Przebywając samemu w domu, czułem się naprawdę dziwnie, zwłaszcza, że wieczorem zostałem totalnie sam. Wcześniej towarzyszyła mi Vivi, która była bardzo zadowolona z faktu, że poświęcałem jej dużo uwagi, bo co innego miałem zrobić? Najpierw przygotowałem nam obojgu lekki obiad, bo wypadało w końcu coś zjeść, przynajmniej w moim przypadku – miałem zjeść śniadanie z moim chłopakiem i jego ciocią, ale to krótkie spotkanie zakończyło się nie najprzyjemniej. Później spędziłem trochę czasu z moją uroczą rudą towarzyszką, rozmawiając z nią i rozczesując jej cudownie miękkie futro. Wieczorem jednak bardzo chciała wyjść na zewnątrz, a ja nie widziałem żadnych przeciwności, aby jej nie wypuścić.
Siedziałem w swoim pokoju, starając się popracować nad urealnieniem iluzji samego siebie. Szczerze, to nie chciałem być tutaj sam, cisza wręcz dźwięczała mi w uszach, pusta w tym dużym, nie zawsze przyjaznym dla mnie domu, wręcz mnie przytłaczała. Najchętniej bym stąd wyszedł, chociażby na krótki spacer, a najlepiej by było, gdybym mógł spotkać się ze swoim chłopakiem, by upewnić się, czy u niego już wszystko w porządku. Nie miałem jednak pewności, czy jestem tak właściwie mile widziany przez właścicielkę domu. Właściwie, czułem do niej żal, że tyle czasu spotykała się z moim tatą i doskonale o tym wiedziała. Martwiłem się, że nie wie, kim jest mężczyzna, z którym się spotyka, że może jej się stać coś złego, a tymczasem wiedziała o wszystkim i akceptowała te wszystkie straszne rzeczy, które zrobił. Mówiła mu o mnie? Od jak dawna tata wiedział, że uciekam z domu?
Jak na zawołanie usłyszałem, jak ktoś mocno trzaska drzwiami wejściowymi, a po kilku długich sekundach do moich nozdrzy dotarł doskonale znany mi zapach. Poczułem, jak moje serce zaczyna bić zacznie szybciej ze strachu, a iluzja mnie samego, nad którą tak długo pracowałem, rozpłynęła się i po chwili zniknęła. Co tata tutaj robił? Nie powinno go tu być, przecież miał się spotkać w najbliższym czasie z ciocią i Natsu u państwa Fukui... Wziąłem głęboki wdech, chcąc uspokoić drżące ciało, lepiej, aby tata nie widział we mnie żadnych emocji. Siedziałem jak na szpilkach słuchając, jak mężczyzna wchodzi po schodach. Gdzieś z tyłu głowy pojawiło ostrzeżenie, że tata jest zły i lepiej byłoby, gdybym uciekł, i prawdopodobnie właśnie bym to zrobił, gdybym tylko nie był sparaliżowany strachem.
Wystarczyło, że drzwi do mojego pokoju delikatnie się uchyliły, a ja już zerwałem się na równe nogi i pochyliłem głowę – tata nie lubił, kiedy patrzyłem mu w oczy, albo kiedy w ogóle na niego patrzyłem. Zresztą, dla niego najlepiej byłoby, gdybym nigdy się nie narodził. Minęło kilka długich sekund, od kiedy mój tata wszedł do pokoju. Nic nie powiedział przez ten czas, po prostu przypatrywał mi się intensywnym wzrokiem, a ja, z opuszczoną głową czekałem, aż w końcu się odezwie. A może... to ja powinienem się pierwszy odezwać? Powiedzieć „witaj, ojcze”, albo coś w tym stylu? Nie, chyba nie, tego również nie lubił, więc czemu milczy? Zastanawia się nad czymś?
- Zbieraj się. Wychodzimy – warknął w końcu, opuszczając mój pokój. Zamrugałem zaskoczony... więc przyszedł do mojego pokoju tylko, aby powiedzieć mi to? Mógł krzyknąć. Zwykle właśnie to robił, jeśli czegoś ode mnie bardzo chciał, jeszcze nigdy nie kwapił się do tego, przyjść do mojego pokoju. – Pospiesz się! – dodał, jakby doskonale słyszał, że nawet nie drgnąłem.
To zmusiło mnie do ruszenia się. Nie wiedziałem, czego chciał i gdzie mielibyśmy iść, ale nie miałem innego wyjścia, jak tylko go posłuchać. Tyle dobrego, że nie było przy mnie Vivi, nie wiem, czy zdołałbym ją ukryć na czas. Zbiegłem po schodach i pod czujnym okiem mojego taty zacząłem się ubierać. Widziałem, że mu się spieszyło, i w dodatku czułem, że jest zdenerwowany, dlatego postanowiłem założyć tylko i wyłącznie kurtkę oraz buty.
- Nie zakładasz jeszcze przypadkiem szalika i rękawiczek, kiedy wychodzisz? – dopytał, kiedy stanąłem przy drzwiach, delikatnie drżąc.
- Zakładam - wyszeptałem, bo tylko na tyle było mnie stać. Tak właściwie, to skąd on to wszystko wiedział? Musiał mnie wczoraj widzieć. Pewnie musiał mnie wczoraj widzieć, albo... sam już nie wiem.
- Więc do roboty – dodał, ponaglając mnie. Trzęsącymi się dłońmi wziąłem z szafki swój szalik i owinąłem go trochę niechlujnie wokół swojej szyi, a następnie założyłem rękawiczki. Czemu każe mi to wszystko zakładać? Bo na pewno nie z troski o mnie, nie ważne, jak bardzo kiedyś tego pragnąłem, nigdy się mną nie zainteresował.
Szliśmy w milczeniu, tata pierwszy ja tuż za nim. Prowadził mnie w głąb lasu za naszym domem, co wywoływało u mnie większy niepokój. Gdzie on mnie prowadzi? I po co? Niczego już nie rozumiałem. Jedyne, czego byłem pewien, tego, że nie chciałem tu być. Tata również wydawał się poddenerwowany, co chwila zaciskał dłonie w pięści i zaraz je rozluźniał. Zapytałbym się, czy gdzie my tak właściwie idziemy, uczono mnie, że w jego obecności niepytany nie powinienem się odzywać. Dlatego posłusznie szedłem za nim , starając się jak najlepiej zapanować nad drżącym ciałem. Było mi zimno, ale nie byłem pewien, czy to przez strach, czy może przez bardzo niską temperaturę.
W końcu tata zatrzymał się, co uczyniłem i ja. Rozejrzałem się dyskretnie po okolicy, ale nie widziałem tutaj niczego szczególnego. Tylko drzewa, krzaki i śnieg. Dlaczego zatem miałby mnie tu przyprowadzić, i to całkiem daleko od domu?
- Od jak dawna wiesz o mnie i Mizumi? – spytał, odwracając się w moją stronę. Mizumi... chodziło o ciocię Taiki’ego? Na pewno tak, w końcu o kogo by innego? Z mojej strony trochę słabo, że nie pamiętam, jak się nazywa najbliższa rodzina mojego chłopaka.
- Od wczoraj – odpowiedziałem drżącym głosem, nie widząc sensu w okłamywaniu go. – Nie powiem nikomu, przysięgam – dodałem, powoli rozumiejąc, dlaczego mnie tutaj przyprowadził i co chciał mi zrobić. Dostrzegł mnie wczoraj, albo wyczuł, a teraz chce się upewnić, że jego tajemnica nie wyjdzie na jaw...
- Nie okłamuj mnie! – krzyknął, na co przymknąłem oczy i skuliłem się, czując wzbierające się łzy pod powiekami. Może kiedyś uważałem, że moja śmierć byłaby rozwiązaniem dobrym dla każdego, ale teraz... nie chciałem umierać. Teraz miałem po co żyć, i dla kogo. Czy samolubnym z mojej strony jest to, że chce jeszcze troszeczkę pożyć? Chciałem jeszcze raz zobaczyć Taiki’ego, zwłaszcza, że ostatnio rozstaliśmy się w nienajlepszych warunkach.
- Nie okłamuję, naprawdę, nikomu nie powiem... – mamrotałem, tym razem nie potrafiąc powstrzymać łez.
Nie za bardzo pamiętałem, co działo się później. Tylko to, że tata nadal mi nie wierzył i twierdził, że nikt za mną nie będzie tęsknił, ani że nikt mnie tutaj nie znajdzie. Później chyba się do mnie przybliżył... oślepiło mnie jakieś światło... nie byłem za bardzo pewien. Kiedy się ocknąłem, leżałem na ziemi, z nieprzyjemnym bólem głowy, a moje ręce były dziwnie rozgrzane. Jęknąłem cicho i podniosłem się na równe nogi dostrzegając, że wokół mnie była wypalona ziemia... skąd ona się tutaj wzięła? I gdzie jest tata? Po kilku sekundach do mojego oszołomionego umysłu dotarł zapach spalonego ciała. Dostrzegłem, że kilka metrów ode mnie tata i to, jak wyglądał spowodowało, że zwymiotowałem wszystko, co tego dnia zjadłem. Jego ciało oraz ubranie były ze sobą stopione i... mój Boże, czy to ja mu to zrobiłem? Nie chciałem mu niczego zrobić, ja po prostu chciałem żyć. Otarłem łzy z policzków, będąc nadal bardzo roztrzęsiony i przerażony tym, co zrobiłem. Na ten moment wiedziałem jedno, musiałem stąd uciec, jak najszybciej i jak najdalej.
<Taiki? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz