Nie interesowało mnie wyjście z tego miejsca ani tym bardziej powrót do dziadka, który przez te wszystkie lata mnie oszukiwała i to wszystko dla mojego dobra? Wątpię, on nigdy nie robił nic dla mojego dobra, od początku chciał, abym robił to, co on chce, tak jakbym należał do niego, nie rozumiejąc moich uczuć ani pragnień, z tym na pewno też jest tak samo, nie chciał chronić mnie tylko siebie, gdybym się dowiedział wcześniej o istnieniu innych serafinów, odszedłbym do nich, a na to nie mógł sobie pozwolić.
- Jeśli tego chcesz - Nie patrząc na męża, ruszyłem przed siebie, rozglądając się po ścianach, na których znajdowało się tak wiele rysunków, co ciekawe niektóre były świeże tak jakby niedawno przez kogoś wykonane. Zainteresowany tym faktem szedłem ich śladem, trzymając mocno dłoń męża, nie chcąc, nie daj Boże stracić go w tych ciemnościach, jesteśmy tu razem i razem musimy stąd wyjść. - Tu ślad się urywa - Szepnąłem bardziej do siebie niż do męża, który nic już nie rozumiał, czułem to doskonale, znając jego emocje, dzięki czemu mogliśmy bez słów, zrozumieć co czuje to drugie.
- Jaki ślad? To tylko stare rysunki - Zwrócił mi uwagę, przyglądając się mojej twarzy z uwagą.
- Te nie, tylko spójrz, wyglądają na świeże - Podając świeczkę chłopakowi, dałem mu spokojnie przyjrzeć się ilustracją znajdującym się na ścianach.
- Faktycznie to jest w miarę świeże - Przyznał mi rację, zauważając to, co ja widziałem już od samego początku, zaczynając wszystko powoli układać sobie w głowie. Dziadek ukrył te ruiny, aby nikt nigdy ich nie odnalazł i nie odkrył tego, co się w nich znajduje, skąd więc te obrazy? Czyżby ktoś tu jednak był? Czy staruszek był w stanie uwięzić tu kogoś, kto zna całą prawdę? Nie to nie możliwe dziadek taki nie jest, na pewno by tego nie zrobił, a co jeśli jest? Rany ja chyba nigdy tak naprawdę go nie znałem.
- Skarbie słuchasz mnie? - Słysząc głos męża, dobiegający do mnie z oddali pokręciłem energicznie głową, wracając na ziemię.
- Nie, przepraszam, co mówiłeś? - Przyznałem się, do niesłuchania tego, co do mnie mówi, nie chcąc, a wręcz nie mogąc go okłamywać, to byłoby nieuczciwe i wbrew zasadom paktu.
- Mówiłem, że coś usłyszałem, obawiam się, że nie jesteśmy tu sami - Szepnął w miarę cicho, obejmując mnie ręką w pasie, chcąc za wszelką cenę uchronić od złego, gdy powinno to działać zupełnie inaczej, to ja mam go chronić nie on mnie.
- Tylko spokojnie może ci się coś przesłyszało - Stwierdziłem, sam bowiem nic nie usłyszałem nadzwyczajnego, aby od razu siać panikę, kiedy nie było to naprawdę konieczne.
Skupiając się na drodze, zlekceważyłem ostrzeżenia mojego męża, idąc naprzód z tą różnicą, że nie trzymałem już dłoni męża, nie trwało to jednak długo, gdyż on sam uchwycił ją dość mocno, nie pozwalając mi za bardzo się od niego oddalić. Spokojnie i bez większych przeszkód pokonywaliśmy drogę, mijając stare zniszczone posągi i rysunki przedstawiające ludzi i anioły razem, tak jak było to opisane w księgach, które kiedyś czytałem. Co to wszystko mogło oznaczać? Czyżby na ścianach była prawdziwa historia. Tego, jak żyliśmy kiedyś z ludźmi? A jeśli tak to dlaczego już nie żyjemy, a dziadek całe życie wpajał mi, że ludzie są źli.
Nic już z tego nie rozumiejąc, nagle dostrzegłem sylwetkę młodej dziewczyny, która stanęła w oddali, chyba przyglądając się nam, nie widziałem jej twarzy, więc pewny nie mogłem być.
- Kim jesteście i czego tu szukanie? - Odezwała się jako pierwsza, przerywając panującą ciszę, którą wraz z mężem tak baliśmy się przerwać.
- A kim jesteś ty? - Spytałem, mrużąc oczy, nie ufając nieznajomej na tyle, aby tak od razu powiedzieć, kim jesteśmy i czego tu szukamy.
Nieznajoma nie odpowiedziała, znikając w cieniu, zaskoczony jej zachowaniem ruszyłem za nią, chcą za wszelką cenę, dowiedzieć się kim ona była i dlaczego zachowywała się w sposób tak dziwny i wręcz dla mnie niezrozumiały.
- Miki zaczekaj - Sorey chwycił mocno moją dłoń, którą zdążyłem mu wyrwać, biegnąc za nieznajomą, nieprzyjemnie szarpiąc w swoją stronę, bym znów nie próbował uciekać. Zostawiając go w tyle. - Zwariowałeś? Nie możesz tak sobie uciskać, łatwo tu zrobić sobie krzywdę albo – co gorsza – zginąć - Zbeształ mnie jak małe dziecko, które nie słucha swoich rodziców, mając świętą rację, przecież mogłem takim zachowaniem narazić i siebie i mojego męża, który przecież cały czas był przy mnie, co ja sobie w ogóle wyobrażam, robiąc coś takiego?
- Przepraszam - Wyraziłem skruchę, podświadomie chcąc iść dalej, ta dziewczyna kim ona w ogóle była? Mam już naprawdę dość zagadek. - Możemy już ruszać? - Dopytałem, uśmiechając się ładnie, chcąc już iść, nie marnując więcej czasu.
- Tym razem masz się pilnować i nie puszczać mojej dłoni - Burknął niezadowolony, pozwalając mi iść dalej, za co byłem my naprawdę wdzięczny, nawet nie ma pojęcia, jak wiele to dla mnie znaczy.
- Dziękuję - Grzecznie ruszyłem za dziewczyną, w duchu błagając, aby tajemnicza nieznajoma się odnalazła.
Błagać długo nie musiałem, bo i zguba się odnalazła.
Dziewczyna tym razem była zdecydowanie bliżej, mogłem uważnie jej się przyjrzeć, czując się tak, jakbym już kiedyś gdzieś ją widział czy to w ogóle jest możliwe?
- Kim jesteście i czego tu szukacie? - Ponowiła swoje pytanie, zaciskając w dłoni broń, która pojawiła się w niej znikąd. Teraz już byłem pewien jednego, ona nie była człowiekiem, czy to możliwe, że ona nie, na pewno nie przecież poznałbym kogoś tej samej rasy prawda?
- Jestem Mikleo Serafin wody, a to mój mąż Sorey, szukamy dowodów na nurtujące nas pytania. Czy nie jestem ostatnim serafinem wody na świecie - Wyjaśniłem, rozumiejąc, że i ona nic nie powie, jeśli nie odpowiem jej na pytanie.
- Serafin wody na wolności? - Zaskoczenie w jej głosie odbyło się i na mnie, jak to na wolności nie rozumiem co w tym dziwnego?
- Na wolności? Co masz na myśli? - Zaskoczony nie miałem zamiaru udawać, że wszystko jest w porządku, gdy zdecydowanie jej słowa nie były w porządku, coś się za nimi kryje, a ja muszę wiedzieć co.
- Chodźcie za mną - Dziewczyna powoli ruszyła przed siebie co i ja zrobiłem, idąc za nią, chcąc dowiedzieć się, za wszelką cenę co miała na myśli, mój mąż, choć niepewnie ruszył za mną, nie chcąc, abym w tym momencie został sam, z nieznajomą. - To nasz dom - Zwróciła się do nas, wychodząc z ruin, ukazując nam piękny teren pełen pięknych drzew, zdrowej trawy, pięknych kwiatów i wody, której było pod dostatkiem. - Jestem Aurora, Serafin wody - Przedstawiając się, prowadząc nas, do jak się później okazało rodziny. - A to moja rodzina - Przedstawiła nam swoją rodzinę, która również okazała się wodnymi Serafinami. A więc od początku byłem oszukiwany tylko dlaczego? Co takiego zrobiłem, aby mnie tak potraktowano..
Nie wiedząc co powiedzieć i jak się zachować to wszystko było takie trudne, cieszyłem się, że nie jestem sam, a jednocześnie czułem się z tym bardzo źle, cały czas wmawiano mi, że jestem ostatnim, a teraz nagle to wszystko się zmieniło.
- Niesamowite - Wydukałem, nie potrafiąc wypowiedzieć ani słowa więcej.
- Może chcecie, abym was oprowadziła i trochę opowiedziana o naszym życiu? - Gdy to zaproponowała, uśmiech sam pojawił się na moich ustach, chciałem i to bardzo chciałem, przecież to była moja szansa, aby się czegoś dowiedzieć czy mogę ją zmarnować?
- Chcemy? - Niepewnie spojrzałem na męża, nie chcąc robić nic bez jego zgody w końcu i on powinien wyrazić swoje zdanie na ten temat, nie mogę sam decydować nie w takich sytuacjach.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz