czwartek, 4 lutego 2021

Od Mikleo CD Soreya

W pierwszej chwili chciałem dać mu po prostu w łeb za to, że wyruszył w podróż, nie mówiąc mi o niczym, tak wiem, nie było mnie, mógł jednak zostawić jakąś wiadomość, abym nie martwił się tak bardzo o niego, o nich. Czy on rozumie, że mogło mu się coś stać? Zapomniał już, co stało się, gdy ostatnim razem wyruszył z królową na wyprawę? Nie poradziłbym sobie drugi raz z jego utratą pamięci, oczywiście może troszeczkę przesadzam, ale czy robię coś złego, martwiąc się o niego? Przecież go kocham, zawsze kochałem jak brata, przyjaciela a z czasem jak męża to naturalne, że się martwię, bo i on robi to samo, może odrobinkę mniej przesadzając, ale zawsze.
- Nie o mnie mieliśmy rozmawiać, po co wyruszyłeś w tę podróż? Mogło ci się coś stać - Odrobinkę ochłonąłem po przybyciu dziecka, mimo wszystko wciąż byłem zły na męża za jego nieodpowiedzialność.
- Miki odrobinkę przesadzasz, to nie ja wyruszyłem w podróż z pasterzem i to nie ja mogłem zginąć przez wielkiego smoka - Gdy to mówił, usiadł obok mnie, niepewnie wtulając się w moje ciało, obawiając się najwidoczniej mojego odtrącenia, które nie nadeszło. To prawda byłem zły, nie oznaczało to jednak, że nie brakowało mi jego bliskości, bo brakowało i to bardzo, nareszcie cały niepokój i strach zszedł z moich barków, a ja poczułem się bezpiecznie jak zawsze, gdy był obok mnie.
Napuszyłem policzki, odwracając od niego wzrok, do samego końca się z nim nie zgadzając, może i tak faktycznie troszeczkę przesadzam, ale kto mi zabroni się na niego po obrażać? I tak niech się cieszy, że nie krzyczę i go nie biję wcześniej i takie pomysły chodziły mi po głowie.
- Owieczko proszę nie złość się na mnie, wszystko jest dobrze, ja wróciłem cały i zdrowy ty wróciłeś cały i zdrowy powinniśmy się sobą nacieszyć prawda? - Mrucząc mi te słowa do ucha, delikatnie je podgryzł, ciągnąc mnie za sobą na miękką poduszkę, która teraz przy nim wydawała się tak przytulniejsza, a ja sam poczułem zmęczenie, którego przez strach nie odczuwałem od kilku dni, a nawet jeśli odczułem to strach szybko, uświadomił mnie w błędzie tego czynu.
- Nigdy więcej mi tak nie rób - Burknąłem, odwracając głowę w jego stronę, wciąż byłem zły, ale w tej chwili byłem zbyt słaby, by to okazywać.
- Dobrze, dobrze - Uśmiechnął się, łącząc nasze usta w długim pocałunku, niech zna moją dobroć, to wcale nie tak, że sam najchętniej rzuciłbym się na niego, pragnąc go bardziej niż powietrza. - Co się stało na wyprawie? Schudłeś i nie wyglądasz najlepiej - Gdy tylko oderwał się od moich ust, ponowienie zaczął temat tyczący się mojego stanu, czego kompletnie nie rozumiałem, przecież wyglądam dobrze, to fakt nie umiałem przespać żadnej nocy, a gdy tylko próbowałem, budziły mnie koszmary a zły stan psychiczny i nadmiar złej energii odbił się na moim zdrowiu i wyglądzie, co nie oznaczało, że od razu trzeba się o mnie martwić, jakoś sobie poradzę, wystarczy mi, że on jest już obok, nic więcej nie ma w tej chwili znaczenia.
- Nic się nie stało, Arthur odsuwał mnie od każdego możliwego niebezpieczeństwa, a ja wcale nie mam podejrzeń dlaczego. Nie musisz się martwić, pasterz naprawdę o mnie dbał, to ja przez te kilka dni byłem ich kulą u nogi, bojąc się własnego cienia, chyba nie byłem gotowy na taką wyprawę - Przyznałem, mówiąc tylko to, co w tej chwili myślę i czuję.
- Mogłem się tego spodziewać, moja mała słodka owieczka powinna jeszcze odpoczywać przy moim boku, jasne było, że beze mnie sobie nie poradzisz - Lekko złośliwie uśmiechnął się do mnie, dociskając moje ciało do materaca, bym przypadkiem za tą obrazę mu nie uciekł lub tym bardziej mu nie walnął. Kto to widział, aby mówić mi coś takiego, to nie prawda ja nie jestem ani mały, ani słodki, ani na tyle słaby, aby bez niego sobie nie poradzić.
- Nie rozmawiam z tobą - Burknąłem, pusząc delikatnie policzki, czując się lekko ugodzonym, że niby ja bez niego sobie nie poradzę, pff co za brednie, oczywiście, że sobie poradzę.
Mój mąż zaśmiał się cicho, składając delikatne pocałunki na moim karku, wkładając dłonie pod moją koszulkę, najwidoczniej mając ochotę zaspokoić swoje rządze, nagle przestając odczuwać zmęczenie.
- Sorey nie - Burknąłem, zatrzymując jego dłoń, która zbliżała się do moich spodni. - Wciąż jestem obrażony - Dodałem, spychając go z siebie, tym samym odwracając się do niego plecami, Sorey wzdychając głośno, mocno przytulił się do moich pleców, odpuszczając sobie, dalsze próby zachęcenia mnie do zbliżeń wiedząc, że dziś na pewno mu nie ulegnę.
- A ta opieka Arthura nie była zbyt nachalna lub nieprzyzwoita - Gdy to usłyszałem, przebiegł mnie po plecach dreszcz, a słowa pasterza znów odbiły się echem w moim umyśle.
- Nie, daj spokój, nikt nie chce ci mnie odebrać - Zapewniłem, nie chcąc mówić mężowi o tej dziwnej sytuacji, która się wydarzyła, to nic takiego Arthur obiecał, że więcej nie będzie tak do mnie mówił.
Sorey chyba nie do końca w to uwierzył, zamykając mnie w jeszcze szczelniejszym uścisku, trzymając mnie blisko, przy sobie tak jakby się bał, że dnia następnego odejdę.

***

Rano to nie ja wstałem jako pierwszy a mój mąż, który najwidoczniej do czegoś się przygotowywał, a może tylko mi się tak wydawało, wciąż byłem zmęczony, to po pierwsze a po drugie wciąż musiałem udawać obrażonego, tak dla zasady by nie było, że za szybko mu ulegam.
- Dzień dobry kochanie, chcesz zjeść śniadanie? - Sorey nie ukrywając zadowolenia, podszedł do mnie, całując mnie w czoło, coś miał za dobry humor czy on coś kombinuje?
- Dzień dobry, nie, nie mam na to ochoty - Przyznałem, rozciągając się leniwie by znów położyć się w cieplutkim łóżeczku, nie mając tak naprawdę ochoty na wychodzenie z niego w tej chwili.
- A na co moja księżniczka ma ochotę? - Coś za dobry humor dziś go trzymał, chyba zapomina, że nie lubię, gdy tak do mnie mówi, zaraz naprawdę się obrażę.
- W tej chwili już na nic - Burknąłem, odwracając się do niego plecami obrażony za tę księżniczkę, a on się potem dziwi, że się obrażam, przecież on sam mnie prowokuje do tego.
Mój mąż nie bardzo się jednak tym przejął, nachylając się nade mną, całując mnie w czoło, nie przejmując się moimi małymi fochami. Wiedząc, że i tak zaraz mi przejdzie.
- Pójdę na śniadanie, wrócę troszeczkę później, muszę załatwić jedną sprawę, mam nadzieję, że ci przejdzie, gdy wrócę - Kiwnąłem jedynie głową, nawet nie pytając, gdzie idzie, mając swoje podejrzenia. Alisha w końcu to z nią był na tej głupiej wyprawie, do kogo innego mógłby iść? Nie ważne, oby jak najszybciej wrócił. Szczerze mówiąc, gdy tylko drzwi z pokoju się zamknęły, a ja zostałem sam już przeszła mi ochota na obrażanie się na niego, zdecydowanie wolałbym inaczej wykorzystać ten czas, sam sobie winien jestem, mogłem nie udawać obrażonego, z drugiej strony mógł nie nazywać mnie księżniczką, o tak właśnie wszystko to jego wina, bo na kogoś zwalić trzeba.

<Sorey? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz