czwartek, 18 lutego 2021

Od Shōyō CD Taiki

 Słysząc jego słowa poczułem, jak ogarnia mnie jeszcze większa panika. Miałbym... tam wrócić? Ale ja nie chciałem. Już na samą myśl o powrocie sprawiła, że przed oczami pojawił obraz leżącego kilka metrów ode mnie ciała. Dodatkowo miałem dziwne wrażenie, że całkowicie przesiąknąłem tym mdląco-słodkim zapachem spalonego mięsa, ponieważ nie opuszczał mnie ani na minutę, przez co jeszcze bardziej zacząłem się sobą brzydzić. 
- Nie... nie chcę – wymamrotałem, mocniej wbijając palce w jego ramiona, coraz bardziej się trząść, a łzy całkowicie zasłoniły mi obraz widzenia. Chciałem powiedzieć coś więcej, wytłumaczyć, że nie potrafię tam wrócić, ale wielka gula w gardle skutecznie mi to uniemożliwiała. 
Taiki wyczuł, że zacząłem jeszcze bardziej panikować, ponieważ przytulił mnie do siebie odrobinkę mocniej i delikatnie gładził mnie po plecach, szepcząc uspokajające słowa. Czemu ciągle mówił, że wszystko będzie dobrze, skoro wcale tak nie będzie? Oboje o tym doskonale wiedzieliśmy. Im dłużej byłem w jego domu, tym bardziej to wszystko do mnie docierało. Ja naprawdę go zabiłem... teraz wszyscy będą go szukać, znajdą go, oskarżą mnie i... i może właśnie na to zasługuję. W końcu, zabiłem człowieka. I to nie byle kogo, a własnego tatę. Jak bardzo złą istotą trzeba być, aby zrobić coś takiego?
Uspokoiłem się dopiero po dobrych paru minutach, chociaż nadal byłem jeszcze lekko roztrzęsiony. Lekko roztrzęsiony, co ja gadam, byłem przerażony. Bardzo chciałem, aby to wszystko okazało się jedynie złym snem, koszmarem, z którego zaraz się wybudzę. To wszystko stało się przeze mnie jeszcze bardziej skomplikowane, a już wcześniej wydawała się to sytuacja bez wyjścia. Co, jeżeli przeze mnie Taiki’emu coś się stanie? Nie powinienem tutaj przychodzić, zdecydowanie, ale nie wiedziałem, gdzie miałbym się podziać. Do domu nie mogłem wrócić, a Taiki jest jedyną osobą, której mogłem zaufać. 
- Nie musisz iść. Powiedz mi tylko, gdzie go zostawiłeś, a ja się tym zajmę – powiedział, chwytając moją dłoń i delikatnie ją gładząc. Przez jego słowa poczułem się gorzej. Czemu to on miałby sprzątać mój bałagan...? To moja wina, to ja powinienem się tym zająć. Bałagan... beznadziejne określenie na morderstwo i ukrycie zwłok. Pokręciłem przecząco głową, nie będąc jeszcze w stanie wydusić żadnego słowa. – Muszę to zrobić, aby cię ochronić. Nie mogę pozwolić, aby coś złego ci się stało – dodał, delikatnie całując moje czoło. 
- Nie. To ja p-powinienem... – wydusiłem w końcu, ocierając łzy z policzków. Jestem beznadziejny, nie tak powinien zachować się mężczyzna. 
- Ty zostaniesz tutaj i uspokoisz się. Tutaj nie musisz się niczego bać, cioci nie ma, musiała gdzieś wyjść wcześniej – mówił, ciągle upierając się przy swoim. I co miałem zrobić? Niby mogłem się kłócić, ale nie miałem siły. – Gdzie go zostawiłeś?
- Nie wiem – powiedziałem, lekko zaskoczony swoim mocno zachrypniętym głosem. – Prowadził  mnie gdzieś za tyły domu. Nie wiem, jak długo szliśmy, nie wiem, nie wiem, gdzie mnie prowadził, wiedział, musiał mnie wczoraj zobaczyć, bo nie chciał, bym cokolwiek i komukolwiek powiedział o nim i twojej cioci... – tutaj się zatrzymałem i wziąłem głęboki wdech, by znowu nie zacząć płakać. Uścisk Taiki’ego stał się troszkę mocniejszy, jakby chciał mi w ten sposób przekazać, że jest przy mnie i mnie wspiera. – Nie chciałem go zabijać, po prostu nie chciałem umierać – dodałem cichutko, prawie że szeptem, patrząc na Taiki’ego oczami pełnymi łez. 
- Nie zrobiłeś niczego złego, nie powinieneś się przejmować – odpowiedział równie cicho, unosząc mój dłoń i ucałował jej wierzch. Jego wypowiedź miała na celu pocieszenie mnie, chyba, ale wcale nie poczułem się lepiej. Chyba wręcz przeciwnie. Jak to nie zrobiłem niczego złego? Zabiłem, a to coś niewyobrażalnie złego. – Chodź, pomogę ci się przebrać i trochę odpoczniesz, zasługujesz na to – dodał, podnosząc się z krzesła dając mi tym samym znak, abym i ja wstał. 
Stanąłem na równe nogi, lekko się chwiejąc; miałem wrażenie, że moje nogi były z waty. Pozwoliłem się poprowadzić na górę, do jego pokoju. Tam przebrałem się w koszulę, którą podał mi Taiki. Musiał mi trochę pomóc, ponieważ momentami moje ręce momentami drżały tak bardzo, że nie byłem w stanie zapiąć guzików, albo odpiąć paska spodni, co było dla mnie odrobinkę żenujące. 
- Odpocznij, ja za niedługo wrócę. Jesteś tutaj bezpieczny i nie musisz się niczego obawiać – powiedział, kiedy położyłem się na jego łóżku i skuliłem się pod kołdrą. Taiki siedział jeszcze na łóżku i delikatnie gładził moje włosy, co odrobinkę mnie uspokajało. Nie chciałem, by gdziekolwiek szedł i mnie opuszczał. Nie chciałem także by widział, co zrobiłem tacie. Przecież ja go nie tylko zabiłem, ja go zmasakrowałem. Co on sobie o mnie pomyśli...? 
- Nie idź – poprosiłem cichutko. Im dłużej myślałem nad całą tą sytuacją ty bardziej miałem wrażenie, że dla mnie nie ma ratunku. Mój tata jest... był wpływowym człowiekiem, więc będą go szukać równie wpływowi ludzie. A kiedy oni mnie znajdą, na pewno wydadzą na mnie adekwatny do moich czynów wyrok. Zanim to się jednak stanie chciałbym spędzić jak najwięcej czasu z moim chłopakiem. 
- Muszę, by tobie się nic nie stało – odparł, posyłając i łagodny uśmiech. Czemu on zachowywał się tak, jakby się nic nie stało? Przecież zrobiłem coś strasznego, a on się tym ani trochę nie przejmuje. – Później pomyślimy o tym, co dalej. Prześpij się trochę, Koda cię przypilnuje – dodał, po raz ostatni całując mnie w czoło i wychodząc z pokoju, zabierając ze sobą świeczkę. Ja oraz warujący przy łóżku Koda zostaliśmy sam w ciemnościach. Przyznam, nie czułem się najlepiej bez światła, najchętniej przywołałbym sobie jakiś mały, pocieszny promyczek, jak to robiłem dotychczas, ale bałem się użyć mojej mocy. Albo raczej tego typu mocy, której użyłem do zabicia taty. A jeżeli znowu wybuchnę i znowu kogoś skrzywdzę? Nie chciałem ranić już nikogo więcej, nigdy nie chciałem. Więc w takim razie czemu to zrobiłem? I skąd we mnie tyle mocy? Odkąd byłem mały było mi mówione, że nie mam w sobie wielkiej mocy. I że najwięcej, co jestem w stanie zrobić, to wywołanie paru ogników. 
Nasłuchiwałem, jak Taiki ubiera się i wychodzi z domu. Przez kilka boleśnie dłużących się minut wpatrywałem się w ciemność, która mnie przytłaczała i wywoływała u mnie jeszcze większe uczucie niepokoju. Jeśli Taiki znajdzie ciało... weźmie mnie za potwora. W sumie, to przecież byłem nim od początku, w końcu mój tata również był potworem, a ja mam w sobie jego geny. Dopiero teraz pokazałem światu, kim naprawdę jestem, i to w najgorszy możliwy sposób. Skuliłem się bardziej pod kołdrą i zadrżałem w przestrachu. Po tym wszystkim Taiki na pewno nie będzie chciał mnie znać. Pewnie jeszcze sam wyda mnie strażnikom i jeżeli tak się stanie, nie będę miał mu tego za złe. Gdybym miał trochę więcej odwagi, pewnie sam bym to zrobił. 
W pewnym momencie poczułem, jak Koda położył łeb na łóżku, tuż przed moją twarzą, i cicho westchnął. Ostrożnie wyciągnąłem dłoń i niepewnie pogłaskałem po łbie, nie będąc pewien, czy zaraz mnie nie ugryzie. W końcu, zwierzęta wyczuwają złych ludzi, którym ja niewątpliwie jestem. Rany, przecież Vivi jest gdzieś tam na zewnątrz. Miałem nadzieję, że nic jej nie będzie, jutro będę musiał po nią wrócić do domu, bo na pewno będzie próbowała doprosić się wpuszczenia do środka. Chociaż, pewnie będzie bała się do mnie podejść. 
Nie wiem, ile czasu minęło, od kiedy Taiki wyszedł z domu. Wiem, że dłużyło mi się to niemiłosiernie i miałem wrażenie, że mijają długie godziny. Wielki kamień spadł mi z serca, kiedy w końcu usłyszałem zamykane drzwi, a do nozdrzy dotarł przyjemny i tak dobrze mi znany piżmowy zapach. Jednocześnie byłem troszeczkę przestraszony, ponieważ nie wiedziałem, jak zareagował na widok ciała mojego taty, którego mięso było stopione razem z ubraniem. Już na samo wspomnienie poczułem nieprzyjemny uścisk w pustym żołądku. 
Byłem troszeczkę zaskoczony, kiedy okazało się, że Taiki nie był sam. Wraz z nim do pokoju weszła Vivi, która całkowicie olała Kodę i podbiegła do mnie, wskakując na łóżko. Podniosłem się do siadu, patrząc na nią oniemiały, co ona tutaj robiła?
- Znalazłem ją w pobliżu twojego domu – wytłumaczył mi Taiki, stawiając świeczkę, moje ukochane i jedyne w tym momencie źródło światła, na szafce nocnej i siadając na łóżku obok mnie. – Przespałeś się trochę? – spytał, a ja pokręciłem przecząco głową, bojąc się na niego spojrzeć. – A jak się czujesz? 
- Jak potwór – wyszeptałem, odsuwając dłoń od łebka mojej lisicy i tym samym zaprzestałem jej głaskania. Vivi pomerdała ogonkiem, chcąc mnie tym samym podnieść na duchu, po czym nie doczekawszy się żadnej reakcji z mojej strony zeskoczyła z łóżka, by przywitać się z Kodą. – Chyba powoli się w niego zamieniam. W tatę. Staję się taki, jak on. Czasem robił mamie awantury, czy aby na pewno jestem jego synem. Cóż, to, co zrobiłem, jest chyba wystarczającym dowodem na to, że mam jego geny – dodałem, śmiejąc się gorzko. Zaraz poczułem, jak po moich policzkach spływają łzy, które bardzo szybko starłem. Jestem naprawdę okropny. 

<Taiki? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz