmiechnąłem się do niej delikatnie. No cóż mimo że nie podoba mi się jej podejście do takich, jak ja to mimo wszystko ona nie jest złą kobietą i w przeszłości bardzo ją polubiłem. 
- No dobrze, skoro sobie pogadaliśmy, to zapraszam cię na obiad - wstała powolnie z łóżka i skierowała się do drzwi, zatrzymując się na chwilę w progu, patrząc na mnie przez ramię. - Idziesz?
- Jasne - uśmiechnąłem się sam do siebie i ruszyłem za Claudią, która zaprowadziła mnie do jadalni, gdzie przy stole siedziała już cała jej rodzinka. Z pewnością widzę tu kilka nowych twarzy, które wypadałoby poznać.

<Victor? c:>

Liczba słów: 2699

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz