Dotarcie do miejsca spotkanie się z Nadią nie zajęło mi wcale tak dużo czasu, droga była mi doskonale znana a chęć zobaczenia mojego chłopaka stawała się coraz to silniejsza, naturalnie wciąż byłem zły za to, co mi powiedział, nie wspominając już tego, co zrobił uciekając, nie mogłem mimo to go zostawić, Nadia naprawdę może zrobić mu krzywdę, zdesperowany człowiek potrafi być gorszy od wygnańca, a to nas mają za cholerne potwory.
- Wyłaś wiem, że tu jesteś - Słysząc, delikatnie zdenerwowany, a jednocześnie odrobinę wystraszony głos kobiety wyszedłem za drzewa, przyglądając się z uwagą i jej i jemu zauważając nie tylko ostrze trzymane w jej dłoniach, a i ranę przez narzędzie zrobione na jego ciele. - Już się bałam, że nie przyjdziesz - Dodała, zaciskając mocniej dłoń na rączce ostrza, rzucając mi pełne nienawiści spojrzenie.
- Czego od niego chcesz? - Nie rozumiejąc jej poczynań, zrobiłem dwa kroki w przód, aby uważniej jej się przyjrzeć, mimo wszystko to człowiek a ludzie popełniają głupie błędy, które kto wie i ona może zacząć popełniać.
- Nie zbliżaj się, bo go zabije! - Krzyknęła w moją stronę, bojąc się, no proszę, niby chce być taka przerażająca, a tak naprawdę boi się mnie, jak ognia, można było się po niej tego spodziewać. - Zabiję go, zabije tak jak ty, zabiłeś mojego brata - Dodała, trzymając mocno broń w trzęsącej się z nerwów dłoni.
Zmarszczyłem brwi, słysząc jej słowa, powoli układając sobie ich sens w głowie.
- Chcesz zabić niewinną osobę, aby pomścić brata? - Spytałem, nie do końca rozumiejąc jej zachowanie, jeśli uważa mnie za mordercę, dlaczego sama chce się nim stać? Czyżby nie wiedziała, jak się to dla niej zakończy? Przecież nigdy nie chciała być „potworem”, którym ja dla niej byłem.
- Chce, abyś cierpiał, tak jak ja cierpiałam przez ciebie - Starała się być silna, choć jej głos drżał, ukazując jej najgłębszą słabość, nie była w stanie zabić człowieka i to różniło ją ode mnie.
- Jeśli go zabijesz, nie będziesz wcale lepsza od.. - Zamilkłem, nie wiedząc jakich słów użyć, by dokończyć to zdanie.
- Od ciebie? - Skrzywiłem się lekko, słysząc jej słowa, nigdy nikogo nie zabiłem ani nie namawiałem do tego, nie jestem potworem, nawet jeśli za takiego mnie oboje mają.
- Nie zabiłem twojego brata, on po prostu popełnił samobójstwo - Wytłumaczyłem, mając nadzieję, że dotrze to do jej głupiego łba, już nie raz jej to mówiłem, a mimo to ona ciągle uparcie obwinia mnie o śmierć swojego brata.
- Czyżby? - Odsunęła dłoń od ciała chłopaka, wysuwając go w moją stronę, tak jakby chciała mnie przestraszyć, zdecydowanie za głupia jest. Myśląc, że się przestraszę. To tylko zwyczajny człowiek zdecydowanie za wiele sobie wyobrażający.
- Puść go, ta sprawa nie dotyczy jego - Starałem się coś zrobić, aby zostawiła Karotkę w spokoju, on nie jest niczemu winien, on nic nie zrobił, dlaczego ona w ogóle pomyślała, że to dobry pomysł, aby go skrzywdzić? Przecież ta sprawa dotyczyła tylko mnie i ją, nie musi mieszać do niej osób trzecich.
- Dotyczy od chwili, w której to jest z tobą, nie zadam ci niczym tak strasznie bólu, jak zabiciem osoby, którą kochasz - Gdy to powiedziała, znów wróciły do mnie wspomnienia z mojego dzieciństwa, gdy poczułem ten straszny ból utraty najbliższych sobie osób, moja mama, mój tata i mój brat oni wszyscy odeszli, zostawiając mnie samego, a to wszystko wina człowieka, przez którego zaczęło i zakończy się to piekło.
- Wiem, co czujesz, doskonale to wiem, też straciłem rodzinę i też pragnąłem, zemsty myśląc, że to coś da, gdy tak naprawdę nie dało to nic, nawet gdy człowiek, przez którego zginęli i moi rodzice i brat odszedł z tego świata, nie zapełniło to pustki po nich, zemsta niczego nie zmieni - Pierwszy raz słowa płynęły z mojego serca, a zemsta nie miała dla mnie już najmniejszego znaczenia, zemsta niczego nie zmieni w moim życiu ani tym bardziej w jej życiu.
Wzbudziłem w dziewczynie poczucie winy, które od razu dało się wyczuć, tak naprawdę nie chciała jego krzywdy, była samotna i zdesperowana a te uczucia zmusiły ją, do których czynów się podjęła.
- Nie chcę tego robić - Wydukała, znów przysuwając dłoń do ciała chłopaka. - Ale tak trzeba - Już chciała go skrzywdzić, już tak blisko byłoby przebić jego skórę i pewnie by się jej udało, gdybym szybko nie zareagował, przybierając swoją smocza postać, uderzając ją swoich ogonem, niezbyt mocno, lecz wystarczająco, aby wyrzuciła broń, uderzając o ziemię.
- Nic ci nie jest? - Pojawiłem się błyskawicznie przy moim chłopaku, przybierając ludzką postać, uwalniając go z uwięzi.
- Jesteś wygnańcem - Zaskoczona Nadia nie dała wypowiedzieć się nawet mojemu małemu liskowi, wstając z ziemi, zaczynając uciekać, najwidoczniej dopiero teraz zaczynając się mnie bać, przynajmniej więcej go nie skrzywdzi.
- Zatrzymaj, ją ona cię wyda - Wydukał, mój chłopak ledwo trzymając się na nogach.
- To nie jest teraz ważne, jesteś cały, tylko to się liczy - Przyznałem, biorąc go na ręce, aby zanieść do domu, teraz chciałem, tylko aby był bezpieczny, co będzie dalej dla mnie nie miało znaczenia, dopóki on jest cały i zdrowy. - Wracajmy do domu - Dodałem, całując go w czoło, obierając najkrótszą drogę powrotną, aby zająć się moim skarbem.
<Karotka? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz