Osobiście, nie miałem żadnego pomysłu odnośnie tego, co mogliśmy porobić. Zwykle, kiedy mieliśmy chwilę wolnego oraz pusty pokój, dochodziło do zbliżeń, które tak bardzo uwielbialiśmy. Teraz już prawie również do tego doszło, chociaż nie powinniśmy, albo przynajmniej nie teraz. Przyznam, ledwo, ale naprawdę ledwo powstrzymałem się od tego, by nie zacząć się z nim kochać teraz, zaraz. Zdecydowanie, za długo się nie kochaliśmy i już troszkę zaczyna mi przez to troszeczkę odbijać. W końcu, kiedy ostatni raz uprawialiśmy seks? Dwa miesiące. No, prawie dwa miesiące, ale dla mnie to zdecydowanie za długo. Najpierw musieliśmy się wstrzymywać w czasie podróży, ponieważ Yuki wyjątkowo łatwo się budził przez otaczające nas heliony, a później ja i Miki zostaliśmy rozdzieleni. Tak właściwie, dopiero dzisiaj mamy wręcz idealną dla nas sytuację. Przedwczoraj byliśmy bardzo zmęczeni psychicznie jak i fizycznie naszą rozłąką, wczoraj spał z nami Yuki, a teraz nikt nam nie przeszkadzał... nie, Sorey, uspokój się, nie możesz robić tutaj takich rzeczy. W końcu, to było święte miejsce, więc raczej nasze zbliżenia nie powinny mieć miejsca.
- Nie widzę przeciwskazań – odparłem, również podnosząc się z ziemi. Tak, to będzie dobry pomysł, aby zająć umysł czymś innym i czymś, co nie jest związane z cudownym i kuszącym ciałem mojego męża.
Podniosłem się z twardej podłogi, by ruszyć w kierunku posłania, na którym spałem dzisiejszej nocy wraz z Mikim. Teoretycznie, mogłem usiąść na łóżku, albo przy stole, ale rozłożone koce były blisko biblioteczki. No i, jak się na nich siedziało, opierając się o ścianę, wcale nie było tak źle. Nawet noc minęła mi bardzo znośnie i nie byłem za bardzo obolały, chociaż nie jestem pewien, jak noc minęła mojemu mężowi.
- Nie siadamy na łóżku? – spytał zaskoczony Mikleo, idąc za mną na koce.
- Tu jest całkiem wygodne, i biblioteczka jest blisko – wytłumaczyłem chłopakowi, siadając na podłodze. – Chyba, że wolisz usiąść gdzie indziej – dodałem szybko, zdając sobie sprawę, że Miki mógł być trochę obolały.
- Nie, tu też jest dobrze – powiedział, siadając przy mnie, delikatnie i ledwo zauważalnie się przy tym krzywiąc.
Czyli spanie na ziemi nie wpłynęło na niego dobrze. I jeszcze później ten upadek na ziemię... Co prawda, to ja spadłem na podłogę, a Miki na mnie, więc teoretycznie mnie zabolało to bardziej, ale nie zmienia to faktu, że dla Mikleo również nie było to przyjemne. Zaraz przypomniały mi się słowa mojego męża odnośnie tego, że zbyt bardzo przejmuję się nim, a za mało sobą. Może miał odrobinkę racji, na pierwszym miejscu zawsze stawiałem dobro jego, albo Yuki’ego niźli swoje, i raczej swojego zdania w tej kwestii nie zmienię. Jakby to o mnie świadczyło, jako o mężu i ojcu, gdybym myślał najpierw o swoim dobru? Poza tym, nawet nie potrafiłem tak po prostu myśleć najpierw o sobie, później o innych. To było takie dziwne i nienaturalne, przynajmniej dla mnie.
- Na pewno nic cię nie boli? – spytałem, kładąc swoją dłoń na jego biodrze i przysuwając go do siebie.
- Martw się o siebie, nie o mnie – powiedział, przytulając się do mnie. Rany, naprawdę od dawna się nie kochaliśmy, skoro jego bliskość i zwyczajny dotyk działa na mnie w ten sposób.
- Tak zrobię, ale dopiero wtedy, jak ty zaczniesz martwić się o siebie – wymruczałem, nachylając się nad nim i całując jego usta. Zwykły, delikatny pocałunek zmienił się w nieco bardziej namiętny i nim zdążyłem się zorientować, Mikleo popchnął mnie na poduszki i usiadł okrakiem na moich biodrach. A to był jedynie zwykły pocałunek, który już doprowadza nas do tego stanu. Chyba tak długa przerwa nie wpływa dobrze ani na mnie, ani na Mikim. – Nie powinniśmy – wyszeptałem, kiedy mój mąż w końcu oderwał się ode mnie, byśmy oboje mogli zaczerpnąć powietrza.
- Nie robimy niczego złego przecież – powiedział Miki głosem smutnego dziecka, wsuwając swoje dłonie pod moją koszulkę. Mój anioł absolutnie niczego nie ułatwiał i chyba nawet nie chciał przestać.
- Sam mówiłeś, że jest to święte miejsce, więc chyba możemy robić coś złego – przypomniałem mu jego własne słowa, kładąc dłonie na jego udach, by móc kreślić na jego udach spiralne wzorki.
- Ale nie jesteśmy przecież tutaj jednym małżeństwem i założę się, że tamci nie za bardzo się tym przejmują – powiedział, delikatnie się kręcąc i sprawiając tym samym, że trudniej było mi mu odmówić. On to robił specjalnie, prawda? Wie, w jaki sposób na mnie działa i teraz to bezczelnie to wykorzystuje. Chyba stworzyłem potwora.
- Jesteś pewien, że tego chcesz? – spytałem, chcąc najpierw się upewnić, że nie będzie miał nic przeciwko. W końcu, z nas dwóch to on boi się dziadka, nie chcę, aby później znowu niepotrzebnie się stresował.
- Nawet bardziej niż pewny – wyszeptał, ponownie wpijając się w moje usta i podwijając moją koszulkę, ułatwiając tym samym sobie dostęp do mojego brzucha.
Nie mając innego wyjścia, musiałem zaspokoić mojego niesfornego aniołka. Nie, żebym miał coś przeciw temu, ja również wyciągnę z tego pewne profity. Przekręciłem się tak, by mój mąż znajdował się pode mną, bo dzięki temu mogłem się nim jak najlepiej zająć, w końcu to również był jeden z moich obowiązków, więc należało się z niego dobrze wywiązać. Musiałem także dopilnować, aby Miki był w miarę cicho, może i w chatce byliśmy sami, ale na zewnątrz było wiele osób, w tym dzieci, więc naprawdę nie chcielibyśmy być usłyszani.
Dwa miesiące to jednak zdecydowanie za długa przerwa dla nas, dlatego wykorzystaliśmy dany nam czas najlepiej, jak tylko mogliśmy, a było co nadrabiać. Co prawda, na twardej podłodze najprzyjemniej nie było, nie mogliśmy także pozwolić sobie na wszystko, ale troszkę swoje potrzeby zaspokoiliśmy i to powinno nam wystarczyć na ten moment. Po cudownych chwilach leżeliśmy na cienkim kocu i po prostu cieszyliśmy się swoim towarzystwem, odpoczywając po niemałym wysiłku. I tyle by było z analizowania plusów i minusów...nie, żebym narzekał. Ale Mikleo chyba ma mały powód na narzekania, na jego ciele pojawiło się kilka siniaków, które pewnie powstały podczas spania albo naszego zbliżenia. Albo i podczas jednego, i drugiego.
- Przepraszam, chyba powinniśmy przenieść się na łóżko – wyszeptałem, po czym pocałowałem jeden z jego siniaków na ramieniu. Nie chciałem, aby Mikleo niepotrzebnie przeze mnie cierpiał, zwłaszcza, że dzisiaj mogło mnie troszeczkę ponieść przez długą przerwę.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz