Kręcąc głową, dałem jasną informację mężowi mówiącą, że w zachowaniu dziadka nie ma niczego złego, powiedziałbym nawet, że ma do tego wszystkiego pełne prawo a wszystko to zawdzięczać może temu, kim jest, tylko to chroni go przed karą, która mogłaby go spotkać za tak niepoprawne traktowanie innych aniołów.
- Nie, dziadek nie robi niczego złego - Odpowiadając, usiadłem obok męża, który nie do końca zrozumiał, moją wypowiedz, unosząc w zaskoczeniu swoje brwi. - Już wyjaśniam, u ludzi jest władca zwany królem lub królową, mogącą robić wszystko wraz z rozkazywaniem swoim poddanym u nas aniołów jest tak samo, dziadek jako najpotężniejszy z serafinów ma prawo nam rozkazywać tak jak i ma prawo nas karać za brak posłuszeństwa. Jedyne, do czego prawa nie ma to zabicie innej istoty - Wyjaśniłem chcąc, aby mój mąż zrozumiał, że dziadek wedle prawa nie robi niczego złego, ma prawo mnie ukarać, nie ma natomiast prawa ukarać mojego męża i to właśnie można by wykorzystać przeciwko niemu. - Jest natomiast coś, czego robić nie ma prawa, a mimo to właśnie uczynił - Zacząłem, odwracając się w stronę męża, który jeszcze nic nie rozumiał. Jeszcze, bo zaraz wszystko mu wyjaśnię.
- Co masz na myśli? - Dopytał, zaciekawiony uważnie przyglądając się mojej twarzy, która skrywała pewną tajemnicę a którą mój mąż chciał poznać.
- Aniołom rozkazywać może, nie ma prawa natomiast rozkazywać ludziom, co za tym idzie tobie - Objaśniłem, dopiero teraz sobie o tym przypominając, wcześniej w ogóle o tym nie myśląc rany, gdybym tylko wcześniej sobie o tym przypomniał, może dziadek nigdy nie potraktowałby w sposób tak podły mojego męża, mnie karać i zamykać może, ale on, on tak naprawdę dla samego dziadka powinien być nietykalny jako człowiek..
- Naprawdę? - Na to pytanie odpowiedziałem, kiwnięciem głowy zauważając tajemniczy błysk w oku mojego męża, czyżby na coś wpadł? Nawet bym się nie zdziwił, gdyby tak było on i te jego pomysł nigdy za nim nie nadążę.
- Mam rozumieć, że masz jakiś pomysł i nie powiesz mi o nim? - Mój mąż tak jak ja poprzednio kiwnął twierdząco głową, uśmiechając się tajemniczo, coś ukrywając, no dobrze, jeśli nie chce, niech nie mówi prędzej, czy później i tak na pewno dowiem się, co mu po głowie chodzi.
Cichutko wzdychając, oparłem głowę o jego ramię, przymykając swoje oczy, odczuwając zmęczenie nie to fizyczne a bardziej to psychiczne, które próbowało przejąć nade mną kontrolę.
- Miki śpisz? - Słysząc cichy szept męża, uniosłem głowę znad jego ramienia, przecierając zmęczone oczy.
- Nie, nie śpię, zastanawiam się, tylko kiedy dziadek nas stąd wypuści - Nie chciałem już tu dłużej przebywać, zdecydowanie wolałbym stąd wyjść i nawet nie obraziłbym się za zbesztanie mnie przez dziadka wszystko, byleby stąd wyjść.
- O ile w ogóle nas wypuści - Zażartował mój mąż, całując mnie w czoło.
- Jeśli nas nie wypuści, będziesz skazany na śmierć głodową - Wiem, że nie potrafiłem żartować, tak jak to robił mój mąż, nie miałem jednak powodów, aby żartować ta sytuacja i to wszystko, o czym się dowiedziałem, trochę mnie przybiło, dziadek całe życie mnie okłamywał. Chcąc mojego, a tak naprawdę swojsko dobra. Nie wybaczę mu tego, gdy tylko nas stąd wypuści, chce wracać do domu z dala od tego miejsca. To znaczy, najpierw musimy wydostać Serafiny a później cała reszta.
- Potrafisz pocieszyć człowieka w najgorszych chwilach - Burknął, niezadowolony z wypowiedzianych przeze mnie słów.
- Przepraszam, nie chciałem - Wykazałem skruchę, wtulając się w ciało męża, w głowie po cichu odliczałem sekundy, a nawet dłużące się minuty, nim ściana poruszyła się, uwalniając nas z więzienia.
- Dziadku - Zacząłem niepewnie, wstając ze schodów.
- Milcz - Rozkazał, rzucając mi groźne spojrzenie. - Zawiodłem się na was, znów zignorowaliście wszystkie moje rozkazy. Robiąc to, co żywnie wam się podoba w takim wypadku i ja muszę być konsekwentny. Od dziś każde z was nie tylko będzie mieszkało osobno, ale będzie pilnowane, nie będziecie mogli bez mojej zgody nawet się spotkać i zapewniam was, szybko się nie spotkacie - Zły zmroził nas wzrokiem, chcąc za wszelką cenę pokazać nam swoją władzę.
- Nie pozwolę ci nas rozdzielić - Sorey chwycił mocno moją dłoń, stając przede mną, nie pozwalając dziadkowi zbliżyć się do mnie.
- Nie pyskuj mi młodzieńcze, jesteś u mnie i to ja decyduje o tym, co robicie i kiedy - Staruszek był bardzo niezadowolony z powodu nieposłuszeństwa mojego męża, tak jakby Sorey był kiedykolwiek posłuszny dziadkowi, chyba nie przypominam sobie takiej sytuacji.
- Nie pyskuje, wręcz przeciwnie tylko dziadka informuje. Mikleo jest moim mężem, wiąże nas nie tylko przysięga małżeńska, ale i podpisany pakt, nie zgodzę się na ponowne odebranie mi go i niech dziadek to sobie zapamięta, ten anioł jest mój i nikomu go nie oddam - Kończąc to długie zdanie, wyprowadził mnie z katedry, prowadząc prosto do chatki, w której teraz pomieszkiwał.
- Nie byłeś odrobinkę za ostry? - Niepewnie zabrałem głos, gdy mój mąż zaspokoił pragnienie, które było dosyć spore, biorąc pod uwagę, ile wypił.
- A sądzisz, że byłem? - Gdy o to zapytał, podszedł do mnie, kładąc dłonie na moich policzkach.
- Może odrobinkę, w sumie to dobrze, że chociaż ty z nas dwóch potrafisz powiedzieć co na sercu ci leży - Przyznałem, ciesząc się, że mój mąż zabrał głos w sprawie, w której ja nigdy bym się nie odezwał.
- Właśnie, jeśli o to chodzi, może teraz mi wyjaśnisz, co mówiła Aurora hym? - Westchnąłem, słysząc jego pytanie. Wiedziałem, że o to zapyta, on jeszcze tematu nie zakończył.
- Naprawdę nie wiem, to znaczy... Serafiny nie powinny być same, ale ja na samotność nigdy nie narzekałem, wręcz przeciwnie lubię ją - Przyznałem, naprawdę nie mając powodu do okłamywania własnego męża, zawsze lubiłem samotność, wydawała się spokojna i wręcz relaksująca.
- Dlaczego więc ona twierdziła inaczej? - Mój mąż drążył temat, najwidoczniej martwiąc się o to, co stanie się zemną, gdy on odejdzie z tego świata.
- Sorey - W tym momencie wstałem z krzesła, na którym usiadłem, chwytając dłonie mojej męża, patrząc mu prosto w oczy. - Nie odpowiem ci na to pytanie, jestem inny niż oni, zostałem wychowany w ramionach samotności, odkąd zniknąłeś, każdego dnia i nocy byłem całkiem sam i nie przeszkadzało mi to, za bardzo też nie cierpiałem z tego powodu, jedyne co czułem to tęsknota za tobą, za którą osobą już wtedy kochałem na swój własny sposób, nie wiem, co przyniesie nam życie i nie chcę wiedzieć, jesteś teraz przy mnie, a ja jestem przy tobie, cieszmy się tymczasem dopóki go mamy. Proszę, nie przejmuj się tym, co będzie, gdy odejdziesz, ja sobie poradzę, mam przecież całą wieczność - Wyszeptałem, wtulając się w jego ciało, naprawdę bojąc się, że mógłby mnie zostawić tylko dlatego, że za bardzo mnie kocha, aby pozwolić mi cierpieć nieświadomie krzywdząc mnie tym czynem jeszcze bardziej.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz