wtorek, 6 kwietnia 2021

Od Mikleo CD Soreya

Pomysł mojego męża był dobry i nawet pewnie byłby wykonalny, gdy nie jeden malutki taki tyci, tyci problem. Otóż nie mogłem go usłyszeć, to znaczy słyszałem, ale nie w ten sposób, w jaki powinienem, z tego właśnie powodu fuzja może po prostu nie zadziałać, spróbować oczywiście nie zaszkodzi, obawiam się mimo wszystko, że nic z tego nie będzie, a ja zwariuję zamknięty w czterech ścianach w dodatku całkiem sam.
- Spróbujemy, nie mamy nic do stracenia - Przyznałem, spokojnie czekając na jakiś cud mający wydostać mnie z tego miejsca.
Sorey próbował więc na wszelakie sposoby, abym zjawił się u niego, nie wyszło, wciąż byliśmy uwięzieni i od siebie oddaleni.
~ Nic z tego Sorey to nie zadziała - Powstrzymałem męża od kolejnych prób, które i tak nie przynosiły najmniejszego efektu. Byliśmy w pułapce, z której nie było wyjścia i będzie tak aż do momentu, w którym to dziadek zlituje się nad nami, wypuszczając z naszych więzień.
~ Jakoś na pewno mogę cię przywołać - Mój mąż nie odpuszczał, dzielnie walcząc, za wszelką cenę starając się przywołać mnie do siebie.
~ Kochany to nie wyjdzie, jesteś za daleko, nie możesz mnie przywołać - Zwróciłem się do męża, starając się go uspokoić, nerwy w niczym mu nie pomogą, musimy poczekać aż gniew dziadka na nas minie, a wtedy na pewno się zobaczymy, to próba cierpliwości, którą musimy zdać.
~ Więc co teraz zrobimy? - Słysząc jego zmartwiony głos, poczułem się znacznie gorzej, oboje byliśmy tak daleko od siebie i w żaden sposób nie mogliśmy spotkać się ze sobą.
~ Bądź cierpliwy na pewno już niedługo nas wypuści - Zapewniłem, chcąc podnieść go na duchu, cały strach i niepewność wezmę na siebie, dla mnie to nic a ludzkiemu ciału zawsze może w jakiś sposób zaszkodzić.

Dni mijały bardzo powoli miałem już dość zamknięcia, przez które wręcz dopadały mnie najczarniejsze myśli, nie potrafiłem sobie poradzić, z tym, co się dzieje, tak bardzo chciałem być już wolnym. Dziadek doskonale wiedział jak mnie złamać, najsłabszy punkt uziemienie z tym nigdy sobie nie radziłem i on wie o tym najlepiej.
~ Miki słyszysz mnie? - Kolejny dzień już nie odpowiadałem na wołania mojego męża, nie potrafiłem trzeźwo myśleć a co dopiero z nim rozmawiać. ~ Odezwij się, proszę - Wciąż słyszałem, milcząc, nie mając siły odpowiadać, kilka dni w zamknięciu a ja prawie że oszalałem. Zniszczyłem cały pokój, w którym się znajdowałem, zachowując się jak dzikie zwierzę uwięzione w pułapce.
Nagle drzwi chatki otworzyły się, a do środka wszedł dziadek, rzucając mi krytyczne spojrzenie.
- Jesteś wolny chłopcze - Jak poparzony wybiegłem z budynku, już nigdy więcej nie chcąc zostać tam zamknięty, nie wrócę tam, nie ma mowy. Pędząc przed siebie, dostałem się do chatki mojego męża, w której nie było go, został wypuszczony wcześniej? Ale gdzie teraz jest?
Zmartwiony nie wiedziałem gdzie mam go szukać, może gdybym tylko odpowiadał na jego wołanie, na pewno wiedziałbym gdzie go szukać.
- Mamo, mamo - Mały Yuki, któremu udało się mnie odnaleźć, przybiegł do mnie, mocno wtulając się w moje ciało. - Dawno już cię nie widziałem, gdzie byłeś? - Chłopiec patrzył na mnie swoimi ślicznymi oczkami, uśmiechając się tak słodko, jak tylko małe dziecko potrafi się uśmiechać.
- Musiałem załatwić kilka ważnych spraw. Wiesz, gdzie jest tata? - Głaszcząc chłopca po włosach, ucałowałem jego czoło.
- Tak wiem, chodź, pokażę ci - Chwycił mocno moją dłoń, ciągnąc w stronę klifu znajdującego się nieopodal chatki, w której mieszkał tymczasowo mój mąż. - Tam jest - Zatrzymując się kilka metrów od Soreya, chłopiec wskazał na niego ręką.
- Dziękuję synku - Uśmiechając się do chłopca, poczochrałem jego włosy, pozwalając mu iść pobawić się z innymi dzieciakami, które zaczęły wołać go z oddali.
Wołanie dzieci zwróciło uwagę mojego męża, który odwrócił się w naszą stronę, wstając z ziemi, na której siedział.
- Miki - Sorey podszedł, mocno tuląc do siebie - Dlaczego się nie odzywałeś? Co się stało? I dlaczego wyglądasz tak źle, ty w ogóle spałeś? - Mężczyzna był ewidentnie niezadowolony, a jednocześnie bardzo zmartwiony moim zachowaniem, za które w tej chwili było mi wstyd, nie powinien się tak zachowywać przecież on się o mnie martwi.
- Przepraszam, nie wiedziałem co się wokół mnie dzieje, zbyt długie trzymanie mnie pod kluczem chyba mi zaszkodziło, zniszczyłem wszystko, co znajdowało się w mojej chatce i nie umiałem spać ani skupić się na rozmowie, tak bardzo się bałem, przepraszam - Wyszeptałem, chowając twarz w jego ramionach.
- Wszystko będzie dobrze, jestem tutaj - Szepnął, całując mnie w czubek głowy.
- Nic nie będzie dobrze, dopóki tu jesteśmy, on chce nas rozdzielić i zrobi wszystko, aby to się stało, a ja nie chcę, żebyś mnie zostawił, nie przeżyje tego, nie przeżyje - Wydukałem, tak bardzo się bojąc, możemy się kochać i walczyć do końca. Jak długo jednak jeszcze wytrzymamy to wszystko? Jak długo jeszcze ja wytrzymam to zamykanie, to poniżanie i traktowanie w ten sposób? Ja naprawdę nie zasłużyłem sobie na to wszystko, co mnie spotkało. Żałuję, że w ogóle wróciłem. Chyba że właśnie dobrze zrobiłem. Mój dziadek dzięki temu uświadamia mnie, jak beznadziejny jestem, chcąc mi tylko pomóc w dość podły sposób, ale próbuje, a to ma przecież największe znaczenie prawda? Sam już nie wiem, czuję się okropnie, a i mój mąż najlepiej nie wygląda, powinienem przejmować się nim. I może tak bym zrobił, gdyby nie to, jak fatalnie się czuje, a mimo tego nie potrafię zmrużyć oka bez mojej drugiej połówki, nie potrafię bez niego spać, oddychać po prostu żyć, umieram każdego dnia, marząc o wolności, którą na siłę chcą mi odebrać, czy jest jeszcze nadzieja na normalne dawne życie? Może nie, może tak, muszę walczyć, walczyć ile sił, o wolność i o tego którego kocham aż do ostatniej kropli krwi...

<Sorey? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz