W mojej głowie działo się zdecydowanie zbyt wiele, a myśli krążyły wokół rzeczy, wokół których nie powinny. Nadal nie mogłem pozbyć się słów dziadka odnośnie tego, że wiedział, jaki los nas czeka i że zostanę pasterzem, a Mikleo moim aniołem. Skąd on to wiedział? Czemu wcześniej nie dał mi nawet znaku odnośnie tego? I jeszcze to nigdy nie przypuszczałbym, że Sorey będzie na tyle odważny, by poprosić cię o rękę, przecież to również wskazywało na to, że wiedział, że będziemy razem, tylko nie jako małżeństwo... chociaż, tego mógł się akurat najłatwiej domyśleć, w końcu jak byliśmy mali obiecałem dziadkowi, że jak będę dorosły, poślubię Mikleo, a ja słowa dotrzymuję. Nie to jednak było naszym priorytetem, nie o tym powinienem myśleć. Moje myśli powinny krążyć wokół walki oraz ceny, jaką przyjdzie nam zapłacić, jeśli zawiedziemy.
- A czemu Ator miałby chcieć z nami walczyć? – zapytałem, na ten moment jeszcze nie odpowiadając Mikleo.
- On potraktuje to jaki zwykły trening oraz możliwość sprawdzenia swoich umiejętności – powiedział niewzruszony dziadek, przyglądając mi się uważnie.
A dlaczego ty tego chcesz? przemknęło mi przez myśl, której nie wypowiedziałem. To mogła być nasza jedyna najnormalniejsza szansa, jaką mogliśmy od niego dostać, chociaż pewien nie byłem, czy damy sobie radę. Gdybyśmy przegrali, cena byłaby wysoka, a ja nie będę mógł się jej sprzeciwić. Resztę swojego niedługiego życia będę musiał spędzić bez dwójki aniołów, którą cenię ponad własne życie. Fakt, dziadek nie wspominał nic o Yukim, ale jestem pewien, że będzie chciał, aby został tuta. Przecież ja bez tej dwójki nie dam sobie rady, nie przeżyję bez nich. Ledwo wiązałem koniec z końcem bez Mikleo, a bez ich obu nie przeżyję nawet dnia. Nie mieliśmy wyjścia, jak tylko wygrać, co mogło być bardzo trudne. Nigdy nie stanąłem do pojedynku z aniołem.
~ Jeśli uważasz, że damy radę, to czemu nie – przesłałem tę myśl do męża, rzucając mu szybkie spojrzenie. On prędzej określi, jak wielkie jest ryzyko. Zamiast mi odpowiedzieć, Miki zwrócił się do dziadka.
- Kiedy ma się odbyć ten pojedynek?
- Dzisiaj może być troszkę za późno na takie rzeczy – odezwał się dziadek, drapiąc swój podbródek. – Przyjdźcie do mnie jutro, z samego rana. Zaprowadzę was gdzieś, gdzie nie będzie widowni, nie chcę urządzać specjalnego widowiska.
- Dobrze, będziemy. Dziękujemy za tę możliwość – zapewnił starca mój mąż, podnosząc się z dywanu, na którym siedzieliśmy. Nie widząc większego sensu, również podniosłem się z ziemi.
- Zgadzacie się na moje warunki? – dopytał dziadek, nim opuściliśmy jego chatkę.
- Chyba nie mamy wielkiego wyboru – tym razem ja zabrałem głos czując, że to jest bardziej pytanie kierowane do mnie. – Jeśli przegramy, dotrzymam słowa.
Wracaliśmy do chatki w nienajlepszych humorach. Znaczy, nie wiem, jak czuł się Mikleo, ale ja miałem do tego wszystkiego bardzo mieszane uczucia. Co innego jest stawać do walki z helionem, a co innego walczyć z Serafinem. Dodatkowo, nie uczono mnie nigdy z nimi walczyć, a jedynie czcić je oraz szanować. Może to był jednak błąd, aby się zgadzać? Jak już dałem słowo, będę musiał je dotrzymać, czy mi się ono podoba, czy nie. Jeżeli przegramy... nie chcę i nie potrafię sobie wyobrazić, co będzie później. Mikleo jednak wierzy, że mamy jakieś szanse, i to najwidoczniej bardzo realne, skoro i on na to przystał, a ja ufałem mu bezgranicznie w każdej sprawie. Oby teraz tylko się nie mylił.
Myślałem, że wracamy do chatki, ale w ostatnim momencie Mikleo chwycił mój nadgarstek i pociągnął w inną stronę. Nie wiedziałem za bardzo, o co mu chodzi, ale pozwoliłem się mu prowadzić. Mój mąż zaprowadził nas nad jeziorko, nad którym wczoraj spędziliśmy przyjemnie czas, chyba chciał jeszcze trochę spędzić czasu nad wodą. Nie widziałem w tym niczego złego, dlatego już po chwili siedzieliśmy na brzegu, przytulając się do siebie.
- Nie jesteś pewien – to nie było pytanie, a stwierdzenie faktu. Wyczuwał to pewnie dzięki paktowi, więc nawet nie zamierzałem udawać, że jest inaczej.
- Nie. Nigdy nie walczyłem z Serafinem w prawdziwym pojedynku – przyznałem, wpatrując się w spokojną taflę wody. Na szczęście nikt inny nie spędzał czasu nad jeziorem, więc może to też dlatego Miki chciał tutaj przyjść.
- Przecież miałeś treningi ze mną, albo Lailah. Ćwiczyłeś nawet z Edną i Zaveidem – zauważył, zaczynając bawić się moimi palcami.
- Jak słusznie zauważyłeś, były to ćwiczenia. A jeżeli ćwiczenia źle mi poszły, co najwyżej dostawałem mały ochrzan i porady, co poprawić. A jak tu nam źle pójdzie... – nie zdążyłem dokończyć zdania, ponieważ przeszkodziły mi w tym jego delikatne usta. Najwidoczniej i on nie chciał o tym słyszeć.
- Nawet tak nie mów – powiedział cicho, kładąc dłoń na moim policzku. – Nie tak dawno temu oczyściliśmy razem smoka. Czemu teraz miałoby nam się nie ufać?
- Oczyszczenie smoka, a pokonanie Serafina to dwie zupełnie różne rzeczy – zauważyłem, cicho wzdychając.
- A ktoś tu się ostatnio chwalił, że ma mniej negatywne podejście do życia – przypomniał mi lekko żartobliwym tonem, ewidentnie chcąc mi poprawić humor. Mam przy sobie najcudowniejszego anioła na świecie, a myśl, że mogę stracić go już jutro, wcale mi nie pomagała. – Nie myśl o tym w ten sposób. Jesteś silny, dokonałeś wspaniałych rzeczy, wiec i jutro damy sobie radę.
Uśmiechnąłem się do niego delikatnie, a następnie nos w jego cudownie pachnące kosmyki i przymknąłem oczy, próbując się troszeczkę wyciszyć i uspokoić. Rzeczy, których dokonałem, mógłbym określić wieloma przymiotnikami, ale na pewno nie nazwałbym ich wspaniałymi. Mikleo jest zdecydowanie zbyt kochany, a ja nie zrobiłem nic, by zasłużyć sobie na jego miłość i oddanie. Tylko go wyniszczam, naprawdę lepiej dla niego by było, gdyby zakochał się w kimś innym, bo ja nie dam mu tego szczęścia, na jakie zasługuje.
- Obyś się nie mylił, nie dam sobie bez ciebie rady – wyszeptałem mu do ucha, a następnie delikatnie go w nie pocałowałem.
- Ja też nie dam sobie bez ciebie rady – wyszeptał równie cicho i posłał mi delikatny, choć smutny uśmiech. Na nim również spoczywała ta sama presja, co na mnie, co było jak najbardziej zrozumiałe. Musiałem się zebrać w sobie, by móc być dla niego wsparciem, takim, jakim on był dla mnie.
- Wychowywałeś się tutaj... znasz tego Atora? – spytałem cicho, musząc w końcu wziąć się w garść. W końcu, istniał jakiś cień szansy, że Miki wie o nim jakąś informację, słaby punkt, cokolwiek, co mogłoby nam pomóc w jutrzejszej walce. Stawka była bardzo wysoka, dlatego należało jak najlepiej się przygotować i wymaksować nasze szanse. Serafin, przeciw któremu stajemy do walki, nie ma nic do stracenia, a my mamy aż za dużo i zamierzam każdą sytuację, która przybliży mnie oraz mojego męża do wygranej.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz