Nie podobało mi się pozostawienie mnie samego przez męża, do tego to obwinianie się o to, że nie był wystarczająco silny, tego akurat nie pojmuje, jak to nie był? Przecież mi pomógł, bez niego sam nie pokonałbym Atora, nawet jeśli mój mąż sądzi inaczej, myli się, po prostu się myli. Zrobiliśmy to razem i tylko to powinno się dla niego liczyć nic więcej.
Rozmyślając nad zachowaniem i słowami męża podszedłem do Aurory, która wyglądała na bardzo szczęśliwą z powodów oczywistych, naturalnie na jej miejscu również byłby szczęśliwy jak to chyba każdy anioł wody, wolność jest dla nas wszystkim i nikt nie ma prawa nas jej pozbawiać.
- Dziękuję, dziękuje w imieniu swoim i całej naszej rodziny za wolność, którą dzięki tobie odzyskaliśmy - Dziewczyna mocno przytulając się do mnie, ze łzami w oczach dziękując za wolność.
- Nie tylko ja się do tego przyczyniłem, mój mąż również pomógł mi was uwolnić - Przyznałem zgodnie z prawdą i własnym sumieniem.
- W takim razie i jemu jesteśmy wdzięczni, podziękuj mu w naszym imieniu - Oczywistym było podziękowanie i jemu, a że nie było go tutaj z nami, podziękuje mu osobiście w ich imieniu w chatce, gdy już do niego wrócę. - Mogę cię o coś prosić Mikleo? - Dodała, gdy nic nie odpowiedziałem, na zdanie pierwsze kiwając jedynie delikatnie głową.
- Tak, coś się stało? - Spytałem niepewnie, nie wiedząc, o co może zapytać dziewczyna, w sumie nie znając jej, z powodu czego nie mogą być pewnym, co mogłaby chcieć ode mnie.
- Nie, nie broń Boże, chciałam tylko zapytać, czy mógłbyś mnie prowadzić po azylu - Wyjaśniła, trochę mnie uspokajając.
- Oczywiście, nie ma najmniejszego problemu, z największą przyjemnością cię oprowadzę - Uśmiechając się delikatnie do dziewczyny, wychodząc z katedry. Prosząc, aby ruszyła za mną, chcąc okazać jej wszystko to, co najpiękniejsze w azylu, więc jeśli zechce tu zostać, to niczego nie pożałuje, miejsce bezpieczne i piękne czego jej więcej trzeba?
- Więc to twój dom? - Spytała, stając nad jeziorem znajdującym się w środku azylu.
- Nie, to był mój dom - Poprawiłem ją, siadając na ziemi, zanurzając dłonie w wodzie.
- Był? Więc gdzie teraz jest twój dom? - To pytanie nie było wcale takie trudne, choć wydawało się inaczej, nie mamy w końcu z mężem i synem jednego konkretnego miejsca, które moglibyśmy nazwać domem.
- Mój dom jest ta gdzie moja rodzina, nie mamy konkretnego miejsca, w którym moglibyśmy zamieszkać, dlatego podróżujemy, zwiedzając nowe miejsca - Wytłumaczyłem, co bardzo spodobało się dziewczynie.
- Naprawdę? Zwiedzacie świat? Nie boicie się tych wszystkich strasznych istot czatujących na wasze życie? - Zaciekawiona spojrzała na mnie, a w jej oczach zobaczyłem błysk.
- Nie, to znaczy odrobinkę pewnie się boimy, ale jesteśmy razem, a razem zawsze raźniej, poradzimy sobie z każdym przeciwieństwem losu - Przyznałem, dając tym samym dziewczynie znać, że mimo wszystko raźniej jest być z kimś niż samemu.
- Super, może ja też wyruszę w podróż i będę zwiedzać ten piękny świat - Zachwycona zrobiła obrót wokół własnej osi, ciesząc się jak małe dziecko, które wreszcie poznało co to świat.
- Spróbuj to może być zabawne - Zachęciłem ją, wstając z ziemi. - A teraz przepraszam cię bardzo, ale muszę wracać do męża, czeka na mnie - Przeprosiłem dziewczynę, z którą rozmawiało mi się naprawdę fantastycznie, musiałem jednak wracać już do męża, który był sam, a jak dobrze wiem, nie lubi tego stanu zbyt długo przechodzić, zresztą tak jak i ja, zdecydowanie wolałem, gdy był przy moim boku.
- Oczywiście, nie będę przeszkadzać, jeszcze raz dziękuję i tobie i jemu, niech Bóg wam to wynagrodzi - Złożyła delikatny pocałunek na moim policzku, odchodząc w stronę Katedry, gdzie pewnie wciąż znajdowali się inni, ciekawe co teraz uczynią, odejdą czy zostaną, nieważne co zrobią, życzę im jak najlepiej, ich szczęście będzie moim szczęściem, w końcu jakoby nie było, są tak jakby moją rodziną.
Uśmiechając się delikatnie pod nosem, wróciłem do chatki, gdzie znajdował się mój mąż, siedząc na łóżku, przeglądał książki, spakowany jak zauważyłem i gotowy do drogi.
- Hej - Zbliżyłem się do niego, składając delikatny pocałunek na jego czole. - Aurora kazała mi przekazać podziękowania za przyczynienie się do ich wolności - Powtórzyłem słowa dziewczyny. Chcąc, aby mój mąż wiedział, że inni również są mu wdzięczni za to, co zrobił.
- Podziękowania należą się przede wszystkim tobie - Jak zwykle nie widział w tym swojej zasługi, czego kompletnie nie rozumiałem, lecz kłócić się nie chciałem, to nie ma sensu mamy czas, aby nacieszyć się sobą. I mam zamiar z tego skorzystać.
Odłożyłem na bok książkę, którą trzymał w rękach, siadając okrakiem na jego kolanach, przytulając się do ciała męża, mieliśmy wreszcie spokój i cisze, a to była odpowiedni moment do nacieszenia się sobą, poprzez zwykłe spędzanie razem czasu, tyle wystarczyło, abyśmy byli szczęśliwi.
- Powinniśmy poinformować później dziadka, o naszej wyprawię, nie możemy wyjść stąd bez słowa i bez prowiantu dla ciebie - Wyszeptałem, przypominając sobie o bardzo istotnych sprawach, mimo wszystko wciąż nie mając ochoty się ruszać, tak wtulony w cudowne ciało mojego męża mógłbym spędzić cały dzień. Oczywiście prędzej czy później wstać będę musiał, ale nie teraz, teraz chce tylko jego bliskości, dlatego samo przytulanie się już mi wystarcza, nic więcej nie ma dla mnie najmniejszego znaczenia, wszystko inne może poczekać, teraz liczy się dla mnie tylko on.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz