niedziela, 7 lutego 2021

Od Soreya CD Mikleo

Wielki kamień spadł mi z serca, kiedy Mikleo w końcu się obudził. Lailah na początku nie potrafiła stwierdzić, co mu jest, co tylko bardziej mnie zaniepokoiło. A co miał powiedzieć Yuki? Dziecko było przerażone i myślało, że to on zrobił coś złego, co oczywiście nie było prawdą. Też dziwne zachowywał się Arthur, wydawał się być zmartwiony bardziej niż być powinien, ale nie na tym się skupiłem. Miałem o wiele poważniejsze sprawy, niż to. 
Przez te dwa dni nie zmrużyłem oka i praktycznie nie opuszczałem pokoju i czuwałem nad Mikleo, a jeżeli musiałem wyjść, to ktoś inny pilnował mojego męża. Najczęściej na ochotnika zgłaszał się Arthur, który całkiem często zaglądał do Mikleo. Zacząłem się zastanawiać, czy aby na pewno nic się nie wydarzyło pomiędzy nimi na tej misji. Mogłem sobie tłumaczyć, że jest tak zmartwiony przez unikatową więź z moim małym aniołkiem, której ja już nie miałem, ale... nie potrafiłem się do tego przekonać. Nie mogłem jednak wybrzydzać jego towarzystwa. Ktoś musiał pilnować męża, kiedy ten był nieprzytomny. To tylko dwa dni, a znowu bardzo mnie wykończyły. Nie mogłem spać spokojnie nie będąc pewny, jak czuł się mój mąż. Co chwila sprawdzałem, czy oddychał, czy jego serce biło lub czy nie miał gorączki. Zdecydowanie byłem za bardzo przewrażliwiony na jego punkcie, ale teraz chyba można mi było to wybaczyć. Nikt nie wiedział, co się dzieje, to jasne, że każdy był zaniepokojony. 
Mimo, że to nie było do końca grzeczne, bez pukania wszedłem, niemalże wbiegłem do pokoju Arthura oraz Lailah, gdzie również znajdował się przerażony Yuki, i już na progu powiedziałem:
- Mikleo się obudził. 
Wszystkich poruszyła ta wiadomość i nie zadając zbędnych pytań, wróciliśmy do pokoju mojego i Mikleo. Dopiero podczas drogi powrotnej odpowiadałem na pytania wszystkich tak najlepiej, jak tylko mogłem. W końcu, sam niewiele wiedziałem. Według mojego męża, wszystko było w porządku i czuł się dobrze, ale gdyby tak naprawdę było, nie mdlałby z bólu i nie tracił przytomności. Czemu on nadal uparcie twierdził, że nic się nie stało? 
Cała nasza czwórka – ja, Yuki, Lailah oraz Arthur – weszła do pokoju spokojnie, by nie speszyć Mikleo. Osobiście, nie wiedziałem, co tutaj robił pasterz, ale stwierdziłem, że lepiej będzie się nie odzywać i po prostu pozwolić mu być, chociaż i tak uważałem, że jego obecność tutaj była zbędna. Ja i Yuki byliśmy rodziną, Lailah poniekąd też, w końcu dla chłopca była „ciocią”, no i wielokrotnie nam pomagała, ale Arthur? No tak, omal bym zapomniał, był jego „panem”.
Lailah usiadła na łóżku, podczas kiedy reszta z nas zajęła miejsca nieco dalej. Ja usiadłem na fotelu, biorąc syna na kolana i patrząc się nie na Mikleo, a na okno. Znaczy, tylko od czasu do czasu zerkałem w stronę męża wiedząc, że cała ta sytuacja go krępuje i niepokoi. Arthur stanął obok, opierając się o ścianę, a Yuki wtulił się w moją klatkę piersiową, delikatnie drżąc. 
W skupieniu słuchałem pytań, jakie zadawała Lailah mojemu mężowi oraz jego odpowiedzi. Naprawdę niczego nie pamiętał i nie miał pojęcia, co nas tak bardzo przeraziło. Uważał, że to zwykła drzemka, ponieważ jego ciało było trochę zmęczone. Jego wytłumaczenia oraz zapewnienia, że wszystko jest dobrze, ani trochę mnie nie uspokoiły, podobnie jak resztę towarzystwa. Finalnie Lailah stwierdziła, że nie dostrzega niczego niepokojącego, ale też nie potrafiła powiedzieć, co spowodowało ból. Widząc, jak skonfundowany tym wszystkim był mój mąż, podziękowałem Lailah za fatygę i poprosiłem, aby wszyscy wyszli. Yuki’emu musiałem powiedzieć, że jego mama w tym momencie musi wypocząć i że później po niego przyjdę. 
- Nie rozumiem, co się dzieje – powiedział cichutko Mikleo, kiedy pokój opustoszał, a ja podszedłem do niego i usiadłem na łóżku. – Trochę boli mnie głowa, i klatka piersiowa, ale to wszystko, nic złego się nie dzieje. 
- Prawdopodobnie zemdlałeś przez ból – odparłem, delikatnie gładząc go po policzku. – Nie było mnie przy tym, przyszedłem dopiero po tym, jak już byłeś nieprzytomny. To Yuki był wtedy z tobą i widział, jak zwijałeś się z bólu i upadłeś na ziemię. Na pewno wszystko w porządku? – dopytywałem, nie przestając głaskać jego chłodnego, bladego policzka. 
- Nic z tego nie pamiętałem – przyznał, wyglądając na zmartwionego i zmęczonego jednocześnie. 
- Nic nie szkodzi, ważne, że już wszystko z tobą w porządku – powiedziałem, przytulając go do swojej piersi i delikatnie całując go w czoło. Oczywiście, to nie rozwiązywało problemu, nie miałem pewności, czy to się nie powtórzy. Może już Lailah miała teorię, ale nie chciała jej powiedzieć na głos przy Mikleo? Albo po prostu musiała jeszcze to wszystko przemyśleć. – Jesteś zmęczony? Spróbuj się jeszcze trochę przestać, ale tak naprawdę przespać, a nie zemdleć – powiedziałem odrobinkę żartobliwym tonem i pocałowałem go w policzek. 
- Bez obrazy, ale ty też nie wyglądasz najlepiej – powiedział, odsuwając się leciutko ode mnie i zadzierając głowę, by spojrzeć na moją twarz. Nie musiał mi tego mówić na głos, doskonale zdawałem sobie z tego sprawę i nawet czasami widziałem się w lustrze. 
- Więc oboje pójdziemy spać, dobrze? Przebiorę się tylko w coś wygodniejszego – powiedziałem, widząc w tym kuszącą propozycję. Nie spałem dwa dni, a teraz, kiedy miałem pewność, że na ten moment jest dobrze, mogłem spokojnie zasnąć choć na godzinkę. A wiadomość o Aleksandrze... cóż, kiedyś mu o nim powiem. Ale nie teraz, to nie jest teraz najważniejsze. – Też ci coś przynieść? – spytałem, delikatnie się do niego uśmiechając. W końcu, on nadal był w swoich normalnych ubraniach, w które musiał się przebrać, kiedy tylko wyszedłem wtedy na śniadanie. Nie przebierałem go później, ponieważ nie byłem pewien, czy tego właśnie chciał. 
- Poproszę. 
Nim zszedłem z łóżka, ucałowałem go w nos, naprawdę ciesząc się, że w końcu się obudził i czuł się nie najgorzej. Po kilku minutach wróciłem z łazienki, przebrany w luźniejsze ubrania oraz niosący w dłoniach koszulę, która była przeznaczona dla mojego męża. Podałem mu ją bez zastanowienia, na początku jedynie obserwując, jak ją zakłada, ale po kilku minutach zacząłem mu pomagać widząc, że jest trochę obolały. Osobiście, mi to ani trochę nie przeszkadzało, w końcu po prostu pomagałem mężowi, normalna rzecz, ale mój mąż wydawał się być tym faktem odrobinkę zażenowany. Nie rozumiałem, czemu. Przecież zrobiłby dokładnie to samo, gdybym to ja był na jego miejscu. 
- Obudź mnie, gdyby coś złego się stało, dobrze? – poprosiłem, kiedy już odłożyłem ładnie złożone ubrania mojego męża na komodę. Bez wahania wtuliłem się w jego ciało i delikatnie popchnąłem na poduszki. Odpoczynek odpoczynkiem, ale jednak zdrowie Mikleo było najważniejsze i jeżeli musiałem wiedzieć o każdej porze, czy wszystko z nim w porządku. 

<Mikleo? c:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz