czwartek, 25 lutego 2021

Od Mikleo CD Soreya

Nie podobała mi się ta wymiana zdań, niepotrzebnie wprowadzają tak nieprzyjemną atmosferę, z którą i ja sam za chwilę nie będę umiał sobie poradzić. Nie wiem, po co przyszedł tu Arthur, nikt go nie zapraszał, a po tym, co mi zrobił, mógłby mieć chociaż trochę godności i nie pokazywać mi się na oczy przynajmniej nie dziś tym bardziej o tak później godzinie.
- Uspokójcie się - Poprosiłem, nie mając zamiaru wysłuchiwać kłótni, zdecydowanie wolałbym, aby chłopak powiedział, co musiał i poszedł, chętnie wróciłbym do tego, co zostało nam przerwane. - Sorey nigdzie nie idzie a ty, jeśli masz zamiar przeszkadzać nam o takiej porze, rób to szybciej, chciałbym się wreszcie położyć - Nie chciałem, aby mój mąż wychodził z pokoju, po tym, co zrobił i powiedział mi Arthur, nie ufałem mu na tyle, by zostać z nim sam na sam, nie jestem pewien, co mógłby zrobić tym razem.
- Yuki powiedział mi o waszej podróży, jak ty to sobie wyobrażasz? Nie możesz tak sobie z dnia na dzień iść, zostawiając mnie bez swoich mocy - Westchnąłem cicho, słysząc jego słowa, najwyższa pora, aby powiedzieć mu, że chcę zerwać z nim pakt, im szybciej to zrobię, tym lepiej i dla mnie i dla niego.
- Bez mocy? On nie jest rzeczą! - Gdy usłyszałem słowa męża, podszedłem do niego. Prosząc, aby usiadł na łóżku, nie wtrącając się w naszą rozmowę, może tu być, ale to załatwię sam.
- Zacznijmy od tego, że nie jestem twoją własnością, robię co chce i nic ci do tego, idę do domu i wrócę za kilka tygodni - Wyjaśniłem, jeszcze nie mówiąc mu o zerwaniu paktu i na to przyjdzie pora.
- Jesteś moim aniołem, mam prawo decydować o tym, co masz robić - Po tych słowach zamrugałem zaskoczony oczami, nie dowierzając w to, co słyszę, jestem jego aniołem? Od kiedy należę do niego?
- Nie Arthur nie jestem twój, nie masz prawa decydować za mnie i nie masz prawa mi niczego zabronić, jestem wolny a ty i nasz pakt tego nie zmienicie, ponadto chciałbym zerwać nasz pakt, po tym, co zrobiłeś, nie mogę dalej ci ufać, a bez zaufania nigdy nie będziemy w stanie razem pracować - Mówiąc to, miałem nadzieję, że Arthur trochę lepiej przyjemnie to, co mu powiem, niestety bardzo się myliłem. Chłopak zrobił mi, powiedzmy to wprost awanturę, nie zgadzając się na żadne zerwanie paktu, co więcej pod wpływem narastającego w nim gniewu uderzył mnie w twarz, zaskoczony zrobiłem kilka kroków w tył, nie wiedząc co się stało. Sorey widząc całą tę sytuację, zareagował natychmiastowo, rzucając się na Arthura, wywołując bójkę, przez którą do pokoju przybyła królowa i straż rozdzielając bijących się mężczyzny, gdy ja wciąż zaskoczony nie mogłem nic zrobić, stojąc w miejscu jak słup soli.
- Co wy wyprawiacie? Wiecie, która jest godzina? Natychmiast macie się uspokoić - Alisha ostro potraktowała chłopaków, karząc pasterzowi opuścić pokój, wypraszając również straże by po upewnieniu się, że wszystko jest z nami dobrze, wyjść z pokoju zostawiając nas samych.
- Nic ci się nie stało? - Podchodząc do męża, położyłem dłoń na jego policzku, uważnie mu się przyglądając, na szczęście nie zauważając zbyt wielkich szkód na jego twarzy.
- Nie, nic mi nie jest, a jak ty się czujesz? - Słysząc jego pytanie, westchnąłem cicho, jak zwykle martwi się bardziej o mnie niż o sobie, a przecież to on znów stanął w mojej obronie, niepotrzebnie się narażając.
- Sorey, nie ja tu jestem naj ważny, to nie ja się tu biłem - Zauważyłem, gdy mój mąż przesadnie przyglądał mi się, dotykając mojego czerwonego od uderzenia policzka.
- Zabiję go za to, co ci zrobił - Jakby całkowicie przestał mnie słuchać, nie mogąc się najwidoczniej jeszcze uspokoić, po tym, co się stało.
- Nie, nie zabijesz go. Pamiętasz, że zabijanie jest złe? Już mu pokazałeś, że nie może wchodzić ci w drogę - Naprawdę nie chciałem, aby coś zrobił Arthurowi i tu już nie chodzi o to, że jest pasterzem, gdy przede wszystkim jest człowiekiem.
- Nikt nie będzie podnosił ręki na mojego anioła - Złość nadal mocno w nim tkwiła, nie dając mu się uspokoić, po tym, co się stało, nawet moje słowa niewiele tu zdziałają, musiałem po prostu dać mu czas, aby uspokoił się i wszystko sobie przemyślał, a miał być tak przyjemny wieczór szkoda, że wszystko to zostało nam przerwane.
- Sorey już dobrze więcej tego na pewno nie zrobi - Uspokajając go, głaskałem delikatnie po głowie, nie chcąc, aby wciąż myślał o tej całej sytuacji, zaskakujące jak potrafi się dla mnie poświęcić, by nawet dostać w twarz bylebym tylko bym bezpieczny.
- Niech by tylko spróbował, a ręki by już nie miał - Warknął, poirytowany nie dając mi nawet wyleczyć tych drobnych śladów po bójce, ciągle się tylko wiercąc.
- Siedź spokojnie nie mogę cię wyleczyć - Uspokoiłem go, zajmując się jego drobnymi ranami po bójce.
Sorey, choć poirytowany grzecznie siedział na fotelu. Czekając, aż skończę zajmować się jego twarzą, co nie zajęło mi zbyt wiele czasu.
- Gotowe - Gdy tylko te słowa padły z moich ust, mój mąż wstał z fotela, patrząc na mnie z powagą.
- Teraz to już na pewno musisz zerwać z nim pakt - I bez jego słów doskonale to wiedziałem, naprawdę nie musiał mi tego mówić, abym był tego świadom.
- Dziękuję, że mi to powiedziałeś, bo naprawdę nie wiedziałem - Ironicznie przyznałem mu rację, co nie uszło uwadze mojego męża.
- Zabawne - Burknął najwidoczniej troszeczkę obrażony za moje słowa w tak ważnej dla niego sprawie.
- Oj przepraszam - Ładnie się uśmiechając, zrobiłem minkę zbitego psa, nie chcąc, aby się na mnie obraził.
Sorey westchnął cicho, przytulając mnie do siebie, sadzając na kolanach, całując lekko w czoło, głaszcząc mój czerwony od uderzenia policzek.
- Boli? - Pytając, uniósł mój podbródek, patrząc prosto w moje oczy, czekając na odpowiedź.
- Nie boli, wszystko jest już dobrze - Przyznałem, wstając z jego kolan, poprawiając swoje ubrania, mając już dość dzisiejszego dnia, jutro definitywnie zerwę pakt z pasterzem bez względu na konsekwencje, które będą mnie po tym czekały. - To, co idziemy się umyć i spać? - Nie licząc nawet na powrót do przyjemności, które zostały nam przerwane a na które ochota mi nie minęła, zaproponowałem odpoczynek, aby zakończyć ten dzień, który i tak okazał się totalną porażką, uświadamiając mnie, że bez zerwania paktu się nie obejdzie, Arthur i Sorey się nie dogadają a wszystko to wina pasterza, obiecał mi coś, a mimo to nie dotrzymał obietnicy, i tego nigdy mu nie zapomnę.

<Sorey? C:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz