środa, 21 kwietnia 2021

Od Mikleo CD Soreya

Nie przejmowałem się tym ani trochę, jeśli on może spać na ziemi, udostępniając nam swoje łóżko, to ja nie mogę pozwolić na to by na ziemi spał sam, jestem dużym chłopcem i na pewno poradzę sobie z bólem mięśni lub śladami, które mogą pozostać mi na ciele po spaniu na ziemi.
- Za bardzo przejmujesz się mną, zapominając w tym wszystkim o sobie, a przecież to ty powinieneś dbać o swoje zdrowie i spać na łóżku - Szepnąłem, kładąc głowę na klatce piersiowej męża, zamykając swoje zmęczone oczy.
- Zdaje się, że to ty jesteś zdecydowanie ważniejszy ode mnie - Gdy to powiedział, cicho westchnąłem, otwierając swoje oczy, odnosząc głowę znad klatki piersiowej chłopaka.
- Nie jestem ważniejszy od ciebie, nigdy w życiu ani tak nie mów, ani tym bardziej tak nie myśl, jesteś równie ważny, jak ja o ile nie ważniejszy, ludzi tworzą świat i to oni są stworzeni na wzór pana naszego. My anioły mamy o was dbać i zrobić wszystko, abyście byli szczęśliwi, bez względu na to jak wiele miałoby nas to kosztować. Nie zapominaj o tym, że mi spanie na ziemi nie zaszkodzi, ale tobie, a i owszem - Przyznałem mu, mając wrażenie, że czasem zapomina o tym, kim jestem, naturalnie kocha mnie i wiem, że się martwi, ale to ja powinienem martwić się o niego, bo to on może zachorować, a wskutek czego umrzeć a tego na pewno bym nie zniósł, nie teraz, nie w tak młodym dla niego wieku.
- Jestem człowiekiem to prawda, ale nie byle jakim człowiekiem, byłem pasterzem, pokonałem nie jednego heliona, oswoiłem jednego złośliwego smoka i zdobyłem serce najcudowniejszego anioła na tym świecie - Zrobiło mi się bardzo ciepło na sercu, gdy to powiedział, nigdy nie uważałem się za najcudowniejszego anioła, ale miło mi, że za takiego właśnie mnie ma.
- To prawda, jesteś cudownym człowiekiem i moim ukochanym mężczyzną, któremu oddałem się w całości - Wymruczałem, zadowolony siadając okrakiem na biodrach mężczyzny, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku, dłońmi wślizgujące się pod jego koszulkę.
- Wiesz, że nie możemy teraz - Szepnął, gdy odsunęliśmy się na chwilę od siebie.
- Nigdzie nie było mowy o tym, że teraz będziemy się kochać - Cicho wyszeptałem mu do ucha, podgryzając jego płatek. - Odrobinkę się tylko droczę. Wiem, że to lubisz - Mimo zmęczenia byłem w stanie podrażnić się z moim mężem, który chętnie odwdzięczył mi się za to moje niegrzeczne zachowanie, drocząc się ze mną na wszystkie możliwe sposoby, starając się przy tym zachować ciszę, nie wybudzając chłopca, który spał na łóżku.
Rozbawiony położyłem się obok męża, wtulając w jego ciało, mając już dość igraszek słownych i łaskotania, którym mój wspaniały mężczyzna mnie wykończył.
- Na pewno nie chcesz położyć się do łóżka? - Głaszcząc mnie po głowie, cicho zadał pytanie, upewniając się, czy aby na pewno chce spać z nim na ziemi.
- Na pewno, dobranoc - Cicho ziewając, poprawiłem koc, którym byliśmy nakryci, zamykając oczy, tym razem nie wdając się w dyskusję z mężem, zasypiając wtulony w jego ciało.

*** 

Obudzony wraz ze wschodem słońca rozciągnąłem leniwie swoje mięśnie, wstając z twardej ziemi, przez którą wszystko mnie bolało, nie miałem jednak zamiaru narzekać, sam chciałem spać wraz z mężem na ziemi, która nigdy do najprzyjemniejszych nie należała.
Cicho wzdychając, rozczesałem dłonią włosy, podchodząc do starej kuchenki, przy której przygotowałem śniadanie dla męża, wybudzając wszystkich wciąż śpiących zapachami rozchodzącymi się po domu.
- Dzień dobry - Przywitałem się zadowolony z domownikami, stawiając jedzenie i ciepłe napoje na stole.
- Cześć mamo, cześć tato - Zaspany chłopiec wstał powoli z łóżka. podchodząc do stołu, z którego zdjął kubek z gorącą herbatą, siadając na krzesełku popijając swój napój.
- Dzień dobry, dlaczego mnie nie obudziłeś? - Sorey stanął za mną, wtulając się w moje ciało, wolną ręką czochrając włosy naszego syna.
- Spałeś tak słodko, nie miałem serca cię budzi - Przyznałem, podając mu kubek z gorącym napojem, chłopak westchnął cicho, na szczęście nie komentując mojego zachowania, sadzając mnie na swoich kolanach, nie przejmując się obecnością Yuki'ego, który po chwili leciutko zniesmaczony naszym zachowaniem, które moim zdaniem złe nie było, dopił herbatkę, idąc bawić się z innymi dziećmi biegającymi po podwórku.
- Naprawdę chcemy dziś rozmawiać z dziadkiem o uwięzionych serafinach? - W moim głosie dało się usłyszeć nutę niepewności a co jeśli nasza rozmowa z nim nic nie da, a jedynie bardziej go zdenerwuje? Nie chciałbym za to znów oberwać, z drugiej strony szkoda mi tych wszystkich serafinów uwięzionych pod azylem.
- Tak, powinniśmy uczynić to dziś, dlaczego pytasz? Nie chcesz tego? - Na to pytanie sam odpowiedzi nie znałem, to znaczy znałem, ale nie była to. Odpowiedz, godna anioła.
- Sam nie wiem, gdyby naprawdę im zależało, szukaliby wyjścia tak jak rodzice Yuki'ego nie zrobili tego, a sama Aurora powiedziała, że nie przeszkadza im to życie, dlaczego więc mamy obrywać za kogoś? - Gdy to powiedziałem, uświadomiłem sobie, jak bardzo beznadziejne są moje słowa, jestem aniołem, dlaczego tak mówię? - To znaczy - Wstałem z kolan męża, podchodząc do okna. - Boje się kolejnej wojny z dziadkiem, pewnego dnia, gdy byliśmy rozdzieleni, powiedział mi coś, czego nie chciałem ci powtarzać, bojąc się, jak zareagujesz. Dziś jednak czuję, że nie mam wyjścia i muszę to zrobić. - Zaciskając dłonie na ramionach, wziąłem dwa głębokie wdechy, mówiąc. - Jeśli moje zachowanie się nie zmieni, a ty nie przestaniesz się stawiać, rozdzieli nas odbierając Yuki'ego już na zawsze - Powiedziałem to, mimo obaw chcąc, aby wiedział, do czego zdolny jest dziadek.
- Nie pozwolę mu nas rozdzielić, dopóki tu jestem, nie oddam cię nikomu - Zapewnił, podchodząc do mnie, delikatnie całując moje czoło.
- A co jeśli wyrzuci cię z Azylu? Wtedy już nigdy nie będziemy mogli być razem - Dziadek był w stanie to zrobić i doskonale o tym wiem, dlatego też tak bardzo bałem się mu sprzeciwiać. Wiedząc, do czego może być zdolny.

<Pasterzyku? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz