wtorek, 27 kwietnia 2021

Od Mikleo CD Soreya

Znałem Atora i to znałem bardzo dobrze, nie raz trenowałem z nim, by stać się silniejszym, wysoki mężczyzna o silnie umięśnionym cele panującym nad ogniem, przeciwnik bardzo silny, lecz do pokonania. Nie ma istot zresztą nie pokonanych, są tylko takie, przy których trzeba użyć więcej siły lub sprytu. Myślę, że połączenie naszych sił może nam bardzo ułatwić pokonanie mężczyzny, niestety nie będzie to tak zwana bułeczka z masełkiem, musimy pamiętać, że dziadek dał nam przeciwnika, który wykorzysta każdy nawet najdrobniejszy błąd, iż tym musimy się liczyć do samego końca.
- Znam, to Ator uczył mnie walki, pokazując różne techniki które uratowały mi nie raz życie - Przyznałem, gdzieś tam w głębi duszy odczuwając ulgę, Ator nawet mnie lubił, może właśnie dzięki temu mężczyzna da nam fory, dzięki którym uda nam się wygrać.
- W takim razie na pewno znasz jego technikę walki - Mój mąż miał racje, znałem i to znałem bardzo dobrze, nie byłem jednak pewien czy znajomość jego technik walki w czymkolwiek nam pomoże, mógł przecież zmienić swoje techniki walki, a nawet jeśli tego nie zrobił, jego jeden cios potrafił powalić nawet najsilniejszego przeciwnika, a więc w tym wypadku do niewiele może nam dać.
- Znam, o ile coś się nie zmieniło - Przyznałem, wstając z ziemi, otrzepałem swoje spodnie z brudu, odwracając się przodem do męża. - Pokazać ci? - Na to pytanie pokiwał twierdząco głową, czyniąc to samo co ja, wstając z ziemi, następnie przygotowując się do walki, oczywiście nie miałem zamiaru zrobić mu krzywdy, a jedynie pokazać jak kiedyś walczyłem z mistrzem.
- Obawiam się, że możemy nie wygrać - Pierwszy raz słyszałem tak negatywne słowa wypowiedziane z ust mojego męża, zazwyczaj był pozytywnie do wszystkiego i wszystkich nastawiony a dziś? Dziś nie wiem co się z nim dzieje.
- Daj spokój, mistrz jest silny to prawda, ale nas jest dwóch, znamy się na pamięć, damy sobie radę na pewno nie zawiedziemy - Podniosłem chłopaka na duchu, nie chcąc nawet myśleć, o tym, co się stanie, jeśli przegramy, bo nie przegramy damy sobie radę.
- Obyś miał racje - Wzdychając cicho, wstał z ziemi, na którą upadł, podczas naszej walki podając mi dłoń. - Chodźmy, dziś nic nie wskóramy. Odpocznijmy, a jutro będziemy się martwić - Dodał, uśmiechając się delikatnie, trochę za mało w siebie wierząc, a to nie dobrze, bo wiara czyni cuda i tylko ona może nam jutro dopomóc.
- Masz rację - Chwytając dłoń męża, ruszyłem wraz z nim do chatki, gdzie spokojnie zjedliśmy wspólnie kolacje, rozmawiając o taktykach, jakie powinniśmy obrać, aby wygrać, obmyślając kilka możliwych do wykonania akcji zapewniającą nam wygraną walkę...

***

 Następny dzień nastał szybciej, niż mogliśmy się spodziewać, uświadamiając nas w tym, na co się zgodziliśmy, jeśli przegramy, widzę po raz ostatni męża, jeśli wygramy, nigdy już nas nie rozdzieli, a anioły zostaną uwolnione i tego musimy się trzymać, jesteśmy silni i sprytni na pewno damy sobie radę.
- Jesteś gotowy? - Spytałem męża, wychodząc ze starej chatki.
- Gotowy na co? Na walkę czy na to, że możemy przegrać i już nigdy się nie spotkać? - Znów był zbyt negatywnie do tego nastawiony, przecież nie przegramy, powinien w ten sposób myśleć.
- Więcej wiary kochanie - Ucałowałem jego usta, dodając mu otuchy, prowadząc do wyznaczonego przez dziadka miejsca, gdzie znajdował się już Ator z dziadkiem. Mężczyzna o wszystkim wiedział i był gotowy, na starcie przepraszając nas za krzywdę, jaką nam wyrządzi, od razu krzywdę, dlaczego wszyscy myślą, że przegramy? Jesteśmy naprawdę silni i udowodnimy to.
Sorey wypowiedział moje prawdziwe imię, łącząc się ze mną, tym samym rozpoczynając walkę, która na samym początku szła nam bardzo dobrze, nie spodziewaliśmy się jednak za bardzo jednego, Ator dawał nam fory, walkę dopiero rozpoczynając, gdy poczuliśmy się zbyt pewnie, zrównując nas z ziemią, pod wpływem uderzenia kończąc naszą fuzję.
- Ator wygrał - Powiedział dziadek, gdy oboje z mężem nie mogliśmy wstać. - A to oznacza, że Sorey..
- Nie, my jeszcze nie przegraliśmy - Warknąłem, pierwszy raz tak wściekły patrzyłem na dziadka, pragnąc zabić każdego, kto zechce mi odebrać mojego człowieka. Aura pojawiająca się wokół mnie okrążyła, moje ciało wracając mi siły, które zniknęły po spotkaniu z Alexandrem.
Poczułem niewyobrażalną siłę, nagle cały ból i strach zniknął, ciało niegdyś słabe i posiniaczone przybrało swój zdrowy i bardziej naturalny kolor nie mówiąc o zdrowych kształtach, ponadto włosy, które jeszcze niedawno były krótkie, znów sięgały do pasa, a twarz bez emocji wpatrywała się ślepo w przeciwnika, znów nie wiem jak to możliwe, ale byłem sobą, tym samym Mikleo, którego Bóg zesłał na ziemię, aby chronił swojego człowieka.
- Sorey wezwij mnie - Tym razem rozkazałem, czując potęgę, dzięki której wygramy tę walkę, mój mąż, chociaż bardzo zaskoczony wykonał moje polecenie, znów łącząc nasze ciała w jedno.
Nie czekając ani chwili dłużej zaatakowaliśmy Atora, tym razem pokonując go bez najmniejszego trudu, powalając starszego serafina na ziemię, nareszcie mogąc tryumfować, kończąc fuzję.
- Miki co się z tobą stało, jesteś inny - Zauważył, nie skupiając się na zwycięstwie, które przecież najbardziej się liczyło.
- Mikleo wrócił do swojej poprzedniej postaci, nim sam najlepiej wesz co się wydarzyło.. - Odparł spokojnie.
- Ale, jak to jest możliwe? - Zaskoczony Sorey przyglądał mi się uważnie, jak gdyby widział mnie znów pierwszy raz.
- Jeszcze wiele nie wiesz o aniołach. Anioły potrafią w chwili niepewności przybrać postać, w której czuły się najsilniejsze i najbezpieczniejsze pozostając w niej tak długo, jak tylko chcą - Wyjaśnił dziadek. - Wracając do tematu, nie spodziewałem się, że wygracie, jednak jeśli tak się już stało, wypuszczę anioły, dotrzymując obietnicy - Dodał po chwili, zostawiając nas samych.
- No co? - Spytałem, zauważając jego ciągłe spojrzenie.
- Nie mogę uwierzyć, znów wyglądasz, tak pęknie, to znaczy zawsze wyglądasz pięknie, ale teraz zdecydowanie zdrowiej, a twoje piękne włosy znów są tak samo piękne, jak kiedyś - Zachwycony przyglądał mi się z uwagą, kładąc dłonie na moje policzka. - A co z oczami? Znów są puste - Wyszeptał, tym faktem zaniepokojony.
- Nie przejmuj się to tylko taka sztuczka - Przyznałem, uśmiechając się do męża, gdy moje oczy nabrały znów dawnego blasku.
- Nie pojmuję tego, to wszystko jest dla mnie za trudne - Przyznał, głaszcząc mnie po policzku.
- Nie przejmuj się, ja też nie wiedziałem, że tak potrafię, do tego nie wiem, nawet skąd wzięły się w moich dłoniach te miecze, nie chce jednak teraz o tym myśleć. Wygraliśmy, a ciebie nikt mi nie odbierze - Wymruczałem zadowolony, byłem szczęśliwy, wyglądałem znów tak dobrze, jak w dniu powrotu na ziemię, byłem zdrowy, a moje włosy znów były cudownie długie i do tego mój mąż nie zostanie wyrzucony z azylu, czego chcieć więcej? No może powrotu do domu.

<Pasterzyku? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz