środa, 3 lutego 2021

Od Soreya CD Mikleo

 Yuki był bardzo zawiedziony, że mi się nie udało znaleźć tego, czego tak długo szukałem. Chciał nawet sam przestudiować drogę prowadzącą do artefaktu, bo ja mogłem coś przeoczyć. Do wyruszenia w drogę powrotną przekonał go dopiero argument, że mama już pewnie wróciła i się o nas martwi. Oczywiście, później mi również wypomniał to, że nie zostawiłem karteczki z informacją, którą on na pewno by zostawił, ale mniejsza z tym. Ważne, że ten przepotężny artefakt, który miał zabić Aleksandra, znajdował się w rzeczach Alishy i że właśnie wracaliśmy do domu. Jeżeli nie będziemy się zatrzymywać, już późnym wieczorem albo będę leżał wtulony w ciało mojego ukochanego, albo spał w wygodnym łóżku. Oczywiście, że wolałem wariant pierwszy, ale byłem w takim stanie, że drugim również nie pogardzę. Ani trochę nie tęskniłem za podróżami w siodle i spaniem na twardej ziemi, nie wiem, jakim cudem kiedyś udało mi się wytrzymać w takim trybie życia przez dwa lata. 
Droga, choć długa, minęła nam bardzo przyjemnie. Nawet pomimo tego bardzo się ucieszyłem, kiedy w końcu znaleźliśmy się na dziecińcu. Chłopiec, bez mojej pomocy, zsunął się z konia i nie czekając na mnie od razu pobiegł do – prawdopodobnie – pokoju mojego i Mikleo, a Codi wesoło ruszył za swoim panem. 
- Poprosisz Lailah w moim imieniu o sprawdzenie tego? – spytałem, zeskakując z konia. Strażnicy przy branie powiedzieli królowej, że pasterz już wrócił, więc zdenerwowany Mikleo już pewnie czeka na mnie w pokoju. Będzie bardzo zły? Miałem nadzieję, że nie, przecież robiłem to dla niego. Miałem przypilnować, aby ten potwór już nigdy więcej go nie tknął, a zabicie go było jedynym sposobem. Dzięki temu uzyskamy pewność, że już nigdy nie wróci. 
- Oczywiście. Nie mówisz o tym Mikleo? – spytała kobieta, idąc w moje ślady. 
- Poprosił, aby już więcej o nim nie wspominać, więc... nie. Powiem mu, jak będzie po wszystkim. Oczywiście, o ile to jest tym, czym miało być – odparłem, drapiąc się po karku. Byłem trochę obolały, i brudny, na pewno wejdę dzisiaj do balii wypełnionej gorącą wodą. Sam, albo z Mikim, jeszcze nie wiem, jak bardzo zły na mnie będzie, a znając jego charakter, na pewno będzie. A jeżeli teraz zapyta się mnie, gdzie byłem, powiem mu to samo, co mówiłem Yuki’emu. 
- Jeśli uważasz, że tak będzie dla niego najlepiej – odparła Alisha, zabierając pakunki. Zaraz do naszych koni podeszli służący, którzy zabrali je w do stajni. – Przyjdziesz na kolację? 
- Nie, nie jestem głodny, ale dziękuję za propozycję – powiedziałem, po czym się z nią pożegnałem i oboje ruszyliśmy w przeciwnych kierunkach, ja do swojego pokoju, a Alisha do swojego. 
Od razu po przekroczeniu progu i zamknięciu za sobą drzwi, szeroki uśmiech sam z siebie pojawił się na mojej twarzy. Miki już tam był, cały i zdrowy, chociaż miałem pewne zastrzeżenia. Wyglądał na wykończonego, pod swoimi ślicznymi oczami pojawiły się brzydkie cienie, bardzo odznaczające się przez jego bladą cerę. Miałem także wrażenie, że schudł, co nie było dobrym znakiem. Waga aniołów nie powinna ulegać zmianie, sam mi czasem to powtarzał, kiedy chciałem go troszeczkę zmusić do jedzenia, by w końcu odrobinkę nabrał ciałka. Dlaczego więc teraz schudł? Zdecydowanie powinienem się więcej nauczyć o aniołach, skoro zdecydowałem się na związek z jednym z nich. Muszę także spytać się Arthura, jak im poszła misja i dlaczego mój mąż wygląda tak marnie.
Mój mąż siedział na łóżku i z uwagą słuchał wszystkiego, co mu opowiadał Yuki, a Codi leżał na podłodze, przy ich nogach. Mikleo wydawał się być... wkurzony, delikatnie mówiąc. Oczywiście, uśmiechał się do naszego syna, przytakiwał mu, ale w jego lawendowych tęczówkach dostrzegłem charakterystyczną iskierkę, która pojawiała się, kiedy coś mu się nie podobało. Czyli był bardzo zły. 
- Cześć, kochanie – uśmiechnąłem się szeroko do mojego męża i podszedłem, do niego, chcąc go ucałować, ale skutecznie przeszkodziła mi w tym jego dłoń na moich ustach. 
- Najpierw się umyj, a później porozmawiamy – odparł poważnym tonem. Czyli był bardzo zły. Nie rozumiałem czemu, byłem dorosły i umiałem poradzić sobie w niebezpiecznych sytuacjach. Zresztą, on wyruszył na swoją wyprawę, ja wyruszyłem na swoją, w czym był problem. 
- Oczywiście. Cieszę się, że już wróciłeś – dodałem, znikając za drzwiami łazienki. Przyznam, spodziewałem się innego powitania, nie takiego chłodnego. 
Kiedy wyszedłem z łazienki już czysty, odprężony i przebrany w piżamę, Yuki’ego już nie było. Mikleo pewnie chciał porozmawiać ze mną na osobności, ale jak tak teraz się nad tym zastanowię, nie przejmowałem się za bardzo tą rozmową. Byłem zbyt zmęczony i zbyt bardzo cieszyłem się z widoku mojego ukochanego, by czymkolwiek się aktualnie przejmować. Marzyłem aktualnie tylko o jednym; położyć się na łóżku, wtulić w jego ciało i zasnąć. 
- Nie obraź się, Miki, ale wyglądasz strasznie. Wszystko w porządku? Coś się stało na podczas tej misji? – spytałem zaniepokojony tą jedną rzeczą, podchodząc do niego i kładąc mu dłoń na policzku. Czemu wyglądał tak źle? I dlaczego był na mnie zły, skoro nic złego nie zrobiłem? Mam nadzieję, że ta złość mu minie, po tak długim czasie niewidzenia go bardzo się stęskniłem i chciałbym troszeczkę nadrobić ten stracony czas. Po co tracić go jeszcze więcej na niepotrzebne fochy.

<Mikleo? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz