piątek, 26 marca 2021

Od Soreya CD Mikleo

Ta cała rozmowa coraz mniej zaczynała mi się podobać. Kiedy był z nami Yuki, dziadek miał zupełnie inne nastawienie, które diametralnie się zmieniło po tym jak poszedł pobawić się z innymi. Rozumiałem, że musieliśmy omówić pewne ważne kwestie, o których nie da się mówić z uśmiechem na twarzy, ale czy on przypadkiem nie był wobec Mikleo za ostry? Dziadek jest jego mentorem, powinien go wspierać, a nie dołować jeszcze bardziej i obarczać winą za mój błąd i moje grzechy. 
- To, ilu ludzi zabiłem, spoczywa tylko i wyłącznie na moich barkach, nie na jego – powiedziałem wyjątkowo spokojnym głosem, trochę ignorując wcześniejsze pytanie dziadka oraz przerażony wzrok Mikleo. Fakt, nie powiedziałem mojemu mężowi o Aleksandrze... ale czy jego można było zaliczać do ludzi? Był potworem, którego nie dało się uratować, dlatego postanowiłem uratować najbliższe mi osoby. 
- Jego obowiązkiem jako anioła jest powtrzymanie cię od grzechów, a w tej kwestii nie zrobił nic – kontynuował dziadek, a w jego głosie usłyszałem ostrzegawczą nutkę, która oznaczała „nie przesadzaj”. Znałem to doskonale z dzieciństwa, kiedy w dyskusjach z nim zapędzałem się za daleko, ale teraz wcale nie zapędzałem się za daleko. Wręcz przeciwnie, dopiero zaczynam z nim rozmawiać i zamieniam odeprzeć każdy zarzut, jaki będzie kierował w jego stronę. 
- Jak miał zrobić cokolwiek, skoro nie miał o niczym pojęcia? – skrzyżowałem ręce na piersi, nie spuszczając wzroku z dziadka. 
- Sorey... zabiłeś kogoś jeszcze? – słysząc pełen przerażenia głos mojego męża, od razu zwróciłem na niego uwagę. 
Przyznam, byłem zaskoczony tym, jak bardzo mój mąż jest przestraszony na samą myśl o tym, że zabiłem kogoś poza tamtym opętanym przez zło człowieka, ale.. no dobra, to mogło brzmieć strasznie, zwłaszcza dla anioła. Nie mówiłem mu jeszcze o Aleksandrze, chociaż bardzo chciałem zrobić to od razu, nie miałem jednak kiedy to zrobić. Kiedy tylko wróciłem do pokoju, Mikleo leżał nieprzytomny na podłodze, przez dwa dni czuwałem nad nim i czekałem, aż się obudzi, a później jeszcze ta sprawa z Arthurem. Kiedy miałbym znaleźć czas, aby mu powiedzieć? Cóż, przynajmniej teraz mogę rozwiać jego wątpliwości, w końcu nie zrobiłem niczego złego, albo przynajmniej niczego tak złego, jak tamten potwór. Zabijając Aleksandra, uratowałem życie Mikleo, Yuki’ego oraz resztę serafinów wody, które przerwały tę masakrę. 
- Tak, ale nie martw się, zabiłem jedynie Aleksandra – powiedziałem uspokajająco, nie chcąc aby się niepotrzebnie denerwował. Dlaczego zatem przerażenie na jego twarzy się powiększało? 
- Widzę, że macie między sobą wiele do przedyskutowania, dlatego zostawię was samych. Później jeszcze z tobą porozmawiam, Mikleo. Mam nadzieję, że w końcu zrozumiesz swoje błędy – odparł dziadek, rzucając Mikleo nieodgadnione spojrzenie. 
Tak jak dziadek powiedział, tak zrobił. Nie spiesząc się specjalnie, wyszedł ze swojej drewnianej, niewielkich chatki, pozostawiając mnie w zaskoczeniu i zadumie oraz Mikleo, który wyglądał na przerażonego oraz wściekłego zarazem. Czyli... mój mąż nie jest zadowolony z faktu, że Aleksandra nie ma już na tym świecie? Przecież dzięki temu nie musi się już więcej bać. Doskonale pamiętałem, jak przerażony był już na sam dźwięk jego imienia, co było dosyć naturalne. Ten potwór próbował go zabić dwa razy, z czego raz faktycznie mu się udało; poddał go okropnym torturom, po których dochodził do siebie tygodniami... przecież to dobrze, że nie ma go już z nami na tym świecie. W końcu wszyscy są bezpieczni, a tęsknić za nim nikt nie tęskni, nawet własna siostra zrozumiała, jakim potworem jest i odwróciła się od niego w ostatniej chwili. Nie zmienia to jednak faktu, że jej nie wybaczyłem i nigdy nie wybaczę tego, że tak po prostu oddała mojego męża, a jej dawnego przyjaciela w jego łapy. 
- Czemu mi wcześniej o tym nie powiedziałeś? – cichy głos Mikleo odwrócił moją uwagę od zamkniętych, drewnianych drzwi i sprawił, że poświęciłem ją całą jemu. 
- Chciałem, ale... najpierw byłeś nieprzytomny przez dwa dni i dochodziłeś do siebie, i później jeszcze Arthur się do ciebie... i po prostu o tym zapomniałem – powiedziałem, cicho wzdychając. 
- Kiedy to tak właściwie się stało? – dalej pytał Mikleo, a ja zobaczyłem, że zaczyna się trząść... stało się coś złego? Niczego nie rozumiałem. Chwyciłem delikatnie jego dłonie i lekko je uścisnąłem pragnąc, by choć trochę się uspokoił. Stres nie służy dobrze ani ludziom, ani aniołom, a już zwłaszcza jemu. Już teraz jest za chudy i uparcie nie chce przybierać na wadze, niezależnie od tego co robię i jak robię. 
- Pamiętasz, jak wyruszyłeś na misję z Arthurem? Pozbyłem się go dzień po tym, jak wróciłem z wyprawy z królową – odpowiedziałem zgodnie z prawdą, postanawiając być z nim szczery... co ja gadam, przecież nawet nie zamierzałem go okłamywać. Czemu miałbym to zrobić? Już wcześniej chciałem mu to wszystko powiedzieć, tylko po prostu wypadło mi to z głowy. Chociaż, jak tak widzę teraz jego reakcję, to chyba lepiej byłoby, abym mu nie mówił. A może taka reakcja jest winą tego, co powiedział mu dziadek.
 To nie były delikatne słowa, i jeszcze mówił to z takim dziwnym niezadowoleniem w głosie... po tym wszystkim mój mąż musi się czuć jeszcze gorzej, teraz pewnie pomyśli, że zawiódł nie tylko dziadka, ale i mnie, a przecież wcale tak nie jest. Nigdy mnie nie zawiódł. Jest dobrym mężem i wspaniałym aniołem, wypełnił w końcu swój obowiązek, prawda? Mimo, że tego nie chciałem, poświęcił się i oddał za mnie życie. Szkoda tylko, że dziadek w ogóle o tym nie wspomniał, tylko wytknął mu wszystko, co najgorsze, chociaż nadal nie rozumiałem, co złego jest w tym, że Mikleo przejawia uczucia. Nie on jedyny. Przecież Lailah ukazywała uczucia, Zaveid również i to momentami aż za dużo i za bardzo, więc dlaczego Mikleo został tak zbesztany? I jeszcze słowa dziadka o miłości... przecież bez problemu może kochać i chronić mnie jednocześnie, w końcu i na tym miłość polega, a jemu wychodzi to idealnie. Naprawdę nie mam na co narzekać, dlatego tak bardzo nie rozumiem obwiniań dziadka. Jest wobec niego zdecydowanie za surowy. 
- Co się dzieje? Czemu się nie cieszysz? Już go nie ma, nie musisz się obawiać. Jesteś bezpieczny, tak samo, jak i Yuki – dodałem bardzo zmartwiony jego stanem, kiedy nie odezwał się po dłuższym czasie, jakby trawiąc moje słowa.

<Mikleo? c:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz