Cały dzień jakoś tak dziwnie się czułem, byłem lekko otumaniony oraz czułem nieprzyjemne drapanie w gardle, miałem także momentami wrażenie, że moja temperatura była nieco wyższa, niż być powinna, ale skutecznie to ignorowałem, skupiając się na swoich obowiązkach. Pewnie odzywa się mój wczorajszy, zdecydowanie za długi spacer, dlatego nie wziąłem tego na poważnie, w końcu przez cały dzień jakoś się trzymałem, czyli to nie mogło było nic strasznego. Upiekłem nawet dla mojego chłopaka babeczki, ponieważ zwyczajnie miałem taką możliwość i chciałem się mu sprawić małą przyjemność, zwłaszcza, że dzisiaj rano nawet nie miałem możliwości go pożegnać, troszkę mi się dzisiaj zaspało. Owszem, nadal byłem na niego zły, zwłaszcza, że nie usłyszałem od niego chociażby słowa „przepraszam”, ale pożegnać oraz przygotować mu kawę rano mogłem bez problemu zrobić.
Postanowiłem go odwiedzić dzisiaj wieczorem, po jego pracy, a godzinę w której kończy już zdążyłem poznać i zapamiętać, dlatego wiedziałem, o której mniej więcej miałem się pojawić. Już wcześniej sobie postanowiłem, że będzie to tylko wizyta, chwilę porozmawiamy i wrócę do siebie, tak w końcu będzie najlepiej. Słyszałem wczorajszą uwagę Shingo, która utwierdziła mnie w przekonaniu, że to nie w nim jest problem, a we mnie. Fakt, miałem dom, i chociaż go nie cierpiałem, musiałem do niego wrócić, nie mogłem przecież tak po prostu zwalać im się na głowę, już i tak beze mnie mają ciężko.
Kiedy wieczorem zajrzałem do domu mojego chłopaka, musiałem najpierw przywitać się z Kodą, który wyjątkowo ucieszył się na mój widok. Nie było go dzisiaj na spacerze, co mnie specjalnie nie zdziwiło, nie miał go kto i kiedy wyprowadzić, dlatego zrobię to jutro podczas nieobecności jego właściciela, myślę, że nikt nie będzie miał nic przeciwko. Wstałem z klęczek i zaraz poczułem, jak delikatnie zakręciło mi się w głowie, co lekko mnie zaniepokoiło, wcześniej mi się tak nie działo. Może to było przez zmęczenie? Faktycznie, byłem troszkę zmęczony i zmarznięty, miałem ochotę na wślizgnięcie się pod kołdrę, co zrobię natychmiast, kiedy tylko wrócę do domu.
Wziąłem kilka głębokich wdechów i podszedłem do drzwi, by zaraz w nie zapukać, nie mogłem przecież wejść do nieswojego domu bez pukania, to byłoby przecież niekulturalne. Ku mojemu zaskoczeniu, otworzył mi Shingo, który był nie był specjalnie zadowolony z mojego pojawienia się. Tak, to zdecydowanie dobrze, że będę więcej czasu spędzał u siebie w domu, nawet jeśli to miałoby mi się nie podobać.
- Hej. Jest Taiki w domu? – spytałem cicho, starając się zachować jak najbardziej miły ton, nawet jeśli nie jest do mnie przyjaźnie nastawiony.
- Jest, ale śpi. Twój rycerz miał bardzo męczący dzień w pracy – odparł, z zaciekawieniem przyglądając się pojemnikowi z ciastkami, który trzymałem w rękach.
- Och – wyrwało mi się z piersi. Męczący dzień w pracy... stało się coś szczególnego? Miałem nadzieję, że z moim chłopakiem jest wszystko w porządku. – Więc nie będę mu przeszkadzał. Możesz mu to przekazać? Oczywiście, jeżeli będziesz chciał, również możesz się poczęstować – dodałem, podając mu jego obiekt zainteresowań.
Nim jednak Shingo zdążył je wziąć i dokładnie je obejrzeć, z głębi domu usłyszałem szybkie kroki, a do moich nozdrzy dotarł nie tylko zapach dziewczęcych perfum, ale także i krwi. Co prawda, był on słaby, no ale jednak był. Zaniepokoiło mnie to, czy to była krew Taiki’ego? Męczący dzień... to o to chodziło Shingo? W jednym momencie cała ta złość i żal, jakie odczuwałem do mojego chłopaka w związku z całą tą wczorajszą sytuacją zniknęły i teraz chciałem tylko jednego, aby wszystko było z nim w porządku.
- Wchodź Karotka, nie śpię już! – usłyszałem jeszcze lekko zaspany głos Taiki’ego, pewnie dopiero co wstał z łóżka. – Shingo, wpuść go! – słysząc to polecenie stojący przede mną młody smok westchnął ciężko, jakby nie miał ochoty tego robić, ale finalnie odsunął się od drzwi, bym ja oraz zwierzaki mogli wejść do środka.
Przyznam, zrobiłem to niepewnie, nie będąc do końca przekonany, czy aby na pewno jest to dobre rozwiązanie. Może tylko podam mu babeczki i wyjdę? Jeżeli coś się mu stało, powinien odpoczywać, a nie się mną zajmować. Dlatego kiedy tylko wszedłem do środka nie rozbierałem się tylko zacząłem czekać, aż Taiki wejdzie do korytarza, nie było w końcu sensu w zdejmowaniu butów oraz kurtki, skoro zaraz mam wychodzić.
- Cześć, Karocia – usłyszałem po chwili głos mojego chłopaka, który zaraz do mnie podszedł i pocałował mnie w czoło. Coś musiało mu się nie spodobać, ponieważ kiedy się ode mnie odsunął, miał dziwny wyraz twarzy. – Wszystko w porządku? Jak się czujesz?
- Dobrze. Słyszałem, że miałeś męczący dzień, dlatego nie chcę ci zająć dużo czasu. Proszę, miałem dzisiaj chwilę czasu i upiekłem je dla ciebie – powiedziałem, podając mu pudełeczko pełne babeczek, nad którymi się dzisiaj bardzo napracowałem.
- Dziękuję, nie musiałeś tego robić i się niepotrzebnie kłopotać, nie zasługuję na nie, zwłaszcza po tym, jak się wczoraj zachowałem – Taiki posłał mi smutny uśmiech najwidoczniej żałując swojego wczorajszego zachowania. Szczerze, to w tym momencie nie obchodziło mnie tak bardzo, teraz moim priorytetem było jego zdrowie, a nie to, co się stało wczoraj. – Rozbieraj się i wchodź, nie będziemy przecież na korytarzu rozmawiać.
- Właściwie, to... chyba nie powinienem wchodzić. Jesteś zmęczony i ranny, i chyba nie jestem tutaj mile wdziany – powiedziałem cichutko, spuszczając wzrok.
- Nie jestem zmęczony, a zdaniem tego kretyna się nie przejmuj – chłopak delikatnie potargał moje włosy, zaskakując mnie swoimi słowami. Chyba pierwszy raz słyszałem, jak negatywnie wypowiada się o swoim bracie. I to chyba przeze mnie, moja obecność tutaj nie wpływa dobrze również na ich relację. – Cieszę się bardzo że przyszedłeś. A teraz ściągaj kurtkę i buty.
Chcąc nie chcąc, musiałem wejść na troszkę dłużej, niż zakładałem wcześniej, ale nie zmienia to faktu, że i tak zaraz wychodzę. Kiedy zdjąłem z siebie ciepłą kurtkę poczułem, jak moim ciałem wstrząsa dreszcz, zrobiło mi się zimno, a ja nie rozumiałem za bardzo, dlaczego, przecież tutaj było zawsze ciepło... nie chcąc denerwować albo sprawiać przykrości swojemu chłopakowi, zebrałem się w sobie, by nie dać po sobie poznać, że coś jest nie tak. Ruszyłem za Taikim do kuchni, gdzie od razu usiadłem na krześle, czując się odrobinkę gorzej niż jeszcze chwilę temu. Zacząłem mieć wrażenie, jakbym miał nogi z waty. To wszystko nie brzmiało najlepiej.
- Co się stało w pracy? – spytałem, postanawiając skupić całą swoją uwagę na moim chłopaku, mając nadzieję, że to dziwne uczucie słabości zaraz minie.
- Nic, czym powinieneś się przejmować, to tylko zwykłe skaleczenie, ale mam teraz kilka dni wolnego, by mogło się to zagoić, więc mamy trochę czasu dla siebie. Bardziej martwisz mnie ty – odezwał się, siadając obok mnie, kładąc jedną z dłoni na moim czole, a drugą chwycił moją rękę. – Masz straszne wypieki na twarzy, i jesteś strasznie rozgrzany. Mam wrażenie, że masz gorączkę, i to bardzo wysoką.
- Nie mam gorączki, po prostu normalnie mam nieco wyższą temperaturę ciała od ciebie i ci się wydaje – wymamrotałem, spuszczając wzrok. Oczywiście w głębi duszy czułem, że może mieć trochę racji i temperatura mojego ciała jest odrobinkę wyższa, niż zazwyczaj, ale nie chciałem go kłopotać sobą. I tak ma wiele rzeczy na głowie, więc po co jeszcze miałby się przejmować mną, zwłaszcza, że to pewnie nie było nic takiego, pewnie mój organizm odreagowuje ten wczorajszy spacer, na którym odrobinkę zmarzłem.
<Taiki? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz