Byłem troszkę niezadowolony ze słów mojego męża. Skoro miał ochotę na coś więcej, to czemu zdecydował się na pakowanie? Przecież pakować się możemy w każdym momencie, a na chwilę przyjemności nie zawsze mamy czas. Może nie, że nie zawsze, tylko nie zawsze mamy sposobności ku temu, a podczas trzytygodniowej podróży z dzieckiem będziemy mieć jeszcze mniej czasu. To raczej oznacza, że powinniśmy korzystać z każdej nadarzającej się chwili, czyż nie? Prosta logika, i na co tyle myśleć.
Wstałem z łóżka i podszedłem do Mikleo, który stał przy szafie i przeglądał rzeczy, które ewentualnie moglibyśmy zabrać, chyba specjalnie mnie ignorując. Nie rozumiałem tylko, dlaczego, w końcu nic złego nie zrobiłem, aby tak nagle zaczął mnie ignorować. To nie podobało mi się za bardzo, przecież ostatnimi czasy zachowywałem się bardzo dobrze... chyba. Stanąłem w jego obronie niejednokrotnie i pilnowałem, aby ten młokos więcej go nie krzywdził, a to chyba świadczy o tym, że zachowywałem się dobrze, prawda? Powinienem dostać jakąś nagrodę, nie musi to być wielkiego, nie pogardziłbym nawet odrobiną uwagi, której mi nie daje nawet teraz. Przytuliłem się do niego od tyłu, kładąc dłonie na dolnej części jego brzucha, i delikatnie ucałowałem jego szyję, czyli jego szczególnie wrażliwe miejsce.
- Ale wiesz, że na pakowanie się jeszcze znajdziemy czas, prawda? – wymruczałem, zaczynając kreślić szlaczki na jego brzuchu, może odrobinkę się z nim drażniąc. W końcu, nie, żeby coś, ale to on zaczął, a ja tylko mu się odpłacam.
- Przecież bardzo ci się spieszy do wyruszenia, ja ci tylko pomagam – odparł, zdejmując moje dłonie ze swojego ciała. Nie za wiele mu to pomogło, ponieważ poczułem, jak delikatnie drży, co bardzo mi schlebiało. Nie rozumiałem tylko, dlaczego Mikleo się ode mnie odsuwał, w końcu i on miał na to ochotę, sam mi wcześniej o tym mówił, ja również miałem ochotę, więc w czym problem. – Szybciej będzie, jeżeli mi pomożesz, wiesz?
- Preferuję trochę inną logikę – zacząłem, mimo wszystko grzecznie od niego odchodząc i opierając się o ścianę obserwując, jak mój mąż wyjmuje co poniektóre ubrania z szafy i kładzie je na łóżko. Fakt, mówiłem wcześniej głośno o pakowaniu, ale teraz widzę troszkę inną alternatywę, która jest o wiele lepsza. Chłopak westchnął ciężko na moje słowa, rzucając mi pełne rozbawienia spojrzenie.
- Kochanie, ja tylko spełniam twoją prośbę – powiedział niewinnie, uśmiechając się do mnie uroczo.
- Ale teraz mam jeszcze jedną prośbę – odparłem, podchodząc do łóżka i siadając przed nim, przesuwając gdzieś ubrania, które wcześniej wyjął. Delikatnie chwyciłem jego dłonie po czym ucałowałem jedną z nią nich, uśmiechając się do niego uroczo. – Wiesz, przez trzy tygodnie podróży z dzieckiem może być raczej ciężko o chwilę dla siebie.
- I tym się przejmujesz? Przecież ty zawsze znajdziesz jakiś sposób – Mikleo pokazał mi język, ale po ułamku sekundy jednak usiadł na moich kolanach, zarzucając ręce na moją szyję. Uśmiechnąłem się zwycięsko na ten gest i przywarłem ustami do jego szyi, co zostało nagrodzone cichymi westchnięciami z jego strony.
Niewiele jednak było mi dane zrobić, ponieważ po bardzo niedługim czasie Mikleo nagle wstał ze mnie i zaczął poprawiać swoje ubrania oraz włosy. Zmarszczyłem brwi i przechyliłem głowę, przyglądając mu się z uwagą, nie za bardzo rozumiejąc, co się dzieje. Po kilku sekundach do pokoju wbiegł Yuki wraz ze swoim psem, widocznie bardzo zadowolony. A więc to jego kroki słychać było na korytarzu? Westchnąłem cicho, trochę niezadowolony z faktu, że znowu chwila przyjemności została nam przerwana, zanim jeszcze na dobre się rozkręciła. Znaczy, to może nawet lepiej, że poza kilkoma niewinnymi pocałunkami czy dotykami nic się nie stało, ponieważ dziecku byłoby trochę trudno byłoby wytłumaczyć, co tak właściwie robimy.
- Pakujecie się już? Kiedy wyruszamy? – dziecko od razu zaczęło krzyczeć wesoło na wejściu i wskoczyło na łóżko, wpatrując się podekscytowany to we mnie, to w Mikleo. Zauważyłem, że Codi też wykonał taki ruch, jakby chciał podążyć za swoim panem, ale kiedy napotkał moje spojrzenie zatrzymał się koło łóżka i zaczął wesoło merdać ogonkiem, bym tylko na niego nie krzyczał. Nie pozwalałem psu wskakiwać na łóżko i spać z ludźmi w przeciwieństwie do mojego syna, który chyba momentami na zbyt wiele pozwalał swojemu przyjacielowi. W sumie, to dopiero będzie dziwna podróż bez psa, i ja już odrobinkę się przyzwyczaiłem do tego puchatego niedźwiedzia, a co dopiero Yuki. Pies pewnie również ciężko przeżyje to rozstanie, w końcu to tylko zwierzak, nie rozumie wielu rzeczy.
- Yuki, nie skacz po łóżku, bardzo proszę – odezwał się Mikleo, rzucając chłopcu surowe spojrzenie. Znaczy, one w zamyśle miało być surowe, ale coś mu słabo wyszło, w przynajmniej moim odczuciu. Surowym rodzicem oto on nie za bardzo potrafi być, ale nie powiem mu tego na głos, by nie zniszczyć mu marzeń. – Owszem, pakujemy się, i gdyby twój tata mi pomógł, zeszłoby nam to szybciej i moglibyśmy pomóc tobie – zmarszczyłem brwi na jego słowa, a więc nasyła na mnie własne dziecko? Nieładnie z jego strony.
- Tato, chodź, trzyma pomóc mamie, chciałbym już wyruszyć – wymamrotało dziecko, delikatnie popychając mnie tak, bym wstał z łóżka.
- No już, już, zaraz – wymamrotałem, leniwie się przeciągając, nie za bardzo mając ochotę na pakowanie się. Znaczy, mówiłem, że chcę to zrobić, ale nie za bardzo miałem ochotę na robienie tego. Cóż, teraz nie pozostało mi nic innego, jak tylko zabrać się za pakowanie. W takim tempie naprawdę w krótce będziemy mogli faktycznie wyruszać. Może nie jutro, ale pojutrze będziemy mogli śmiało opuszczać zamek, o ile to pasuje zarówno Mikleo, jak i Yuki’emu.
<Mikleo? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz