Nie byłem specjalnie zaskoczony, że słów mojego męża. Wiedziałem, że prędzej czy później właśnie o to mnie poprosi, to co zrobił Arthur, nigdy nie powinno mieć miejsca, zachował się jak gówniarz i tego mój mąż mu nie zapomni. Jestem pewien, że nie puści mnie już na żadną misję, obawiając się kolejnego wybryku pasterza.
- Dobrze, jeśli ci na tym zależy, zrobię to dla ciebie - Przyznałem, opierając głowę na klatce piersiowej męża.
- Nie chciałbym abyś, robił tego dla mnie, a dla siebie. Chcę, abyś samodzielnie podjął tę decyzję, znając konsekwencje zerwania paktu - Wyszeptał, kładąc mi dłoń na głowie, delikatnie mnie po niej głaszcząc.
Konsekwencje zerwania paktu, cóż zawiodę jako anioł, moim obowiązkiem jest służyć pasterzowi i chronić lubi, jak i świat przed złem, w takiej jednak sytuacji boję się, że mogę mu coś zrobić, jeśli zajdzie za daleko a krwi na rękach nie chce mieć.
- Decyzję podejmę jutro, dziś już nie chcę o tym wszystkim myśleć - Przyznałem, wciąż czując nieprzyjemny dreszcz obrzydzenia, gdy mnie dotknął i mówi te obrzydliwe słowa, nie jestem zabawką, którą można się bawić, jak w ogóle mógł mi coś takiego powiedzieć? Chętnie by się ze mną zabawił? Co to miało znaczyć? Sam powinienem dać mu za to w gębę.
Lekko zirytowany słowami, które znów odbiły się echem w mojej głowie, nie wyłapałem odpowiedzi mojego męża, czułem jednak, że była ona twierdząca w końcu i on nie chciał puszczać mnie do Arthura, samego, a to niestety musiałbym załatwić sam.
Staliśmy tak dłuższą chwilę, dopóki mój mąż nie zaciągnął mnie do łóżka, gdzie oboje położyliśmy się, by chociaż na chwilę odpocząć, na co nie narzekałem, co prawda nie byłem bardzo zmęczony, nie zmieniało to jednak tego, że lubiłem leżeć z nim w łóżku, tak po prostu spędzając wspólnie czas na, chociażby lenistwie.
- Myślisz, że dziadek się ucieszy, gdy nas zobaczy? - Zapytał, głaszcząc mnie po głowie.
- Myślę, że i owszem w końcu obu nas wychował - Nie mogłem bardziej sprecyzować odpowiedzi, ponieważ pewności nie miałem, sam trochę tak jakby uciekłem stamtąd, tak z dnia na dzień postanawiając odejść, o czym poinformowałem dziadka chwilę przed odejściem, nie był zadowolony, nie mógł nic jednak z tym zrobić to była tylko i wyłącznie moją decyzją a on musiał się z nią pogodzić.
Sorey kiwnął głową, cicho wzdychając, najwidoczniej bardziej się martwiąc, niż mogłem się tego wcześniej spodziewać, oczywiście wiedziałem, że na swój sposób się boi, nie widział dziadka wiele lat, a taki powrót może być trudny, ale będziemy razem, wspólnie damy radę.
- A co jeśli dziadek nie będzie chciał nas, nie nas, mnie widzieć? - Gdy usłyszałem jego słowa, zamrugałem zaskoczony, nie dowierzając, w to, co słyszę, on naprawdę to powiedział? Naprawdę tak myśli? Przecież dziadek w życiu by tak nie pomyślał ani tym bardziej nie powiedział.
- Zwariowałeś? Przecież znasz, a raczej znałeś dziadka, on nigdy by tak nie powiedział ani nie pomyślał, wychował cię, wychował mnie, dzięki niemu za dziecka byliśmy tak bliscy sobie, oboje jesteśmy dla niego tak samo ważni - Mówiłem to z wielką pewnością w głosie, nie mogąc uwierzyć w jego słowa, musiałem więc zapewnić go we własnych przekonaniach, nie chcąc, aby obawiał się tego spotkania jeszcze bardziej, idziemy spotkać się z dziadkiem, nie potworem naprawdę nie musi się aż tak bać..
- Masz rację, stanowczo przesadzam - Przyznał, uśmiechając się łagodnie co i sam uczyniłem, kładąc z powrotem głowę na klatce piersiowej męża.
- Zdecydowanie za bardzo się tym przejmujesz - Stwierdziłem, zamykając oczy, tylko na kilka chwil, by odpocząć przed przygotowaniami do wyjazdu droga będzie daleka i nie będzie należała do najprzyjemniejszych, zima niestety niczego nie ułatwia, choć na dworze śnieg powoli topnieje, a to dobrze wróży, zima powoli odchodzi w zapomnienie.
Moja kilkuminutowe zamknięcie oczu zmieniło się w dwu godzinną drzemkę, z której skorzystał i mój mąż odpoczywający wraz ze mną na łóżku.
Wypoczęty rozciągnąłem się leniwie, podnosząc się do siadu, budząc tym samym niechcący chłopaka.
- Która godzina? - Zaspany przetarł oczy, dochodząc do siebie po dłuższej drzemce.
- To już pora obiadowa, nie jesteś głodny? - Spytałem, znów kładąc głowę na poduszkę.
- Nie, nie jestem głodny. Powinienem chyba iść do królowej - Wydukał, poprawiając dłonią swoje rozczochrane włosy.
- W takim razie idź - Nie miałem nic przeciwko, aby poszedł do Alishy, w końcu to ona da nam to, czego będziemy potrzebowali podczas podróży.
- Nie chcesz iść ze mną?
- Jesteś dużym chłopcem, nie musimy wszędzie chodzić razem - Zadziornie uśmiechając się do męża, spojrzałem w jego oczy, nie ukrywając rozbawienia.
- A więc to tak - W tym momencie zaczęło się drobne przekomarzanie, oboje trochę w ramach żartów sobie dogryzaliśmy aby koniec końców skończyć na męczeniu mnie łaskotkami.
- Wygrałem - Zadowolony Sorey trzymał moje dłonie, bym przypadkiem mu nie walną za tę łaskotanie.
- Niesprawiedliwe - Burknąłem, pusząc policzki jak małe dziecko, które obraziło się na swojego opiekuna za Bóg wie co.
- Jak zawsze przecież - Rozbawiony połączył nasze usta, w dłuższym pocałunku dopiero później uwalniając mnie z uścisku swoich rąk. - Idę w takim razie sam do Alishy ile będziemy potrzebować prowiantu?
- Cóż, biorąc pod uwagę, to jak daleko znajduje się od nas dziadek, powinieneś wziąć prowiant na minimum trzy tygodnie
- A na drogę powrotną?
- Tym się nie przejmuj, dziadek zadba o to, byś miał wszystko, co będzie ci tylko potrzebne - Wytłumaczyłem, nie chcąc żadnych niedomówień.
- Muszę nabrać dużo pożywienia dla psa - Gdy zaczął ten temat, westchnąłem cicho, przerywając mu, dalsze rozmyślanie na ten temat.
- Codi nie może z nami iść - To starczyłoby zaskoczyć mojego męża.
- Dlaczego? Przecież Yuki bez niego nigdzie się nie ruszy - Zaniepokojony spojrzał na mnie, martwiąc się o reakcje chłopca.
- Dziadek nie pozwoli wejść żadnemu zwierzęciu do świętej ziemi, to już nie to samo miejscu, które kiedyś pamiętałeś, nawet konie nie będą mogły wejść z nami do środka - Przyznałem.
- I co teraz zrobimy? - Zmartwiony nie wiedział co robić, szukając wyjścia z owej sytuacji
- Tym się nie przejmuj, ja porozmawiam z Yukim, a ty idź do Alishy, w ostateczności wyruszę sam by upewnić się, czy nic się nie dzieje z dziadkiem, bez powodu na pewno nie pojawiłby się w moich snach - W ostateczności będę zmuszony do samotnej podróży, jeśli Yuki nie będzie chciał iść bez psa, Sorey będzie musiał z nim zostać, aby chłopiec nie był sam, w tym czasie ja dowiem się wszystkiego, wracając najszybciej, jak się tylko da.
<Sorey? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz