sobota, 3 kwietnia 2021

Od Soreya CD Mikleo

 Zmarszczyłem zaskoczony brwi, kiedy myśl mojego męża do mnie dotarła. Dziadek już miałby się dowiedzieć? Oczywiście prędzej czy później mielibyśmy poważną rozmowę, to oczywiste, ale było tak wcześnie... ledwo słońce wstało. Może wiedział już wcześniej, że Miki do mnie przyszedł tylko czekał, aż wróci do siebie? Sam już nie wiem. Westchnąłem cicho i niechętnie podniosłem się z łóżka, chcąc się odrobinkę ogarnąć, ale nie było mi to dane – ledwo przeczesałem dłonią potargane włosy, a w mojej małej chatce pojawił się dziadek. Tak jak mój mąż mówił, był bardzo, ale to bardzo zdenerwowany Wiedziałem, że to ja powinienem przyjść do niego, nie on do mnie, wtedy większość jego gniewu byłaby skierowana przeciw mnie. A tak to... przez mój głupi pomysł, Miki jest pewnie skołowany jeszcze bardziej.
- Dzień dobry, dziadku. Czym zawdzięczam ci tak wczesną wizytę? – spytałem, powstrzymując się od ziewnięcia. Obudziłem się może minuta dwie po tym, jak mój mąż ze mnie zszedł i opuścił chatkę, ale nie zmienia to faktu, że byłem zmęczony. Przynajmniej spokojnie przespałem resztę nocy. 
- Nie drwij sobie ze mnie – syknął , a ja wyczułem, że faktycznie jest bardzo źle. Jak nie gorzej. Więc nici ze spokojnej rozmowy. 
- Nie drwię, spokojnie pytam – przyznałem, wstając z łóżka i leniwie się przeciągając. 
- Dzisiejszej nocy nie byłeś sam – wytłumaczył mi, odrobinkę się uspokajając. 
- Nie. Spędziłem ją z moim mężem, ponieważ mam do tego prawo. Oboje mamy – powiedziałem poważnie, co pewnie może miałoby lepszy wydźwięk, gdybym również poważnie wyglądał. A tak? Miałem na sobie luźniejszą koszulę oraz spodnie, moje włosy był w nieładzie, a policzki pokrył już kilkudniowy zarost. To nie mogło wyglądać dobrze, no ale nie miałem za bardzo czasu, aby się przygotować. Ledwo co oczy otworzyłem. 
- Złamaliście mój rozkaz. 
- Rozkaz, który jest bez sensu. Nie mów mi, że nie podejrzewałeś, że jednak spróbujemy się spotkać. Było tak zawsze, nawet jak byliśmy dziećmi, więc czemu miałoby się to teraz zmienić?
- Ponieważ, jak sam zauważyłeś, wtedy byliście dziećmi, i mogłem na takie zachowanie przymknąć oko. Teraz jesteście dorośli i świadomi swoich czynów, dlatego będziecie za nie odpowiadać. 
- Jesteśmy dorośli i nie widzimy w naszym zachowaniu niczego złego. Mikleo kocha mnie, ja kocham Mikleo i co jest w tym takiego strasznego? Mikleo jest takim samym aniołem, jakim był zawsze, wypełnia swoje obowiązki najlepiej jak potrafi. Może zamiast wytykać mu każdy, najdrobniejszy błąd, pochwal go, daj mu jakieś wskazówki, które zrozumie, o nie jest takie trudne. 
- Pochwalić? Za co? Za to, że zerwał pakt z pasterzem? 
- Zerwał z nim pakt, ponieważ Arthur źle go potraktował. Kto wie, co mógłby zrobić później. 
- Może masz rację, o zerwanie paktu powinienem obwinić ciebie, nie jego. 
Zamrugałem zaskoczony oczami, zastanawiając się, czy się przy okazji nie przesłyszałem. Czy my nadal rozmawiamy o tym samym? Bo już nie byłem pewien. Fakt, chciałem, aby mój mąż zerwał z nim pakt prędzej czy później, ale finalna decyzja należała przecież do niego. Możliwe, że gdyby Arthur zachowywał się normalnie, tak drastyczne kroki nie musiałyby zostać podjęte, ale nie dał nam wyboru. Gdzie w tym moja wina? Chociaż, lepiej, aby obwiniał mnie, niż Mikleo, chociaż ani on, ani ja nie byliśmy temu winni, a sam pasterz.
- Gdyby wasza relacja była normalna, pasterzowi nigdy nie przyszłoby do głowy, by próbować takich rzeczy – wytłumaczył mi dziadek, napotykając moje zdziwione spojrzenie, ale wytłumaczeniem i tak bym tego nie nazwał. Nie da się usprawiedliwić tak strasznego zachowania. 
- Nasza relacja jest jak najbardziej normalna i będziesz musiał to zaakceptować, bo ja z niej nie zrezygnuję. 
- Nie dajesz mi innego wyboru, młodzieńcze. Nie wyjdziesz stąd, dopóki nie zmienię zdania – chwilę po tym, jak to powiedział, dziadek wyszedł, zamykając za sobą drzwi. 
On... sobie żartuje, prawda? Nie może mnie tak po prostu tutaj zamknąć, ile mam niby lat, by w ten sposób się wobec mnie zachował? Dziewięć? Podszedłem do drzwi i je pchnąłem, ale te nie chciały ustąpić. On naprawdę to zrobił. Oczywiście, że lepiej rozsadzić nas po kątach i poczekać, dopóki nie spokorniejemy i nie przyznamy mu racji, zamiast normalnie porozmawiać, jak dorośli ludzie. Albo jak dorosłe Serafiny. Cokolwiek, tylko nie to. 
Uderzyłem pięścią w drewniane drzwi tak mocno, że rozległ się huk. Pewnie kogoś tym obudziłem, ale to mnie akurat najmniej obchodziło. Zacząłem nerwowo chodzić po pokoju, zastanawiając się, co teraz. Z Mikim zrobił to samo? Miałem nadzieję, że nie. Zresztą, nawet jeśli, nie może nas tak trzymać wieczność. I co się teraz stanie z Yukim? Jeśli dziadek zacznie mu wpajać takie same wartości, jak Mikleo... naprawdę zaczynałem się o niego obawiać. Położyłem się na łóżku, czując się strasznie. Czemu dziadek nie chce nas zaakceptować? Bo tak nie powinno być... kto tak niby powiedział? Nigdy nie słyszałem o zasadzie, że ludzie nie mogą być z aniołami. Nikt nie zwracał nam też specjalnej uwagi, dopiero dziadek zaczął widzieć w tym wielki problem, którego źródła nie znaliśmy. 
~ Nie rozumiem, co się dzieje z dziadkiem. Przecież dawniej taki nie był – odezwałem się do Mikleo, by wiedział, że już skończyłem. 
~ Jak poszło? – czy to moje wrażenie, czy Mikleo znowu nie brzmi najlepiej? Z takim podejściem dziadek wykończy nas obu. 
~ Zamknął mnie tutaj aż do odwołania. Martwię się o Yuki’ego, nie chcę, aby dziadek coś dziwnego mu wmówił – westchnąłem cicho, dzieląc się z nim moimi obawami. 
~ Ze mną postąpił podobnie. Zamknął drzwi zaklęciem i nie mam jak się wydostać. 
Zamknął drzwi zaklęciem... czyli u mnie zastosował podobną sztuczkę, innego wytłumaczenia nie ma, klucza w zamku przecież nie słyszałem. Nie mogliśmy jednak tak po prostu się poddać jego regułom, musieliśmy mu pokazać, że albo nas zaakceptuje, albo będziemy toczyć niekończącą się wojnę. Teraz, kiedy mam Mikleo z powrotem, całego i zdrowego, nie oddam go nikomu tak łatwo. 
~ Myślisz, że w takich warunkach fuzja by zadziałała? – spytałem, w końcu na coś wpadając. W końcu, jeżeli to by zadziałało, mógłbym go tutaj wezwać, a później zakończyć fuzję, dzięki czemu mój mąż pojawiłby się obok mnie. Nie bylibyśmy wolni, ale mielibyśmy siebie obok, a o to nam przecież chodziło. Co prawda nie jestem pewien, jak zareagowałoby moje ciało, może bym był przez moment trochę osłabiony, ale to nie byłoby nic strasznego. Wolałem to, niż nie widzieć męża przez czas nieokreślony, a może dzięki takiemu ruchowi do dziadka dotarłoby, że nasze uczucie jest silniejsze niż jego rozkazy, którymi nic nie wskóra. 

<Mikleo? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz