wtorek, 2 lutego 2021

Od Soreya CD Mikleo

Najbardziej w podróżach nie lubiłem tego, że w dzień wyruszenia trzeba było wstawać bardzo, bardzo wcześnie. Odkąd Mikleo przy mnie nie ma, nie za dobrze spałem w nocy. Łóżko, do tej pory dla mnie idealne i cudowne, tak teraz było zimne, puste i zdecydowanie za duże. Przez większość nocy przekręcałem się z boku na bok, albo przeglądałem dalej księgi, a szedłem spać nad ranem. Dlatego kiedy Yuki wbiegł do mojego pokoju o świcie, czułem się strasznie. Najchętniej wróciłbym do spania, zwłaszcza, że spałem prawdopodobnie niecałą godzinę. 
Chłopiec był niezwykle pobudzony i zniecierpliwiony. Wytłumaczyłem mu najlepiej, jak spytałem się, czy chce towarzyszyć mnie oraz Alishy w małej wyprawie, której jako powód podałem poszukiwanie potrzebnego mi artefaktu. Oczywiście, dziecko dopytywało o konkretne szczegóły, ale owiałem to wszystko tajemnicą – dzięki temu Yuki był bardziej podekscytowany, a dziecku lepiej nie mówić takich rzeczy. Poza tym, nawet nie byłem pewien, czy znajdę to, czego szukam, ale czułem, że to było lepiej niż bezczynne siedzenie w domu. 
- Nie zostawiamy liściku do mamy, jeżeli wcześniej wróci? Pewnie się będzie martwić, gdyby nas nie zastała – spytał Yuki, kiedy na szybko się ogarnąłem. W celu rozbudzenia się umyłem twarz wręcz lodowatą wodą. Pomogło, ale nie na długo. I pomyśleć, że to właśnie ja chciałem wziąć pierwszy wartę, by Alisha mogła w spokoju odpocząć, ale to chyba ja będę potrzebował snu. Albo porządnej kawy.
- Nie zajmie nad to dużo czasu, droga teoretycznie jest dłuższa, ale łatwiejsza do pokonania – powiedziałem, ostatkiem sił powstrzymując się od ziewnięcia. Szczerze mówiąc, myślałem nad zostawieniem wiadomości dla Mikleo, ale po przestudiowaniu drogi Alisha stwierdziła, że cała podróż zajmie nam trzy dni, maksymalnie pięć, a przez ten czas mój mąż raczej nie powinien wrócić. 
Chłopczyk pokiwał głową, po czym wybiegł z pokoju krzycząc, że mam się pospieszyć. Skąd to dziecko czerpie tyle energii, nie wiem, ale chciałbym poznać jego tajemnicę. Trochę przydałoby mi się w tym momencie tej energii... i na co dzień chyba też. Momentami miałem wrażenie, że Mikleo czasem tęsknił za czasami, kiedy byłem nieznośnym i niepotrafiącym się zamknąć gówniarzem, co mnie dziwiło. Myślałem, że raczej mnie takiego nie znosił, w końcu Mikleo nie przepadał za hałasem. Irytowałem go, widziałem to doskonale, a mimo tego nie chciałem się zamknąć, bo nie znosiłem ciszy i chciałem, aby mój wtedy jeszcze przyjaciel zaczął ze mną rozmawiać. Byłem bardzo egoistycznym dupkiem... co ja gadam, nadal jestem. 
Westchnąłem cicho i przeczesałem dłonią włosy, ty samym powodując na nich jeszcze większy bałagan. Jak Miki porządkował swoje włosy kilkoma machnięciami grzebienia, to ja nie wiem. Nie ważne, ile czasu nad nimi spędzę i co z nimi nie zrobię, i tak będą żyły własnym życiem. Pozostało mi tylko pogodzić się, że już zawsze takie będą. Chyba, że wcześniej wyłysieję ze stresu, albo zacznę tracić włosy na starość. 
- Czemu musimy wyjeżdżać tak wcześnie? – wymamrotałem do Alishy, kiedy w końcu zszedłem na dziedziniec. Konie były już w pełni osiodłane, więc nic tylko na nie wsiadać. 
- Im wcześniej wyruszymy, tym szybciej wrócimy, sam mi tak wczoraj mówiłeś – powiedziała do mnie z delikatnym uśmiechem na twarzy. Zmarszczyłem brwi, mówiłem tak? Nie pamiętałem tego. Co prawda, nie miałem najlepszej pamięci, ale żeby była ona aż tak zła? To raczej nie było normalne. 
- Zaczynam żałować, że kiedykolwiek to powiedziałem – burknąłem, leniwie się przeciągając. 
- Coś za bardzo się rozleniwiłeś – zauważyła rozbawiona królowa, zgrabnie wskakując na swojego wierzchowca. Zauważyłem, że blondynka wręcz kipiała energią, co również mnie zaskakiwało. Najwidoczniej i ona bardzo się stęskniła za przygodami, życie królowej było zupełnie inne i nie pozwalało na takie wyprawy. Poza tym, dziwnie było ją widzieć w dawnych ubraniach i z bronią przy pasie.
- Trochę mało spałem – wytłumaczyłem, sadzając Yuki’ego na koniu i zaraz zasiadając za nim. Parę dni i wrócimy, mam nadzieję, że przez ten czas nic złego się nie stanie i że Mikleo nie wróci przede mną. Może jednak trzeba było zostawić jakiś liścik...? Cóż, teraz już na to za późno. 

***

Wbrew wcześniejszym zapewnieniom Alishy, ta mała wyprawa zajęła nam trochę dłużej. Znaczy, nie droga, droga minęło nam całkiem szybko. Dojście do artefaktu zajęło nam najdłużej... albo w sumie, raczej mi. Poszukiwany przeze mnie przedmiot znajdował się w podziemnej świątyni, która wcale nie była taka mała, a droga do niego była ukryta. Podczas kiedy ja starałem się do niego dotrzeć, Alisha zajmowała się Yukim i zwiedzała z nim tę „bezpieczniejszą” część. 
Najważniejsze jednak było to, że w końcu mi się udało, chociaż, przyznam, nie tego się spodziewałem. W końcu, miał to być potężny artefakt, więc spodziewałem się czegoś spektakularnego, a to była po prostu zwykła, niewyróżniająca się niczym włócznia. W dodatku, nie była ona cała, drewniana jej część była na wpół złamana. Przyznam, poczułem rozczarowanie oraz zwątpienie; coś takiego ma zabić potwora, który skrzywdził mojego męża? Nie mogłem jednak tak po prostu wrócić z niczym. 
Kiedy wróciłem do obozowiska, Yuki już spał. Tyle dobrego, mogłem spokojnie to przed nim ukryć, a rano powiem, że niczego nie znalazłem i że możem wracać. 
- Więc... to jest to? – usłyszałem równie rozczarowany głos Alishy, kiedy zawijałem włócznię, a raczej jej część, w materiał. 
- Mało imponujące, co? – rzuciłem z przekąsem, siadając obok niej i postanawiając zabrać się za jedzenie. – Najpierw chyba oddam ją najpierw do sprawdzenia Lailah. Nie jestem do końca pewien, że to jest to. 
- Spodziewałam się czegoś innego – odparła, przyglądając mi się ze zmartwieniem. 
- Ja też, ale po tylu dniach nie wrócę z niczym – westchnąłem cicho, leniwie się przeciągając. – Rano możemy wyruszyć wcześniej, chcę się szybciej znaleźć w zamku – poprosiłem, mając już serdecznie dosyć tego miejsca. Jeśli okaże się, że to wszystko na nic... nawet nie chcę o tym myśleć. 
Alisha pokiwała głową i zaproponowała, że pierwsza będzie trzymać wartę, za co byłem jej bardzo wdzięczny, ja nie miałem już siły na cokolwiek. Najchętniej położyłbym się do łóżka i wtulił się w ciało mojego męża, ale ani jedno, ani drugie nie było aktualnie możliwe. Miałem nadzieję, że u niego było wszystko w porządku, strasznie się za nim tęskniłem i martwiłem, czy aby na pewno to całe oczyszczenie smoka poszło dobrze. Zacząłem się również martwić o to, czy już wrócili do zamku, a jeżeli tak, to miałem nadzieję, że Mikleo za bardzo nie przejmie się moją nieobecnością, w końcu strażnicy albo służący powiedzą Arthurowi, gdzie się udaliśmy. Poza tym, przecież nie jestem sam, Alisha jest ze mną i bardzo mi pomaga, więc Miki nie musi się martwić, że coś mi się stanie. 

<Mikleo? c:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz