Nie sposób było nie dostrzec starań mojego męża, który robił wszystko, abym chociaż przez chwilę poczuł się dobrze, nie mając nawet pojęcia, jak wiele to dla mnie znaczy, już sama jego obecność wystarczyła mi, aby uśmiech pojawił się na mojej twarzy i chociaż zmęczony to i szczęśliwy jak nigdy jeszcze dotąd. Nigdy bym nie pomyślał, że brat obecności Soreya tak źle na mnie wypłynie, nie raz przecież zdarzało się, abyśmy byli rozdzieleni i nie przechodziłem tego aż tak źle, najwidoczniej zamknięcie wraz z poczuciem bezradności pogorszyło mój stan. Sorey był tak blisko, a jednocześnie tak daleko mnie, niby wiedziałem, gdzie jest, a i tak nic nie mogłem z tym zrobić.
- Hej, owieczko słyszysz mnie? - Słysząc głos mojego męża, uniosłem delikatnie głowę do góry, by spojrzeć w jego czarujące zielone oczy, z trudem patrząc na niego, moje oczy były ciężkie jak nigdy dotąd, a głowa bolała nieprzyjemnie, przypominając mi o długotrwałym braku snu.
- Przepraszam, co mówiłeś? - Mój mąż, widząc moją marną aktywność, wziął mnie za rękę, prowadząc w stronę łóżka, pozwalając mi zrobić z siebie łóżko, nie przejmując się w ogóle brakiem możliwości poruszania się we śnie. Najwidoczniej mu to wcale nie przeszkadzało, a ja poczułem się lepiej, czując go ta blisko siebie, w tej chwili nie potrzebowałem już nic więcej, wystarczył mi tylko on i jego zapach, który tak cudownie na mnie działał.
Przebudziłem się dopiero późnym wieczorem, gdy mój organizm odpowiednio wypoczął w ramionach ukochanego, zadowolony i co najważniejsze zrelaksowany wstałem powoli z ciała męża, rozciągają zastygnięte mięśnie, budząc przypadkiem Soreya, który odczuwając brak mojej obecności, otworzył swoje oczy, od razu uważnie mi się przyglądając czy aby na pewno już dobrze wyglądam, czy może raczej powinienem się jeszcze wyspać, bo marnie wyglądam.
- Jak się czujesz? - Tylko czekałem na to pytanie, które naturalnie prędzej czy też później musiało paść z jego ust, czasem mam nieodparte wrażenie, że martwi się o mnie bardziej niż o siebie, kiedy tak naprawdę być nie powinno. To ja jestem aniołem i muszę martwić, a raczej chcę martwić się bardziej o niego niż o mnie, a nie on. Sorey powinien bardziej dbać o siebie, nie wiem, co zrobię, gdy umrze, nie poradzę sobie bez niego.
- Czuje się dobrze, gdy mam obok ciebie - Przyznałem, łącząc nasze usta w delikatnym, lecz namiętnym pocałunku, który mówił czasem więcej niż tysiące słów.
- W takim razie nie mogę pozwolić, aby ktoś nas rozdzielił - Wyszeptał, odsuwając się od moich ust, głaszcząc delikatnie mój policzek, ciepło się do mnie uśmiechając, dzięki niemu znam sens swojego życia, wiem, po co i dla kogo chce żyć.
- Gdyby to było takie proste - Po mojej odpowiedzi od razu dało się usłyszeć pukanie do drzwi, to dziadek byłem tego bardziej niż pewien. On do samego końca nam nie odpuści, robiąc wszystko, aby ten, którego tak kocham, po prostu mnie opuścił.
Mój mąż podszedł spokojnie do drzwi, powoli chwytając za klamkę, aby wpuścić dziada do środka. Staruszek, widząc mnie, od razu rzucił mi pogardliwe spojrzenie, którego nie potrafiłem znieść, czując się jak mały nic niewarty bachor, którego trzeba zbesztać za to, że robi coś złego, nawet jeśli nie była to prawda.
- Widzę, że nie rozumiesz, co się do ciebie mówi - Gdy jego głos doszedł do mnie, przełknąłem cicho ślinę, odczuwając strach i mdłość, pierwszy raz tak bardzo się kogoś bałem, nawet mój mąż będąc złym, nie przerażał mnie tak bardzo, jak mężczyzna który nas wychowywał.
- Dziadku zostaw go, on nie robi nic złego - Sorey stanął w mojej obronie, przyjmując cały gniew dziadka na siebie, nie przejmując się najwidoczniej staruszkiem tak bardzo, jak ja.
- Rozumiem, nudzi wam się, nie macie co z czasem zrobić, ja już wam go doskonale wygospodaruje, abyście cały czas mieli co robić - Zaskoczenie spojrzeliśmy na siebie, nie rozumiejąc słów dziadka, przecież żadne z nas nie powiedziało ani słowa na ten temat, dlaczego więc dziadek mówi coś takiego? Sorey chciał tylko uchronić mnie od gniewu dziadka, a zamiast tego staruszek zarzuca nam coś takiego? My się chyba nie zrozumieliśmy.
- Dziadku nic takiego nie powiedzieliśmy - Sorey chciał to jakoś naprostować, by w jakiś jakikolwiek sposób porozumieć się z dziadkiem, który no cóż, chyba nie miał na to najmniejszej ochoty.
- Ja już doskonale wiem, o co wam chodziło, od jutra ty mój drogi będziesz więcej pracował, pomagając innym przy ich chatkach, a ty zajmiesz się treningiem i nauką, od razu odechce wam się łamania moich zakazów - Wyszedł, po prostu wyszedł, nic już nie dodając, nie wygoił mnie ani nie krzyczał, powiedział co miał, powiedzieć i wyszedł, tyle go widziano.
- To było dziwne - Wydukałem, nie spodziewałem się tak łagodnie zakończonej dyskusji, dziadek nigdy tak pozytywnie mnie nie zaskoczył, a może właśnie dopiero zaskoczy dnia jutrzejszego, ostro dając mi w kość za łamanie jego zakazów.
- Nie masz wrażenia, że to było trochę dziwne? - Spytał, niepewnie patrząc na mnie pytająco.
- Uważam, że to było bardzo dziwne - Przyznałem racje mojemu mężowi, siadając na krześle znajdującym się przy stole. - Powiedział mi niedawno, że zrobi wszystko by nas rozdzielić, zacznie od zarzucania nas pracami, byśmy mieli mniej czasu dla siebie a później, później aż boje się pomyśleć co może wymyślić, aby nas rozdzielić - Podzieliłem się z mężem, moimi myślami czując, że dziadek coś planuje i to zdecydowanie nie będzie nic dobrego..
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz