Wpatrywałem się w mojego męża zaskoczony, powoli przyswajając do siebie jego słowa. Zgodził się? Tak po prostu? Znaczy, nie tak po prostu, miał pewien warunek, ale i tak byłem zaskoczony. Kiedy go prosiłem o ciągłe noszenie tej obroży, nie miałem za bardzo wielkiej nadziei, że się zgodzi, zwłaszcza po tej pierwszej rozmowie. Rzuciłem głupim pomysłem ot tak, bo chciałem i bo mogłem.
- Pasuje ci to? – spytał w końcu po minucie czy dwóch, podczas to których kompletnie nic nie mówiłem.
- Czekaj, mówisz poważnie? – odezwałem się i poprawiłem się na łóżku, nie spuszczając z niego wzroku. On sobie żartuje? Na co dzień raczej nie żartuje, ale dzisiaj zauważyłem, że ma wielką ochotę na drażnienie się ze mną i nie miałem żadnej pewności, czy sobie ze mnie żartuje czy nie.
- No... tak. Czemu miałbym kłamać? – odparł, patrząc na mnie z uwagą i może lekkim niezrozumieniem.
Nie odpowiedziałem na jego pytanie, tylko nachyliłem się nad nim i obdarzyłem mojego męża namiętnym pocałunkiem. Doskonale wyczułem to, że zaskoczyłem tym gestem, ale po chwili chłopak odwzajemnił pocałunek, zarzucając ręce na mój kark. Czy ja już wspominałem mu, że jest niesamowity? Bo właśnie taki jest, niesamowity i niezwykły, zdecydowanie na niego nie zasługiwałem, co on tak właściwie przy mnie robi? Ze swoimi atutami i urokiem znalazłby sobie kogoś o wiele lepszego ode mnie. Może miałby malutkie problemy, bo w końcu nie każdy człowiek mógłby go ujrzeć, bo w końcu tylko nieliczni byli w stanie go dostrzec. Zresztą, jak nie zachwyci człowieka, to zachwyci się z nim inny anioł. Może to właśnie z aniołem byłby szczęśliwszy? Czułby się bardziej zrozumiany, i nie cierpiałby, jak to miało miejsce w naszym związku i co było głównie moją winą.
- Kocham cię, wiesz o tym? – wymruczałem, kiedy w końcu się od niego oderwałem. Delikatnie pogładziłem go po policzku, wpatrując się w niego z uśmiechem. – Bardzo, ale to bardzo cię kocham – dodałem i delikatnie ugryzłem jeden z jego zbyt wystających obojczyków. Koniecznie muszę zadbać o jego powrót do jego normalnej wagi. Rany, ciągle o tym myślę, a kompletnie nic z tym nie robię. Znaczy, robię, ale nie wydaje mi się, że zachęcanie go do jedzenia niewiele mu da. Może tylko to sprawić, że poczuje się lepiej.
- Też cię kocham – odpowiedział, całując mnie w czoło.
- Ale ja kocham cię bardziej – odpowiedziałem, opierając podbródek o jego klatkę piersiową i przytuliłem się do jego ciała, kompletnie nie przejmując się tym, że jest nagi, albo że ja nie mam na sobie ubrań. W końcu, drzwi były zamknięte, ja już o to zadbałem, by w końcu nikt nie przeszkodził nam w tej cudownej chwili, miałem już odrobinkę dosyć tego ciągłego przerywania mi.
- Ależ oczywiście, inaczej być nie może – odparł delikatnie rozbawiony moimi słowami, zakładając za ucho jeden z moich niesfornych kosmyków.
Nie rozumiałem tylko jednego, co go tak bardzo rozbawiło? Stwierdziłem bardzo prosty fakt, to wszystko. Moja owieczka ma naprawdę dziwne poczucie humoru, którego nie potrafię zrozumieć, chociaż bardzo się staram. Może to taka anielska rzecz? Wcale bym się nie zdziwił, gdyby faktycznie tak było, anioły nadal mnie zaskakują. Obcuję z nimi całe życie i pomimo tego nie wiem o nich za dużo... no dobrze, prawie całe życie, ale nie zmienia to faktu, że to nadal sporo lat. Powinienem wiedzieć o nich nieco więcej, zwłaszcza, że związałem się jednym z nim do śmierci, i to najpewniej do tej mojej. Co ja gadam, na pewno do mojej, nie mogę pozwolić na to, aby Mikleo zginął przede mną, w końcu jestem mu to winien,
- Wyglądasz pięknie – wymruczałem, całując jego szyję, tuż pod przypiętą obrożą, postanawiając się już dłużej nie zastanawiając nad powodem jego rozbawienia, skoro nie wiem, o co mu chodzić. – Myślisz, że jeszcze będziemy mieć chwilę na drugą rundę? – wyszeptałem pomiędzy pocałunkami, którymi powolutku schodziłem coraz to niżej, tym samym odrobinkę drażniąc się z moim aniołem.
- Właściwie, to chciałem porozmawiać – odezwał się cicho, wplatając swoje w palce w moje włosy i cicho wzdychając, mimo wszystko poddając się moim pieszczotom. Zaprzestałem jednak jakichkolwiek czynności, odsuwając się od niego i przyglądając mu się z uwagą.
- O czym? – spytałem, kładąc się obok na poduszce, chcąc spełnić prośbę Mikleo. Chciał porozmawiać? Nie ma problemu, możemy porozmawiać, zwłaszcza, że mamy jeszcze trochę czasu dla siebie.
- O treningach. I o twojej rozmowie z Alishą – zaczął, na co zmarszczyłem brwi. Zrozumiałem, że może mógł być ciekawy tego, o czym rozmawiałem z królową, ale to pierwsze pytanie... nie mam pojęcia, skąd mu się to wzięło.
- Jakich treningach?
- Chciałem cię poprosić o wznowienie treningów. Mam wrażenie, że jestem zbyt rozleniwiony – odparł, przysuwając się do mnie i kładąc głowę na mojej klatce piersiowej. Odruchowo objąłem go ramieniem i zacząłem kreślić szlaczki na jego brzuchu.
- Jeśli tego chcesz, nie widzę żadnego problemu – powiedziałem, całując go w czoło. – Tylko proszę, nie rano, chciałbym się choć trochę wyspać – dodałem szybko, by czegoś sobie nie ubzdurał w tej małej główce. Nie widziałem nic złego w treningach, w końcu i mnie one się na pewno przydadzą. Moglibyśmy nawet ćwiczyć podczas podróży do dziadka, tylko wieczorami. Cóż, każda pora jest dobra, tylko nie rano. – I w sumie, skoro już jesteśmy spakowani, moglibyśmy wyruszyć pojutrze. Co ty na to? Czy może jednak za wcześnie? – dodałem, przypominając sobie o jego kolejnym pytaniu. Rozmawiałem z Alishą właśnie o prowiancie i naszym wyjeździe, więc teraz wszystko zależało od Mikleo i Yuki’ego. Mam nadzieję, że się zgodzą, im szybciej wyruszymy, tym lepiej.
<Mikleo? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz