środa, 24 lutego 2021

Od Soreya CD Mikleo

 Uśmiechnąłem się delikatnie na jego słowa po czym bez wahania wtuliłem się w dłoń, którą położył mi na policzku, kiedy już przestał poprawiać moją grzywkę, która i tak za moment ułoży się tak, jak tylko sama zapragnie. A więc moja mała owieczka twierdzi, że ma za mało ruchu? W takim razie trzeba będzie to zmienić, przynajmniej na ten moment. Poza tym, to już niedługo może się zmienić i będzie miał dostatecznie dużo ruchu na jakieś trzy tygodnie. Nie wiem, jak on, ale ja na pewno zatęsknię za wygodami w zamku... co ja gam, na pewno nie zatęskni, będzie się cieszył z powrotu do domu i pewnie to będzie jego główną myślą. Ja widziałem pewne luki w planie naszej podróży, ale na razie nie będę tego poruszał, nie chcę psuć tej chwili spokoju, na planowanie jeszcze przyjdzie czas. 
- Więc chyba musimy zapewnić ci więcej ruchu, nie uważasz? – wymruczałem, uśmiechając się do niego delikatnie i przenosząc jedną ze swoich dłoni na jego brzuch, zaczynając niewinnie kreślić na nim znaczki. Jeszcze nie zaproponowałem niczego konkretnego, zadałem całkowicie niewinne pytanie, to wszystko. 
- Ale jakiego rodzaju ruchu? – odparł, bawiąc się w tę samą grę, co ja. To mi się bardzo, ale to bardzo podobało, niewinne droczenia się są przeze mnie zawsze mile widziane. 
- A na jaki możemy sobie w tej chwili pozwolić? – ciągnąłem, tym razem delikatnie wślizgując jedną ze swoich dłoni pod jego koszulkę, by zacząć drażnić tym razem jego nagą skórę. Dzięki temu czułem dokładnie, jak jego ciało drży pod wpływem mojego dotyku. Nie musiałem robić dużo, by już zaczął mi być podatny, chociaż wcale bym nie narzekał, gdyby było odwrotnie. Może i wtedy musiałbym się bardziej pomęczyć, ale dla mnie to nic takiego. W końcu, i tak by mi uległ i tak, co do tego nie miałem żadnych wątpliwości. 
- Ten rodzaj aktywności bardzo mi się podoba – wyszeptał, kładąc ręce na moim karku i poprawiając się odrobinkę na łóżku, by było mu wygodniej. 
- Nie będę ukrywał, że mi również – odparłem, siadając obok niego tak, by i mnie było dobrze, po czym ostrożnie, bez pośpiechu zacząłem rozpinać guziki jego czarnej koszuli. W końcu, mieliśmy bardzo dużo czasu, nie musieliśmy się spieszyć, co mnie bardzo odpowiadało. Podczas takich przyjemności nie lubiłem się spieszyć, chociaż momentami miałem wrażenie, że mój kochany mąż woli odwrotną sytuację. Cóż, chyba najwyższa pora nauczyć go odrobinki cierpliwości. 
Kiedy w końcu miały nadejść rzeczy najciekawsze i najprzyjemniejsze dla nas obu, rozległo się głośno pukanie do drzwi. Oboje odsunęliśmy się od siebie, zaczynając szybko poprawiać ubrania. Kogo niesie o tej porze? Nie podobało mi się to ani trochę, chciałem mieć odrobinkę przyjemności z tego wieczora, zwłaszcza, że mój poranek nie zaczął się najlepiej. Z nieco naburmuszoną miną poprawiłem włosy, podczas kiedy mój mąż w pośpiechu zapinał guziki koszuli. 
- Przynajmniej w końcu zapukał – odezwał się najwidoczniej równie niezadowolony Mikleo, po chwili ciężko wzdychając. 
- Myślisz, że to Yuki? – spytałem, wstając z łóżka i zerkając na mojego aniołka, czekając, aż się ubierze. 
- A któżby inny chciał nas zaszczyć o tej porze? – odpowiedział mi pytaniem, kiwając lekko głową w moją stronę na znak, że już jest wszystko w porządku. Jak na moje oko, było prawie wszystko w porządku, dlatego jeszcze nachyliłem się nad nim, poprawiając jego włosy, które były w lekkim, ale za to jakim cudownie uroczym nieładzie.
- Ma sens – przyznałem, prostując się i idąc w kierunku drzwi. Dobrze, że chłopiec nie nacisnął na klamkę, nie sądziłem, że wieczorem sprawy rozwiną się tak, jak się właśnie rozwinęły, dlatego nie zamykałem drzwi, bo i po co? A później całkowicie wypadło mi to z głowy. Jak dobrze, że Yuki w końcu pomyślał, może jednak wcześniejsza krótka wymiana zdań z Mikleo coś mu dała. Kiedy otworzyłem drzwi, okazał się jeden, tyci problem. 
To nie Yuki do nas przyszedł, tylko Arthur. Zmarszczyłem gniewnie brwi na widok młodego pasterza czując, jak wściekłość znowu zaczyna buzować w moich żyłach. A ten po co tu przyszedł? Nie podobało mi się to ani trochę, nie chciałem go tu. Ale przyznam, poczułem jeszcze jedną emocję – dumę, a to na widok jego rozciętej przeze mnie wargi, która co prawda była opatrzona, ale nie wyleczona. 
- Co tu robisz? – syknąłem, przyglądając się mu spod przymrużonych oczu. I on nie był zadowolony z tego, ze mnie widzi, ale trudno, jego problem. Usłyszałem z tyłu, jak Mikleo podnosi się z łóżka, chociaż nie rozumiałem, po co. Nic się przecież nie działo, nie musiał tutaj podchodzić i oglądać tego młokosa. 
- Przyszedłem porozmawiać z Mikleo, nie z tobą – odparł zimnym tonem, również nie będąc do mnie przyjaźnie nastawiony. Przepraszam bardzo, czy on ma jakiś problem do mnie? To chyba jasne, że dostaje się w pysk, jeśli zaczepia się czyjegoś partnera, czyż nie?
- Nie byłbym taki pewien, czy on chce z tobą rozmawiać – odparłem, zaciskając w pięść wolną dłoń i dosłownie po ułamku sekundy poczułem na niej chłodne palce Mikleo. Odwróciłem głowę w bok, patrząc uważnie na mojego męża i odrobinkę się uspokajając, ale tylko trochę. Sama obecność Arthura wywoływała u mnie agresję, której dotychczas we mnie za dużo raczej nie było. Do takiego stanu doprowadzały mnie tylko osoby, które zagrażały mojemu mężowi, a on definitywnie mu zagrażał. – Wracaj do środka – poprosiłem męża, nie widząc sensu, aby tu był.
- W porządku, może wejść – powiedział, patrząc na Arthura dziwnym spojrzeniem. Cóż, może to być również najwyższa pora, aby poinformować Arthura o naszej wyprawie, i ewentualnym zerwaniu paktu, chociaż... chyba o tej pierwszej sprawie już wie, w końcu Yuki był u niego i powiedział mu wszystko, co wiedział. Chłopiec zdecydowanie za bardzo go lubi.
Z niechęcią wpuściłem chłopaka do środka. Najchętniej to zatrzasnąłbym mu drzwi przed twarzą, ale może również Mikleo chce mu powiedzieć co nieco. Tak czy siak nie ma mowy, aby m zostawił ich samych. Już raz tak zrobiłem, i nie wiem, co by się stało, gdybym jednak zdecydował sobie pójść na śniadanie, a nie zajrzeć wcześniej na ich trening. 
- Musisz tu być? Chciałbym, aby była to rozmowa w cztery oczy – usłyszałem, na co prychnąłem z pogardą. 
- Byś znowu zaczął pchać swoje ręce tam, gdzie nie powinieneś? Jeszcze czego. Gadaj, co masz gadać i wychodź – burknąłem, nie za bardzo zwracając uwagę na chrząknięcia Mikleo, które miały chyba nas uspokoić, ale nie za dobrze mu to wychodziło. 

<Mikleo? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz