Oczyszczenie smoka nie okazało się na tyle trudne co bardziej męczące, nie byłem do końca na to przygotowany, mając mimo wszystko wrażenie, że beze mnie równie dobrze by sobie poradzili, co prawda to mój łuk oczyścił smoka, co nie oznacza, że miecz Lailah by sobie nie poradził, do tego miałem dziwne wrażenie, że Arthur boi się narazić mnie na jakiekolwiek niebezpieczeństwo, z powodu czego sam prawie dwa razy mógł stracić życie i tylko szczęśliwym trafem udało nam się go przed tym uchronić. Co za skończony dureń jesteśmy tu by go chronić, dlaczego uparcie próbował chronić mnie? Byłem na niego zły i to nie na żarty co spowodowało, że od razu po walce chciałem zrównać go z ziemią. Jego stan jednak po dwóch fuzjach było na tyle słabe, aby stracić przytomność, co odrobinkę ostudziło mój zapał, który na nowo zbudził się we mnie, gdy chłopak późnym wieczorem otworzył oczy, powoli podnosząc się do siadu.
- Co się stało? - Wydukał cicho, patrząc na moją twarz, nic nie rozumiejąc, czekając na wyjaśnienia, które zaserwowałem mu, uderzając go solidnie w tył głowy. - Ałł, a to za co? - Burknął, masując obolałą część głowy.
- Może to uruchomi twój mózg, nigdy więcej nie staraj się mnie obronić, jestem dużym chłopcem i sam się będę bronić, co ci w ogóle do głowy przyszłoby odsuwać mnie jak najbardziej od walki? Jak mam ci w taki sposób pomagać ciołku? - Zły nie na żarty musiałem odrobinkę zniżyć głos, aby nie obudzić biednej kobiety, która spała, gdy ja trzymałem pierwszą wartę, nie mogą spać, po pierwsze z irytacji a po drugie po prostu brakowało mi obecności męża, bez którego nie umiałem już spać.
- Nie chciałem, aby coś ci się stało - Przyznał, lekko zakłopotany wcale mnie nie uspokajając, to nie jest wytłumaczenie, z resztą czemu mu tak zależy na tym, abym nie zginął? Co go obchodzi moje życie? Czy ja o czymś nie wiem?
- Czy ty słyszysz, co ty mówisz? Nie chciałeś, abym zginął? Pomyślałeś o sobie? - Mówiłem już trochę spokojniej, patrząc na chłopaka z niedowierzaniem w swoich oczach, no naprawdę jakby Soreya słyszał, ale on przynajmniej jest moim mężem, co jeszcze pozwala mu martwić się o mnie.
- Pomyślałem, ale gdyby ci się coś stało, twój mąż by mi tego nie wybaczył - Gdy to mówił, położył mi dłoń na głowie, głaszcząc mnie delikatnie po włosach, czym muszę przyznać, lekko mnie zaniepokoił. Chyba nie na tym miały polegać nasze relacje, które z tego, co pamiętam, nie miały być tak dziwnie bliskie. - Poza tym nie chciałbym, aby tak cudowny anioł, jak ty stracił z mojej winy życie - Gdy to powiedział, zmarszczyłem brwi, odsuwając jego dłoń od mojej głowy.
- Daruj sobie, nie jestem słodki i nie życzę sobie takich słów w moją stronę, jestem tylko twoim aniołem nic poza tym, jak będę chciał posłuchać komplementów, poproszę o nie męża - Burknąłem, nie chcąc wybuchać gniewem, może i w jego głowie pojawiły się jakieś uczucia w stosunku do mnie, nie miałem jednak zamiaru dawać mu ani nadziei, ani tym bardziej drwić z niego szybko dając mu do zrozumienia, że takie zachowanie nie jest mile widziane.
- Wybacz, nie chciałem, aby to tak dziwnie wyszło - Wyjaśnił, drapiąc się po głowie.
- Nie poruszajmy już tego tematu - To ostatnie słowa, które ode mnie usłyszał, nim wstałem z ziemi, wychodząc poza jaskinię, by skupić się na otoczeniu, tym samym stracić z oczu pasterza.
***
Następne dni mijały nam dość szybko, tak jak podejrzewałem, droga powrotna była znacznie szybsza, Arthur przez cały czas nie odzywał się do mnie, a jeśli już to robił, zadawał treściwe pytania dotyczące drogi, nie patrząc w moją stronę, najwidoczniej, tak było mu lepiej, mi zresztą też nie chciałem z nim za wiele rozmawiać, już wystarczająco namieszał między nami, lepiej by już więcej, tak głupich pomysłów nie miał, ten jeden raz mu odpuszczę, następnym razem jednak nie będę dla niego już, tak miły...
Lailah która była z nami nie rozumiała, dlaczego ze sobą nie rozmawiamy co może i było dobre, lepiej by nie powtórzyła niczego mojemu mężowi. Sorey mógłby nie puścić tego płazem a tego zdecydowanie wolę uniknąć już i tak na pewno jest na mnie zły za tą podróż mam tylko nadzieję, że dziś, gdy wreszcie wrócimy do zamku, będę mógł zobaczyć moją rodzinę całą i zdrową, o niczym innym tak bardzo nie mażę, jak właśnie o tym.
Tak jak ustaliliśmy wcześniej w trakcie podróży, późnym wieczorem znaleźliśmy się na dziedzińcu, wreszcie byliśmy w domu cali i zdrowi mogliśmy wrócić do naszej codzienności, co miałem zamiar wykorzystać od razu, gdy tylko pożegnałem się z pasterzem i panią jeziora, idąc do pokoju, gdzie chciałem zobaczyć męża, za którym, tak bardzo tęskniłem. Jak wielkim zaskoczeniem był dla mnie pusty pokój nie tylko Soreya, ale i Yuki'ego, nie spodziewając się tego zupełnie, wpadłem w panikę, znikam na kilka dni, a gdy wracam, nie ma członów mojej rodziny, jak mam się w takiej sytuacji czuć? Nie wiem, co bym zrobił, gdyby nie Arthur, który spotykając mnie na korytarzu, przekazał mi informację dotyczące wyjazdu Alishy, Soreya i Yuki'ego, nie wiedział jednak gdzie i po co wyruszyli, co z jednej strony mnie niepokoiło, a z drugiej mimo wszystko uspokoiło, może to ważna sprawa a Sorey nie mógł odmówić królowej, nie wiem, wiem jednak jedno. Niech no tylko wrócą, od razu wybije im z głowy pomysły na podróże bez mojej wiedzy.
<Sorey? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz