Słowa Mikleo sprawiły, że cały mój zapał odrobinkę się ostudził. Faktycznie, to mogłoby być dla nas bardzo problematyczne, gdyby tak dziadek postąpił, ale nawet gdyby tak się stało, zrobiłbym wszystko, aby odzyskać ich z powrotem. Dosłownie wszystko, niezależnie od tego, co strasznego musiałbym zrobić. Straciłem mojego anioł już dwa razy, dwa razy z mojego powodu, nie przeżyję, jeżeli stracę go po raz trzeci. Mikleo na pewno by tego nie popierał, w końcu jest aniołem, jego postrzeganie świata odrobinkę się różni od mojego.
- Jeżeli mamy opuścić to miejsce, to całą trójką i nie pozwolę, by stało się inaczej – powiedziałem cicho, zamykając jego ciało w szczelnym uścisku.
- Jeżeli dziadek będzie chciał, na pewno to zrobi i nawet ty go nie powstrzymasz – wyszeptał, pełen obaw.
- Hej, wiem, że jestem tylko człowiekiem i niewiele mogę, ale proszę, zaufaj mi – położyłem dłoń na jego policzku i delikatnie pogładziłem kciukiem jego dolną wargę. – Zrobię wszystko, byśmy pozostali razem we trójkę. Ty, ja i Yuki. Chodź – dodałem, chwytając jego nadgarstek, by móc zaraz posadzić go na krześle. W końcu, należało się troszeczkę zająć jego włosami, przeczesanie palcami niewiele mu dało. – Więc uważasz, że powinniśmy zostawić sprawę z tamtymi w spokoju? – spytałem, zaczynając rozczesywać grzebieniem jego cudowne, chociaż trochę za krótkie włosy. Pomyśleć, że to też moja wina... jak i cała jego niepewność, ból i strach, które musiał odczuwać po tym koszmarze.
- Wiem, że zabrzmię bardzo egoistycznie, ale boję się, że przez tą sytuację stracę ciebie i Yuki’ego – przyznał cichutko, wbijając wzrok w stół. – Nie chcą pomocy, czują się tam dobrze, więc czemu mamy im pomagać na siłę? Dziadek i tak już jest na nas zły. Jeszcze trochę, i może poczynić kroki, o których wcześniej wspominał.
- Nie brzmisz egoistycznie, po prostu nas kochasz i się o nas boisz – uspokoiłem go nie chcąc, by myślał o sobie tak negatywnie. – Więc zostawiamy tę sprawę? – dopytałem, chcąc znać jego zdanie. Jeżeli boi się dziadka i tego, że coś nam zrobi, to całkowicie zrozumiałe. Poza tym, jakby się nad tym bardziej zastanowić, to nie była tak jakby nasza sprawa, a sprawa pomiędzy Serafinami wody a dziadkiem. I chociaż nie uważam, aby takie zachowanie było sprawiedliwe, nie mogłem nic z tym zrobić, bo, jak to mój mąż powiedział, dziadek miał do tego pełne prawo.
- Nie wiem... – przyznał, a ja wyczułem w jego głosie coś na wzór wstydu i strachu.
- Może zróbmy tak, że dzisiejszy dzień spędzimy spokojnie tak długo, na jak tylko nam dziadek pozwoli, a jutro podejmiemy decyzję, dobrze? – zaproponowałem, uśmiechając się do niego łagodnie.
To też nie był taki zły pomysł. Dzisiaj zrobimy sobie małe wolne, ciesząc się sobą i złym na mnie dziadkiem, przeanalizujemy na spokojnie całą sytuację, a jutro podejmiemy decyzję, czy wracamy do zamku, czy może próbujemy jakkolwiek pomóc. Osobiście, nie bałem się dziadka i czułem, że jestem w stanie się mu przeciwstawić. Dodatkowo, po tym, jak usłyszałem, że zagroził mojemu mężowi, byłem na niego jeszcze bardziej zły. I jak Mikleo ma wyglądać normalnie, kiedy słyszy takie rzeczy?
Mój mąż pokiwał głową, zgadzając się ze mną. A więc postanowione, dzisiaj sobie odpoczywamy, a jutro pomyślimy. Chyba i my zasłużyliśmy na chwilę wolnego, prawda? Ostatnio za dużo czasu dla siebie nie mieliśmy, więc chyba sobie zasłużyliśmy na taki calutki dzień dla siebie. A przynajmniej miałem nadzieję, że dziadek nagle nie postanowi nam urządzić kolejnej, poważnej rozmowy, która nic nie wniesie, a tylko bardziej zdenerwuje mojego męża. Mikleo już teraz jest wystarczająco poddenerwowany, żałowałem, że nie mogłem przejąć tych wszystkich negatywnych emocji, jakie czuł. Ja sobie bym z nimi jakoś poradził, a Mikleo dzięki temu mógłby być bardziej spokojny.
- To co? Wyjdziemy na krótki spacer? – zaproponowałem, kiedy jego włoski pięknie się prezentowały.
- Nie mam ochoty wychodzić – odparł, na co zmarszczyłem brwi. Nie brzmiał za wesoło, pewnie nadal zastanawiał się nad tą całą sprawą.
- A może pójdziemy nad wodę? Widziałem niedaleko niewielkie jeziorko, może ono sprawi, że troszeczkę poczujesz się lepiej – zaproponowałem, chcąc, aby się rozchmurzył. Skoro ja mu nie mogę pomóc, to może woda pomoże? Jak sięgam pamięcią, woda zawsze mu pomagała w najróżniejszych sytuacjach, a już najbardziej w tych, kiedy ja zawodziłem.
- Nie mam ochoty na wchodzenie do wody na oczach innych wygnańców, wyjdę na idiotę – odparł, lekko pusząc policzki.
- A wieczorem, kiedy wszyscy będą w swoich chatkach? Możemy wziąć nawet Yuki’ego, myślę, że i on byłby zadowolony.
- Wtedy... możemy pójść – przyznał, na co się ucieszyłem. Przytuliłem się do jego pleców, po czym ucałowałem go w policzek. Odkąd się tutaj znaleźliśmy, tak rzadko widziałem uśmiech na jego twarzy, bardzo bym chciał, aby to się zmieniło, ale chyba troszeczkę za mało się staram.
- Kocham cię, wiesz o tym? – wymruczałem, uśmiechając się delikatnie do niego.
- Wiem, mówiłeś mi to setki razy. Ja również cię kocham – powiedział, odwzajemniając mój uśmiech.
- Uwielbiam, kiedy się uśmiechasz, wyglądasz wtedy tak cudownie i słodko – wyszczerzyłem się do niego, po czym usiadłem naprzeciwko niego i chwyciłem jego dłonie. – Skoro nie chcesz wychodzić, to co chcesz przez ten czas porobić? – spytałem i delikatnie ucałowałem jego dłoń.
Czasem sobie myślę, że mam naprawdę niesamowite szczęście, spotykając go w swoim życiu. Muszę bardziej o to szczęście dbać, by nagle przypadkiem go nie stracić. Już pominę fakt, że wygląda cudownie i rozczulająco, ale charakterem był niesamowity. Nie rozumiem, co on w sobie widział nieidealnego i wadliwego, kochany, opiekuńczy, mądry, myśli o wszystkich innych, a nie o sobie, czy mógłby mi się trafić ktoś lepszy? Fakt, może czasem jest odrobinkę złośliwy, ale to nic takiego w porównaniu do jego zalet. Czemu dziadek nie potrafi tego dostrzec? Wychował wspaniałego anioła i z tego powinien być dumny.
- Ty powinieneś jeść, by ci nie wystygło, bo później będzie niedobre – polecił mi wymownie, na co uśmiechnąłem się do niego przepraszająco.
- Twoje posiłki będą mi zawsze smakować, niezależnie od tego, czy są zimne czy ciepłe – powiedziałem, mimo wszystko przysuwając do siebie talerz, nie chcąc sprawić mu jakiejś przykrości.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz