Pierwsze miejsce, do którego się udałem, to był mój dom. Wiedziałem, że był teraz pusty, więc nie ryzykowałem przyłapaniem się. Poza tym, nie mogłem tak po prostu wyruszyć w świat, bez niczego, musiałem mieć jakiekolwiek inne ubrania na zmianę. Tam nie zeszło mi długo, ponieważ nie chciałem tracić dużo czasu. Nie wiedziałem, czy Taiki zdecydował się mnie szukać, czy może był na mnie tak zły, że zdecydował mnie zostawić samemu sobie. W końcu, powiedziałem mu kilka nieprzyjemnych rzeczy, których naprawdę nie chciałem. Po prostu byłem zdenerwowany i nie potrafiłem zrozumieć pragnienia zemsty, jakie nim kierowało. Nadal nie potrafię, prawdę mówiąc. Zabijać kogoś, aby poczuć się dobrze? Przecież... to jest głupie i straszne zarazem. Popełniać zbrodnię tylko dla chwilowej poprawy samopoczucia? Może to ja byłem po prostu za głupi, aby to zrozumieć.
Nie pakowałem dużo, ponieważ nawet nie miałem takiej możliwości. Poza tym, samo moje zniknięcie będzie podejrzane, co pewnie odsunie podejrzenia od Taiki’ego, a na tym najbardziej mi zależało. Beze mnie na pewno będzie mu lepiej. Wśród rzeczy, które ze sobą wziąłem, znalazł się sweterek, który dostałem od Taiki’ego na święta. Teoretycznie powinienem go nosić jedynie w okresie zimowym, ale... czy ktoś mi zabroni? Poza wspomnieniami chciałem wziąć tę jedną, jedyną pamiątkę, jaką po nim miałem. Nim wyszedłem z domu, zabrałem ze sobą także trochę jedzenia, które pomimo kuszenia swoim zapachem, postanowiłem zjeść dopiero wieczorem. Przez moment zastanawiałem się, czy nie wziąć choć trochę pieniędzy, ale szybko wybiłem sobie ten pomysł z głowy. Najpierw zabicie jednego z członków rodziny i jeszcze teraz okradanie jej? Nie ma mowy, jakoś dam sobie radę bez pieniędzy. Coś zarobię i będę jak najlepiej oszczędzać. W końcu jeść dużo nie muszę, a spać... cóż, znajdę jakieś suche miejsce w lesie i zwinę się w kulkę pod swoją lisią postacią, to powinno mi wystarczyć.
Najgorsze było chyba to, że nie miałem żadnej kurtki, albo ciepłych butów. Znaczy, miałem, spoczywały sobie bezpiecznie w korytarzu domu Taiki’ego, ale przecież nie będę po nie szedł. Nie musiałem żadnych takich zapasowych rzeczy, bo zwyczajnie nie potrzebowałem, więc musiałem ratować się innymi rzeczami. Tyle dobrego, że już zaczynało się ocieplać, chociaż dla mnie i tak było zimno.
Ruszyłem w stronę miasta, bo na razie to była jedna lokacja, której jestem pewien. Nie miałem za dużej wiedzy o świecie, nigdzie nigdy nie podróżowałem i nie za bardzo miałem pojęcie, gdzie miałbym się w tej chwili udać, dlatego mój plan był bardzo prosty; pójdę do miasta, wyjdę drugą bramą i będę trzymał się gościńca. W końcu gdzieś trafię, a jak na razie moim priorytetem było jak najszybsze zniknięcie z okolicy. A później... cóż, wtedy się okaże, co później. Najpierw osiągnę jeden cel, a potem pomyślę nad drugim.
Może i w mieście byłem raptem trzy razy, ale dopiero teraz poczułem przerażenie. Było tu tyle ludzi, którzy są znacznie wyżsi ode mnie i silniejsi, a ja byłem totalnie sam. Może dlatego czułem się wcześniej spokojnie, ponieważ zawsze był przy mnie Taiki. Cóż, teraz będę musiał nauczyć się żyć bez niego, chociaż już samo to wydawało się bardzo trudne. Serce waliło mi mocno w klatce piersiowej ze strachu, nie za bardzo miałem pojęcie, gdzie iść i co zrobić, ale nie mogłem do niego wrócić, bo mogłem go skrzywdzić. Gdybym wybuchnął, znowu, skrzywdziłbym kogoś o wiele dla mnie ważniejszego od mojego taty. Muszę znaleźć coś, co stłumiłoby moją moc. Musi istnieć coś takiego, prawda?
Zagryzłem nerwowo wargę, po czym spuściłem głowę i ruszyłem przed siebie, ciesząc się z faktu, że nikt nie zwracał na mnie uwagi. Kiedy przechodziłem obok piekarni, do moich nozdrzy dotarł cudowny zapach wypieków. Zatrzymałem się na moment i zerknąłem w stronę jedzenia, czując jak mój brzuch zaczyna się buntować. Chyba byłem bardziej głodny, niż myślałem wcześniej, ale już nic z tym zrobić nie mogłem. Kradzież nie wchodziła w grę, muszę zacisnąć zęby i iść dalej, mimo tego, że do wieczora jeszcze daleka droga.
Chciałem ruszyć dalej, ale nie spojrzałem na drogę przed sobą i na kogoś wpadłem. Poczułem, jak serce zaczyna bić jeszcze mocniej i szybciej niż chwilę temu, nie chciałem mieć żadnych kłopotów, nie chciałem, aby ktokolwiek mnie zauważał, po prostu chciałem przejść przez miasto szybko i niezauważony, czy naprawdę nawet tego nie potrafiłem zrobić? Jestem naprawdę do bani.
- Przepraszam bardzo, nie zauważyłem pani – powiedziałem cichutko do dziewczyny ze skruchą w głosie i podniosłem jej torbę z zakupami, którą przeze mnie opuściła.
- Nic się nie stało, to również mój błąd, nie zauważyłam cię... hej, my się chyba skądś znamy, prawda? – na jej pytanie przeniosłem na nią wzrok, uważnie jej się przyglądając. Znamy się? Faktycznie, twarz mogła się wydawać troszeczkę znajoma, ale nie mogłem jej dopasować do sytuacji. Jeśli widziała mnie na jakiejś imprezie i jest znajomą Taiki’ego, go może mogłem mieć malutki problem.
- Chyba tak. Przepraszam, ale nie mogę sobie przypomnieć pani imienia – odparłem, nie za bardzo wiedząc, jak zachować się w tej sytuacji.
- Żadna pani, jestem Nadia, ostrzegałam cię przed tym draniem i opowiedziałam, co zrobił mojemu bratu. Wszystko w porządku? Nie wyglądasz najlepiej.
Och, Nadia? Szczerze, zdążyłem już troszeczkę o niej zapomnieć. Nie widziałem jej odkąd pojawiła się wtedy w lesie, ostrzegając mnie, że Taiki chce mnie tylko wykorzystać i porzucić. Cóż, to nie okazało się prawdą, bo jedyną osobą, która kogoś wykorzystała i porzuciła, jestem ja. Wykorzystałem, chociaż wcale nie chciałem, aby szedł i pozbywał się tego ciała, sam to zrobił... nie powinienem teraz tak mówić, pomógł mi i jeszcze zrzucam winę na niego, naprawdę jestem beznadziejny. Jemu faktycznie będzie lepiej beze mnie, nie dość, że będzie szczęśliwszy, a z pewnością bezpieczniejszy.
- Tak, nie musisz się martwić – powiedziałem, odwracając wzrok wiedząc, że nie wyglądam najciekawiej, zwłaszcza moje oczy, które mogły być troszkę przekrwione przez wczorajszy płacz.
- Zrobił ci coś? Słyszałam od wspólnych znajomych, że jesteście razem – dalej drążyła temat, co nie podobało mi się ani trochę, chciałem ruszyć dalej, by zniknąć stąd jak najszybciej dla dobra wszystkich mi najbliższych.
- To nie tak, nic mi nie zrobił, to ja zrobiłem coś jemu – wytłumaczyłem jej pobieżnie, chcąc zakończyć tę rozmowę jak najszybciej. Na moje nieszczęście mój brzuch znowu zaczął domagać się jedzenia co było doskonale dla Nadii słyszalne. Świetnie, jeszcze tego mi brakowało.
- Może zatrzymasz się chwilę u mnie? Zjesz coś, porozmawiamy, może poczujesz się lepiej – ciągnęła, nie chcąc odpuścić.
- Nie chcę sprawić pani... tobie kłopotu – powiedziałem zmieszany, drapiąc się po karku.
- Nie sprawisz. Odkąd mój brat nie żyje, czuję się trochę samotna.
- Ale tylko na moment – zgodziłem się dlatego, że zrobiło mi się jej szkoda. Domyślałem się, że między nią a jej bratem była wielka więź, która została tak brutalnie przerwana, to oczywiste, że teraz może się czuć trochę, a nawet bardzo samotna. Poza tym, nic się nie stanie, jeśli zatrzymam się na chwilę i trochę z nią porozmawiam, prawda?
<Taiki? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz