środa, 10 lutego 2021

Od Soreya CD Mikleo

 Bardziej niż na pytaniu zadanego mi przez męża skupiłem się na sformułowaniu „dziwne zachowanie Arthura”. Czyli coś było na rzeczy? Nic mi się nie wydawało? Wiedziałem, że coś za bardzo się interesuje moim mężem. Trochę w taki sposób, w jaki nie powinien się nim interesować, a to mi się ani trochę nie podobało. Jeżeli to jest to, o czym myślę, to będę musiał znowu poważnie porozmawiać z Arthurem. Ten anioł jest mój i nie zamierzam nikomu go oddać, ani się nim dzielić. 
- Co masz na myśli mówiąc „dziwne zachowanie Arthura”? Zrobił ci coś? – spytałem, zapominając o jego pytaniu całkowicie. Wydaje mi się, że ta kwestia jest o wiele, wiele ważniejsza od tej poprzedniej. 
- Nic, to nie jest ważne – odparł chłopak, odwracając wzrok i wzruszając ramionami. Z tej perspektywy miałem widok na jego nagie i niezwykle chude plecy. Co mam zrobić, aby wrócił do swojej poprzedniej wagi? Moim zdaniem i wtedy jego waga nie była prawidłowa, ale wyglądał o wiele lepiej. 
Również podniosłem się do siadu i zacząłem kreślić na jego plecach koślawe szlaczki. Powinienem zadbać o jego troszkę bardziej o jego zdrowie. Chyba za dużo skupiam się na sobie, co odbija się na zdrowiu i wyglądzie mojego męża. Muszę także znaleźć powód, przez który tak zwijał się z bólu, może to znowu moja wina? Może dla Mikleo to nic takiego, bo w końcu było minęło, ale ja się o niego bardzo martwiłem. Co, jeżeli to się powtórzy? Wolałbym teraz być bardziej ostrożny, dla jego bezpieczeństwa. 
- Dla mnie to jest bardzo ważne – odparłem opierając głowę o jego ramię i przenosząc dłoń kreślącą szlaczki na jego równie chudy brzuch. 
- To może ty odpowiesz na moje pytanie, a ja odpowiem na twoje? – zaproponował Mikleo, przenosząc swoje spojrzenie na moją twarz. Wyglądał już o wiele lepiej niż te parę godzin temu, kiedy wybudził się z dwudniowego „snu”. Przynajmniej on jeden wyglądał cudownie... za cudownie. Nie, żebym narzekał, ale ostatnio zbyt wiele osób również może podziwiać jego cudowność. Czy to zbyt zachłanne, że chcę mieć go tylko dla siebie? Może i, ale ja nie zamierzałem się zmieniać. Dostałem dar od Boga i zamierzam go trzymać najdłużej, jak tylko mogłem. 
- Nie jestem zły. Po prostu... frustruje mnie fakt, że jakiś inny facet ma z tobą silniejszą więź niż ja. Ale na ciebie nie jestem zły, zrobiłeś to, bo musiałeś – wytłumaczyłem mu, nie przestając delikatnie gładzić jego brzucha. – Teraz twoja kolej – dodałem, odrobinkę go ponaglając, będąc bardzo ciekaw tej sprawy. Jeżeli zrobił coś nieodpowiedniego, albo coś, co sprawiło, że mój mąż poczuł się źle, przysięgam, dorwę go i sprawię, by dwa razy zastanowił się nad swoich zachowaniem. 
- Nic. Po prostu za bardzo na mnie uważał i odsuwał mnie od niebezpieczeństwa, a to sprawiało, że czułem się niezręcznie – odparł, na co zmarszczyłem brwi. Nie uważałem, aby mówił mi całą prawdę, co najwyżej jej część. Coś przede mną zataja, a ja nie mam pojęcia, co takiego. Powinienem na niego troszkę bardziej naciskać, czy jednak poczekać, aż sam zacznie mi mówić, o co mu naprawdę chodziło. 
- Jesteś pewien, że to wszystko? – spytałem, przypatrując mu się uważnie. 
- Jestem pewien. Idziemy na obiad? – odpowiedział, nagle zmieniając temat. 
Obiad? Jaki obiad? Już ta godzina? Rany, przecież przed chwilą był ranek. Miałem zaraz odwiedzić Yuki’ego, chłopiec na pewno będzie na mnie zły, już był niepocieszony tym, że kazałem mu wyjść i dać Mikleo odpocząć. W sumie, wtedy miałem też troszkę na myśli siebie, byłem zmęczony i jedyne, na co miałem ochotę, to na sen. 
- Nie, powinienem iść do Yuki’ego, obiecałem mu to – wymamrotałem, z powrotem opadając na poduszki. Nie za bardzo śpieszyło mi się do spotkania z chłopcem, najchętniej jeszcze poleżałbym i wtulił się w ciało mojego męża, ale wiedziałem, że powinienem wstać. Chłopiec pewne już jest zmartwiony, chociaż może dzięki zabawie z Arthurem troszeczkę o tym zapomniał. 
- Ja pójdę, a ty idź coś zjeść. Jadłeś w ogóle przez te dwa dni? – spytał, przyglądając mi się uważnie. Czy on mi coś tutaj insynuuje? Przecież gdybym nie jadł przez dwa dni, teraz byłbym padnięty. Czy on aby trochę za bardzo nie przesadza? Może i jem mało, fakt, ale coś jem. Jakby nie patrzeć, muszę jeść, z nas dwóch to ja jestem człowiekiem, niestety lub stety dla niego... chociaż, jakby się nad tym zastanowić, bardziej niestety. Mam wrażenie, że momentami więcej ze mnie szkód niż pożytku. 
- Coś jadłem – wzruszyłem ramionami. Alisha pilnowała, abym się nie zagłodził, więc przez każdy mój posiłek musiałem zostawiać mojego męża sam na sam z Arthurem, do którego po tym, co przed chwilą powiedział mi Mikleo, zaczynam mieć coraz mniejsze zaufanie. 
- Chociaż tyle – odparł, nachylając się nade mną i całując mnie delikatnie w kącik ust. Troszkę czując niedosyt, chwyciłem go delikatnie za podbródek, by nigdzie mi nie uciekł, i wpiłem się w jego wargi. W ostatnich dniach nie za bardzo miałem okazję, aby go pocałować, albo chociaż się do niego przytulić, zdecydowanie muszę to nadrobić. – Spotkamy się u Yuki’ego, albo  po prostu poczekaj tutaj na mnie – odparł, odsuwając się ode mnie i zaczynając się ubierać. Szkoda, że musiał to zrobić, z chęcią jeszcze przez moment podziwiałbym jego cudowne, choć odrobinkę za chude ciało. Ale skoro Mikleo się ubierał, to chyba i ja powinienem, chociaż nie za bardzo mi się chciało. 
Po kilku minutach, kiedy oboje byliśmy ogarnięci, zdałem sobie sprawę z jednej, mało fajnej dla mnie sprawy. Jest bardzo wysokie prawdopodobieństwo, że Yuki będzie z Arthurem, nie chciałbym zostawiać z nim męża samego. Coś czuję, że z tym obiadem troszeczkę się pospieszę, ale nie tylko to chciałem zrobić. Nim wyszliśmy, chwyciłem Mikleo za nadgarstek i przysunąłem go do siebie, na co chłopak ani trochę nie oponował. Nie narzekał także, kiedy ucałowałem go w usta. Odsunął mnie od siebie dopiero wtedy, kiedy przeniosłem się z pocałunkami na jego szyję, chcąc zostawić tam czerwony ślad. 
- Ej! – krzyknął oburzony, starając się postawić kołnierz swojego płaszcza tak aby zakryć malinkę. Niestety, za marne, doskonale wiedziałem, gdzie zostawić ślad, aby był dobrze widoczny. – I co ja teraz powiem Yuki’emu? – dodał, jakby niepocieszony, ale wiedziałem, że nie był na mnie bardzo zły. Może odrobinkę. 
- Że Lucjusz się leni i nie łapie myszy – powiedziałem, szczerząc się do niego szeroko, przypominając sobie jedną z jego cudownych wymówek. Nie, żebym narzekał, w końcu to on musiał wymyśleć wymówki. Nie powinienem się z niego naśmiewać, bo kiedyś i mnie to dopadnie i ciekawe, co ja wtedy wymyślę. Jak dobrze, że na razie nie muszę się tym przejmować. – Do zobaczenia później – dodałem już odrobinkę bardziej zadowolony, całując go nos i zostawiając go odrobinkę złego w pokoju. 

<Mikleo? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz