niedziela, 11 kwietnia 2021

Od Soreya CD Mikleo

 Nie za bardzo rozumiałem, o co mu chodziło, stało się coś złego? Przecież miał się ze mną skontaktować, kiedy dziadek będzie go do czegoś zmuszał, ale teraz brzmiał bardziej na podekscytowanego niż złego. Co tam się musiało stać, że mnie powiadomił? Tak czy siak, oczywiście, że do niego zajrzę, skoro się do mnie odezwał oznacza to, że to było coś ważnego i że chce, abym tam był, nie mogłem mu odmówić. 
~ Daj mi parę minut, zaraz będzie coś w rodzaju przerwy obiadowej i będę mógł zniknąć bez niczyich podejrzeń – powiedziałem mu, starając się jednocześnie skupić na tym, by przypadkiem nie trafić młotkiem w swojego własnego palca. Nie ukrywam, to byłoby odrobinkę bolesne, a ja raczej za takim typem bólu nie przepadam. 
~ Dobrze. Weź także z mojego domku jakąś lampę, jest bliżej niż do twojej chatki – to zdanie całkowicie mnie zdezorientowało, po co mu lampa? Co on znów wymyślił?
~ Skarbie, nie obraź się, ale podejrzewam, że jeżeli jakakolwiek lampa była w twoim domu, to prawdopodobnie już dawno została zniszczona przez ciebie samego – przypomniałem mu, mając na uwadze informacje, które mi wczoraj podał. W końcu mówił mi, że w pewnym momencie naszej przymuszonej rozłąki było z nim tak ciężko, że rozwalił wszystko, co miał w swoim domku. No i oczywiście, nie miałem zielonego pojęcia, w której chatce mieszkał... nadal. Zresztą, to już nie było takie ważne, teraz mieszkał ze mną, nieważne, jak niewiele miejsca dla siebie mieliśmy. ~ Nie powinno być czegoś w katedrze?
~ W sumie, masz rację. W katedrze są świece, one też się nadadzą. Daj mi znać, jak będziesz na miejscu. 
Nie miałem pojęcia, o co mu chodzi, i to najbardziej mnie zastanawiało i może odrobinkę mnie niepokoiło. Bardzo chciałem zakończyć tę pracę jak najszybciej, by już móc pójść do tej katedry. Skoro potrzebna była mu lampa, albo świeca, był w jakichś ciemnościach... może bardziej powinienem się o niego obawiać niż interesować całą tą sytuacją. Jestem przekonany, że kiedyś ta ciekawska owieczka wpędzi mnie do grobu przez to trzymanie tajemnic aż do ostatniego momentu. 
W końcu upragniona przerwa nadeszła, dzięki czemu mogłem się chwilowo pożegnać i ruszyć spokojnie w kierunku katedry. Teoretycznie, aż do wieczora miałem się nie widzieć z moim mężem, więc to, co teraz robiłem, było niezgodne z rozkazami dziadka, ale hej, czy ja go kiedykolwiek słuchałem? No, może czasem, ale nie ma mowy, że będę go słuchał akurat w tej sprawie. Dodatkowo, nigdzie go nie widziałem, czyli może nie odkryje tego tak prędko... a jeżeli odkryje, powiem, że to był mój pomysł, aby się spotkać z Mikleo i poszedłem tam, ponieważ sam odczuwałem taką potrzebę. Bez problemu mógłbym wziąć na siebie cały jego gniew, byleby tylko Miki nie musiał się już więcej stresować. Po tym, co wczoraj od niego usłyszałem odnośne tego, jak bardzo źle stres na niego wpływa, postawiłem przed sobą nowy cel – będę wyręczał mojego męża w jak największej ilości obowiązków, by w końcu mógł się uspokoić, odstresować i zregenerować. Nigdy wcześniej mi o tym nie mówił, a to była bardzo kluczowa informacja. Teraz wiem, co zrobić, by mój mąż w końcu zaczął wyglądać zdrowo, bez tych wystających żeber, cieni pod oczami i nienaturalnej bladej cerze. 
Ostrożnie pchnąłem drzwi do katedry i wszedłem do środka, po czym dokładnie je zamknąłem. Mikleo nie było w środku, co odrobinkę mnie zdziwiło; jedyny ślad jego obecności to leżąca na podłodze księga, chociaż... czy on w ten sposób potraktowałby książkę? Nie byłem pewien, oboje kochaliśmy książki i traktowaliśmy je z szacunkiem, niestety, tylko raz zniszczyliśmy księgę, ale nie specjalnie, po prostu Yuki uruchomił pułapkę i ja wraz z Mikim wpadliśmy do lodowatej wody. Podszedłem do ołtarza i zapaliłem jedną ze świec, tak, jak prosił mnie o to Mikleo. Znaczy, nie mówił mi nic o zapalaniu, ale domyślałem się, że potrzebował światła.
~ Miki? Jestem w katedrze – wysłałem mu tę myśl, podchodząc do książki, by odłożyć ją na stół. Nie miałem pojęcia, o czym ona była, nie znałem tego języka. Znaczy, wyglądał on na anielski, a jego nie opanowałem. Kiedyś próbowałem i mimo moich usilnych prób, nie udało mi się go nauczyć. Co prawda, pojedyncze słowa przetłumaczyć potrafiłem, ale to niewiele mi mówiło. To było chyba coś o „naturze”. Albo „sensie”...? Chyba nie powinienem się nad tym rozwodzić. 
~ Nareszcie. Widzisz książkę? Podejdź do ściany, przy której leży i ją popchnij – poinstruował mnie i chociaż rozumiałem sens zdania, troszkę nieumiejętnie je skonstruował. 
~ Książkę czy ścianę? – spytałem, nie potrafiąc się powstrzymać. 
~ Ścianę, głupku – chyba go odrobinkę zdenerwowałem. Albo rozbawiłem. 
Zrobiłem to, o co mnie poprosił i ku mojemu zdziwieniu, za ścianą kryło się przejście prowadzące w dół. No i mój mąż, który siedział na schodach przynajmniej aż do momentu, w którym usłyszał otwierające się przejście. Wydawał się być bardzo szczęśliwy na mój widok, ale nie rozumiałem jego postępowania. Czemu nie wyszedł i nie poczekał na mnie w katedrze? Przecież takie siedzenie w ciemnościach, w których nie wiadomo ci się dzieje, nie należało do najprzyjemniejszych rzeczy, przynajmniej dla mnie. 
- No wreszcie. Chodź, muszę ci coś pokazać – odparł, chwytając moją wolną dłoń i ciągnąc mnie w dół schodów. Przejście od razu się za mną zamknęło, co wzbudziło we mnie niepokój. To dlatego Miki tutaj siedział? Ponieważ nie mógł znaleźć sposobu, aby aktywować przejście z wewnątrz? 
- Miki, czekaj. O co chodzi? Co się stało? Czemu nie wróciłeś z powrotem do katedry? – będąc odrobinkę zdenerwowany od razu zadałem mu kilka pytań na raz, nie będąc pewien, czy powinniśmy tak po prostu idąc w nieznane. Chyba najpierw powinniśmy zadbać o to, że będziemy mieli jak wrócić. 
- Dziadek przez cały czas mnie okłamywał – odparł, ciągnąc mnie dalej w dół. 
- Nie rozumiem. W jakiej kwestii cię okłamywał? 
- W tej, że jestem jednym z ostatnich serafinów wody. Spójrz – mówiąc to, wziął zapaloną świecę z ręki i uniósł ją wysoko, oświetlając pobliską ścianę. Ścianę, na której widniały ryciny przedstawiające serafinów wody, i było ich bardzo, bardzo wielu. Nigdy nie wydawało mi się, aby mój mąż oraz syn byli tymi „ostatnimi”, więc może dlatego nie byłem tak bardzo zaskoczony jak mój mąż? Albo też może dlatego, że przez wiele lat nie było mi wmawiane, że nie ma podobnych memu gatunku, to też mogło mieć swój wpływ. – Jest ich wielu. Zdecydowanie zbyt wielu, by wszyscy tak po prostu wyginęli. 
- Przede wszystkim, powinieneś się troszeczkę uspokoić – odparłem, kładąc mu dłoń na ramieniu. Najważniejsze w tym momencie było to, by nie dał się ponieść emocjom, zwłaszcza tym negatywnym, a z tego co wyczuwałem, już zaczynał być na dziadka zły. Oczywiście, doskonale go rozumiałem, miał do tego pełne prawo, ale kłótnie nigdy nam na dobre nie wychodziły, i nasza dwójka powinna coś o tym wiedzieć. 
- Uspokoić się? Okłamywał mnie przez tyle lat i mówisz mi, że mam się uspokoić? – był bardziej zły, niż zakładałem, co nie wróciły dobrze. 
- Mówiłeś mi kiedyś, że anioły nie mogą kłamać, z czym nie do końca się zgadzam. Kłamiecie dla czyjegoś dobra, by uchronić tego kogoś od złego, a przynajmniej ty tak robiłeś, i jeszcze nie nazywałeś tego kłamstwem – dodałem, widzą jego sceptyczne spojrzenie. – Nie chcę bronić dziadka, ale nie znamy jego motywu. Może okłamywał cię dla twojego własnego dobra?
- A przed czym miał mnie chronić? – spytał, marszcząc brwi. Nie był za bardzo przekonany do moich tłumaczeń, podobnie jak i ja sam, ale w tym momencie mamy jedynie domysły i przypuszczenia. 
- Nie mam pojęcie. Spytamy się go później. Teraz powinniśmy się skupić na tym, jak stąd wyjść i chyba nie mamy innego wyboru, jak tylko iść przed siebie. Może dowiemy się czegoś więcej i będziemy wiedzieć, gdzie ich szukać – odparłem, podchodząc do niego i całując go w czoło. Jestem przekonany, że chciałby spotkać kogoś swojego rodzaju, poza Yukim, i jeżeli będzie taka możliwość, z chęcią mu potowarzyszę do tego miejsca. Albo puszczę go samego, jeżeli będzie wolał. Nieważne, postąpię po prostu tak, jak będzie tego chciał, jego zdanie i wola były dla mnie najważniejsze. No i też ważne było wyjście z tego miejsca, ale to już tak na marginesie. 

<Aniołku? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz