Byłem zaskoczony postępowaniem dziadka, spodziewałem się, że znowu będzie kazał nam spędzić jedną noc oddzielnie, która później zmieni się w kilkanaście dni rozłąki, a on tak po prostu powiedział, że będziemy więcej pracować. Cóż, ja nie widziałem w tym kłopotu, bo nawet jeżeli nasze dnie będą zawalone pracą, to zawsze będziemy mieli dla siebie wieczory i noce. To zawsze coś. Możliwe, że z czasem złość dziadka przejdzie, kiedy zauważy, że to, co robimy, nic nie daje może, tylko może, w końcu nas zaakceptuje. Naprawdę mam nadzieję, że w końcu tak się stanie, czy proszę od niego zbyt wiele?
- Czegokolwiek by nie próbował, nie pozwolę mu, aby tak zrobił – odparłem, delikatnie zakładając jeden z kosmyków za jego ucho. Jego włoski tak śmiesznie teraz wyglądały, przez to, że były mokre podczas snu, delikatnie się napuszyły i były bardzo roztrzepane. Myślę jednak, że kiedy je już rozczeszę, będą się już ładnie układać.
- Może spróbować zamknąć mnie jutro, kiedy będziemy rozdzieleni – w sumie, to było bardzo prawdopodobne, co nie napawało mnie optymizmem. Nie mogłem jednak tego po sobie poznać, miałem być jego wsparciem.
- Nawet jeśli cię gdzieś zamknie, obiecuję, że cię znajdę i uwolnię, niczym księcia z najwyższej wieży – powiedziałem łagodnie, odwrócić jakoś jego uwagę od negatywnych myśli.
- A to nie była księżniczka? – spytał, delikatnie marszcząc brwi. Fakt, też mi się wydawało, że ta bajka szła jakoś inaczej, ale co to za różnica? Ważne, że metafora się zgadza, a aż takie szczególiki nie są ważne.
- Czyli wolisz być moją księżniczką, niż moim księciem? – spytałem głupio, posyłając mu szeroki uśmiech. Zaraz poczułem, jak mój mąż uderza mnie w tył głowy; nie za mocno, by nie zrobić mi większej krzywdy, ale też nie za lekko, bym wyraźnie to odczuł. Poczułem się troszeczkę, jak za dawnych czasów, kiedy wszystko było odrobinkę prostsze. Szkoda tylko, że zachowanie dziadka to wszystko troszeczkę psuło. – No co? Tylko zapytałem – wyburczałem z udawaną urazą, masując sobie obolały tył głowy.
- Czasem lepiej się nie pytać – odparł, udając obrażonego, ale mogłem zauważyć, że kąciki jego ust są delikatnie uniesione. To drobne droczenie i jemu sprawiło przyjemność, co wyjątkowo mnie cieszyło. Mimo tych kilku godzin snu, wyglądał fatalnie. Zawsze był blady, ale teraz jego cera nie wyglądała zdrowo, no i jeszcze te cienie oraz zaznaczone kości policzkowe, one zwykle się nie pojawiały. Dziadek nie widzi tego, w jak złym jest stanie?
- Przypominam, że ty zacząłeś – pokazałem mu język i po chwili oboje parsknęliśmy śmiechem. – Siadaj, rozczeszę ci włosy, a potem przygotuję coś do jedzenia. I może gorącej herbaty, co? – zaproponowałem i ucałowałem go w czubek nosa.
- Wiesz, że jedzenie nic mi nie da, prawda? – przypomniał mi, na co westchnąłem cicho. Oczywiście, że go pamiętam, przypomina mi to za każdym razem, kiedy próbuję w niego coś wcisnąć. A jednak, mimo tego jego ciągłego przypominania ciągle mam nadzieję, że jednak to coś da i poprawi jego zdrowie.
- Wiem, ale dla lepszego samopoczucia przecież możesz, prawda? Siadaj, ja pójdę po szczotkę – powiedziałem, całując go w czoło.
Mój mąż nie miał innego wyjścia, jak tylko mnie posłuchać i usiąść na krześle. Na jego szczęście zdecydowałem się wziąć grzebień ze sobą, bo teraz przez cały wieczór wyglądałby jak puchata owieczka. Ja oczywiście bym na to nie narzekał, ale myślę że Mikleo czułby się lepiej w uczesanych włosach, a tego w tej chwili chciałem najbardziej. By czuł się jak najlepiej. Jak widać, nie idzie mi to jakoś specjalnie dobrze. Nie spisuję się jako mąż, gdyby ta było, to w tym momencie mój mąż nie musiałby się bać własnego dziadka. Nie uspokajają go nawet moje zapewnienia, a to już chyba o czymś świadczy, prawda? Gdybym faktycznie się spisywał, Mikleo czułby się przy mnie bezpiecznie, nie bałby się mnie. Gdzieś popełniłem błąd, tylko nie wiem do końca gdzie. Ale to nie szkodzi, zrobię wszystko, aby go naprawić i jakoś pomóc Mikleo.
- Co zrobimy z dniem jutrzejszym? – spytał mnie, podczas kiedy rozczesywałem jego splątane kosmyki.
- To, co każe nam dziadek – przyznałem, nie widząc innego wyjścia. Prace fizyczne nie wydają się niczym strasznym, a poza tym, nie mogę nieskończenie pomagać w naprawie chatek, większość z nich wydaje się w naprawdę dobrym stanie. Tak samo, jak mój mąż nie może się wieczność uczyć i chodzić na treningi. Zwłaszcza, jeżeli chodzi o treningi, dziadek doprowadził go do takiego stanu, że może być to niebezpieczne. – Oczywiście, z umiarem, jeżeli każe nam zrobić coś ponad nasze siły, po prostu mu odmówimy. A gdyby cię do czegoś bardzo przymuszał, również daj mi znać, to wtedy wyjaśnię mu kilka rzeczy – dodałem, całując go w czubek głowy.
- Myślisz, że to coś da? – ciągle, kiedy tylko wspominał dziadka i sytuacje z nim związaną, słyszałem strach w jego głosie, co sprawiało, że czułem się z tym źle. Gdybym tylko był lepszy i silniejszy, nie miałby powodów, by tak się czuł.
- Mam taką nadzieję. Chciałbym, aby dziadek nas zaakceptował – przyznałem cicho, sięgając po jego złotą opaskę i zakładając ją na czoło. – A jeżeli dalej będzie próbował więzić ciebie, albo mnie, albo nas obu naraz... cóż, chyba nie będzie sensu, aby zostawać tu dłużej – to zdanie dokończyłem mniej pewnie. Nie wiedziałem, czy Mikleo podziela moją opinię, a nie chciałbym robić nic przeciwko niemu. Jednak, co to za sens przebywania w tym miejscu, skoro razem nie jesteśmy tu mile widziani? Yuki’emu jakoś to wyjaśnimy, jestem pewien, że to zrozumie. Zresztą, jak ostatnio z nim rozmawiałem wyznał mi, że stęsknił się już bardzo za Codą. I za córką służącej, która potrafi dostrzegać Serafiny. Nie za bardzo pamiętałem, jak miała na imię, martwiłem się wtedy o Mikleo i przyznam, słuchałem wtedy swojego synka jednym uchem.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz